Jak to się dzieje, że Pan Bóg czasem karze osoby zacne, mądre, porządne i zasłużone? Nie rozumiem tego. Czytam dzisiaj z rana, że Arcybiskup Tadeusz Gocłowski uważa „atak na byłego prezydenta za krzywdę czynioną narodowi”. Duchowny bardzo krytycznie ocenia książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. Oświadczył, że to publikacja publicystyczna i „zbyt mocno upolityczniona”.
Wszystko ok. Arcybiskup może mieć taką opinię. Ale – jak dodaje – właśnie z tych powodów, że jego zdaniem – książka jest tak publicystyczna i upolityczniona - ksiądz arcybiskup jej ... nie przeczyta.
Arcybiskub Gocłowski dla wielu ludzie jest autorytetem. I to nie takim z warszawskiego salonu. I tenże duchowny publicznie ocenia coś, czego nie zna. Mówi, że nie ma zamiaru sprawdzić co też publicznie krytykuje. Ręce opadają, nie wiem, czy bardziej ma smiać się, czy płakać. Boże, cożeś Mu uczynił?
W sprawie Lecha Wałęsy niestety nie ma i nie będzie normalnej dyskusji. Lektura książki nie jest nikomu do niczego niepotrzebna. Każdy już wie wszystko przed lekturą.
Coraz mniej rozumiem ten świat. Ilość bzdur wypowiedzianych wokół książki bije rekordy obłudy, głupoty i nie wiem jeszcze czego. W każdym razie księga Guinessa powinna się poszerzyć o kolejne zapisy.
Więcej na temat swojego stosunku do tej sprawy relacji Lecha Wałęsy z SB piszę w dzisiejszej „Rzepie” w tekście, polemice z profesorem Andrzejem Friszke - „Czego jeszcze mam nie wiedzieć?”. Polecam. Ciekaw jestem Waszych opinii.
