Powstała w 1945 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych zastąpiła, jak się okazało, niewydolną Ligę Narodów. Należy zauważyć, iż głownym wzmocnieniem ONZ w stosunku do swojej poprzedniczki było zaangażowanie Stanów Zjednoczonych. Polską racją stanu było wówczas niedopuszczenie, by wśród stałych członków Ligi znalazły się Niemcy, bez jednoczesnego uzyskania tego poziomu członkostwa przez Polskę. Wydawało się, iż podobne strategiczne założenia w ONZ ma niepodległa Rzeczpospolita Polska. Miejsce w systemie globalnego bezpieczeństwa dla państw średniej wielkości wywalczyła w 1945 roku Kanada, upierając się przy utworzeniu systemu niestałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa, idealnym narzędziu dla aktywności pańśtw takich jak Polska.
Co ciekawe, Polska przez wiele lat PRL aktywnie uczestniczyła w systemie ONZ, budując tym samym (na ile sztucznie to inny temat) swoją pozycję w wielu wpływowych stolicach i zapalnych regionach świata. Jak jest obecnie?
Już na starcie pod koniec ubiegłego roku ustami R. Sikorskiego Polska zrezygnowała z ubiegania się o mandat niestałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ. Zrezygnowała, mimo realnych szans na zdobycie tej prestiżowej pozycji (m.in. z uwagi na kalendarz obejmowania tego stanowiska przez zainteresowane średnie państwa). Decyzja z 2009 roku mogła wyglądać na realizację szerszej strategii rezygnacji z aktywności w tym międzynarodowym, przeżywającym kryzys, gremium. Oto co mówili wówczas decydenci z PO:
"Polska coraz intensywniej uczestniczy w misjach Sojuszu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej. W związku z tym wracamy z misji ONZ; staram się nie używać słowa +wycofujemy+, ale +zamykamy+ naszą obecność w misjach ONZ" - wskazał szef MON. Jak dodał, "dla bezpieczeństwa naszego kraju nie odgrywają one takiej roli jak niegdyś". Minister B. Klich potwierdził, że właśnie z tych względów wycofujemy się jesienią także z misji ONZ w Czadzie oraz na Wzgórzach Golan.
Rząd D. Tuska przyjął wówczas strategię, z której równolegle zaczął wycofywać się cały zachodni świat. NIe muszę chyba przypominać o odejściu od unilateralnej polityki USA i zgodnej opiniii o wielobiegunowości świata, który mógł być zarządzany jedynie w ramach ONZ. Oczywiście zmodyfikowanego - wzmocnionego przez poszerzenie Rady Bezpieczeństwa o nowych członków: państwa BRIC, czy też RPA. Nikogo z ekspertów ani historyków nie dziwiła chęć dołączenia do tego grona Berlina.
Polaków powinna jednak ona niepokoić. Nie tylko biorąc pod uwagę wspomniane historyczne priorytety. Członkostwo w RB jednocześnie Niemiec i Rosji to pożegnanie się z jakąkolwiek ponadregionalną rolą Polski. Nie wspominając już o naszych własnych obawach. Tym bardziej dziwi rezygnacja z ubiegania się o niestałe miejsce w Radzie przez Warszawę. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że ubiegał się o nie Berlin, z którym przecież prowadzimy bezkonfliktową politykę, Warszawa musiała z założenia zrezygnować z tej batalii. Czyżbyśmy bali się oficjalnej rywalizacji z Berlinem? Ciekawe, co by na taką strategię powiedział minister J. Beck?
Warto także przypomnieć o dysonansie pomiędzy podejmowanymi przez polski rząd działaniami, a oficjalnie postrzeganą przez niego wizją świata. Czy popierany przez D. Tuska multilateralny porządek świata może być realizowany poza ONZ? I czy po dwóch latach "pisowskiej ciemności i wstecznictwa" polska polityka zagraniczna może sobie pozwolić na odpuszczenie sobie aktywności w nowojorskiej organizacji? Zdaniem R. Sikorskiego i spółki - tak, jeżeli jest to nie po myśli Berlina. Ciekawe, czy Berlin lub Moskwa wykażą się w przyszłości podobną empatią.
Inne tematy w dziale Polityka