Jedrek76 Jedrek76
744
BLOG

Janusz Bielik (14 II 1957-25 I 1988)

Jedrek76 Jedrek76 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

 

W dzisiejszym dniu (a właściwie już wczorajszym) mija 25 lat od śmierci Janusza Bielika zapomnianej ofiary stanu wojennego. Być może dla części Czytelników wyda się to dość problematyczne sformułowanie i być może łapiąc się w tym momencie za głowę będziecie zadawać sobie w duchu pytanie „co on wypisuje”? Jaka ofiara stanu wojennego skoro zmarł kilka lat po jego zakończeniu? Sam nad tym się długo zastanawiałem i analizując fakty (które w poniższym wpisie spróbuję streścić) nie mam wątpliwości, że Janusz Bielik był taką właśnie ofiarą wprowadzonego przez klikę gen. Jaruzelskiego stanu wojennego. Nie mam wątpliwości, iż takimi ofiarami stanu wojennego stała się także Jego najbliższa Rodzina.

Janusz Bielik (14 II 1957-25 I 1988) syn, mąż i ojciec dwójki dzieci (syn ur. 1979 r., syn ur. 1981 r.). Pracownik Walcowni Zimnej Blach (ZB-1) Kombinatu Metalurgicznego Huty im. Lenina, zarazem student II roku studiów wieczorowych na Wydziale Technologii i Mechanizacji Odlewnictwa AGH. Bezpośrednio przed tragicznym wydarzeniem jakie go spotkało uzyskał przeniesienie na lepsze stanowisko na wydziale Walcowni Blach Karoseryjnych (ZB-2) gdzie miał zostać pierwszym ślusarzem urządzeń. Był to dla niego awans życiowy, na który w pełni zasłużył swoją pracą. Kilka miesięcy wcześniej 12 listopada 1981 r. uzyskał prawo jazdy na samochody osobowe i ciężarowe do 3,5 tony.

Feralnego dla siebie dnia 30 września 1982 r. jechał taksówką do pracy, w celu przekonania kierownictwa swojego dotychczasowego wydziału do wyrażenia zgody na jego przeniesienie (zgody na to przeniesienie od 1 października na ZB-2 nie chciał podpisać dotychczasowy kierownik Bielika). Ze względu na trwające w Nowej Hucie walki, taksówkarz zatrzymał się na Al. Rewolucji Październikowej (obecnie Al. gen. Władysława Andersa), na wysokości os. XX-Lecia PRL (obecnie os. Albertyńskie) i nie zgodził się jechać dalej. Janusz Bielik po opuszczeniu samochodu postanowił podejść na pobliski przystanek autobusowy. Przeszedł zaledwie kilka metrów, kiedy zauważył nadjeżdżające od strony Placu Centralnego pojazdy opancerzone. Wkrótce zaś, kiedy znajdował w sąsiedztwie przystanku autobusowego linii 132 i zamierzał przekroczyć jezdnię by przejść na przystanek znajdujący się na os. XX-Lecia PRL, wyjechały w jego kierunku wozy opancerzone ZOMO i armatki wodne kierujące się w stronę Placu Centralnego. Z pojazdów tych funkcjonariusze ZOMO wystrzeliwali w kierunku osiedli, jak i wprost w osoby znajdujące się w pobliżu petardy z gazem łzawiącym. Było już po godz. 16.00 kiedy jednym z takich pocisków, wystrzelonych z bliskiej odległości Janusz Bielik został trafiony w twarz. W wyniku uderzenia doznał złamania szczęk, nosa, wieloodłamowego złamania kości jarzmowej prawej z przemieszczeniem oraz stracił prawe oko (złamanie prawego oczodołu, wylew krwi do przedniej komory i ciała szklistego, oderwanie tęczówki od nasady, zaćma pourazowa). Ogłuszony Janusz Bielik upadł, na chwilę tracąc świadomość i doznając częściowego zaniku pamięci. Kiedy krew zalewała mu twarz został wniesiony przez świadków tego wydarzenia do klatki bloku nr 16 na os. XX-Lecia PRL. Około godz. 16.15 przez Jolantę K. lokatorkę tego bloku została wezwana do rannego karetka Pogotowia Ratunkowego, która zawiozła Janusza Bielika na Oddział Laryngologii Szpitala im. Żeromskiego na os. Na Skarpie, skąd po udzieleniu pierwszej pomocy został przewieziony do Kliniki Chirurgii Szczękowej AM gdzie przebywał do 29 października 1981 r., wówczas został przewieziony do Kliniki Chorób Oczu gdzie był hospitalizowany od 29 października do 24 listopada 1982 r. Tam też stwierdzono nieodwracalną ślepotę prawego oka.

Janusz Bielik stracił możliwość wykonywania jakiejkolwiek pracy. Poza utratą oka ogólnie zapadł na zdrowiu. Wpadł w stany depresyjno-lękowe, coraz częściej zaczął miewać ataki epilepsji. Miał problemy z najprostszymi czynnościami życiowymi. Jak stwierdzała żona przybyło jej trzecie dziecko. Jak wynikało z sentencji wyroku Okręgowego Sądu Pracy i Ubezpieczeń Społecznych (gdzie Bielik musiał procesować się z ZUS o przyznanie I grupy inwalidzkiej) stwierdzono u niego: encefalopatię pourazową, zniekształcenie twarzy i gałki ocznej prawej (trwałą ślepotę prawego oka), psychonerwicę depresyjno-neurasteniczną dużego stopnia z zaburzeniami wegetatywnymi i objawami niepokoju. Ponieważ Janusz Bielik nie był w stanie zeznawać w sprawie tego, jak doszło do postrzelenia Go, a nie było także większych szans na odnalezienie sprawcy, jego pełnomocnik prawny adw. Andrzej Rozmarynowicz złożył pisemne oświadczenie, iż jego klient odmawia złożenia zeznań na temat okoliczności zajścia. Mecenas Rozmarynowicz uprzedził jednocześnie, iż w imieniu J. Bielika skieruje sprawę na drogę postępowania cywilnego. Pod tym pretekstem podprokurator mgr Irena Głazek z Prokuratury Rejonowej dla dzielnicy Kraków-Nowa Huta wydała już 20 grudnia 1982 r. postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania przygotowawczego w sprawie uszkodzenia ciała Janusza Bielika (tj. o przestępstwo z art. 156 § 1 kk). Tutaj muszę podkreślić, iż w materiałach sądowych, które przeglądałem nie ma protokołu zeznań jakiegokolwiek z bezpośrednich świadków wydarzeń z 30 września 1981 r. (jedynym takim świadkiem była kobieta, do mieszkania której został przyprowadzony ranny Bielik przez dwóch nieznanych mężczyzn, i która wezwała karetkę pogotowia, zeznająca przed sądem w sprawie z powództwa cywilnego wytoczonej przez Bielików). Co zatem prokuratura robiła przez te kilka miesięcy czasu od wydarzenia? Czy prokuratura (nawet ta PRL-owska) nie miała obowiązku wszczęcia z urzędu sprawy o tak wysokiej kwalifikacji karnej?

Tymczasem rozpoczęła się batalia rodziny Bielików o odszkodowanie i finansowe zabezpieczenie egzystencji nie tylko samego Janusza Bielika, który w wyniku postrzału stracił możliwości wykonywania jakiejkolwiek pracy, ale także całej rodziny, jaką dotychczas miał na utrzymaniu. Próby polubownego załatwienia sprawy i dogadania się z WUSW w Krakowie (podejmowane w okresie 25 stycznia 1983 r. a 31 października 1983 r.) nie przyniosły skutku pomimo podjętych prób interwencji na najwyższym szczeblu i pism mec. Rozmarynowicza kierowanych do ówczesnego ministra spraw wewnętrznych gen. Kiszczaka, w których przedstawiał on tragiczną sytuację w jakiej znajduje się rodzina Bielików. Bezskutecznie. Prawni przedstawiciele WUSW w Krakowie, próbowali zbagatelizować sprawę przekonując, iż nie wiadomo w jakim stopniu stan zdrowia Bielika pogorszył się w wyniku postrzelenia petardą. W wyniku tego 20 grudnia 1983 r. pełnomocnik Janusza Bielika mec. dr Andrzej Rozmarynowicz skierował do Wydziału I Cywilnego Sądu Wojewódzkiego w Krakowie pozew o odszkodowanie w wysokości 1 050 000 zł oraz stałą rentę w rocznej kwocie 190 500 zł (miesięcznie 15 875 zł, tutaj należy dodać, iż była to kwota, zbliżona do pensji, jaką Bielik mógłby zarabiać na nowym stanowisku pracy gdyby nie doszło do tegoż tragicznego wydarzenia, w wyniku którego stracił możliwość wykonywania pracy, a renta jaka została mu przyznana przez ZUS była znacznie niższa od jego dotychczasowych zarobków).

W pierwszej sprawie sądowej, żona poszkodowanego mówiła o Jego stanie w sposób następujący:

„[…] wymaga stałej opieki. Jest nerwowy, wybuchowy ma niekontrolowane reakcje, ma napady padaczki. Boi się wyjść na ulicę, boi się samochodów, przeżywa stany lękowe. Cały czas jest na leczeniu psychiatry i neurologa. […] Ja nie mogę pracować ze względu na opiekę nad dziećmi. W ubiegłym roku powód [Janusz Bielik – przyp. J76] próbował popełnić samobójstwo […]”

W sumie dwukrotnie próbował targnąć się na swoje życie, wkrótce żona wraz z dziećmi (ze względu na aspekt wychowawczy dzieci) wyprowadziła się pozostawiając Go pod opieką rodziców.

Podczas procesu na podstawie ekspertyzy prof. dr hab. Zdzisława Marka (znanego m.in. z wydania kontrowersyjnej ekspertyzy w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa i z kilku innych ekspertyz, których sentencje zazwyczaj były na rękę SB) i dr Elżbiety Plac-Bobuli z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie, prawnik pozwanego WUSW w Krakowie próbował przekonać sąd o bezpodstawności żądań Rodziny Bielików sugerując, iż dolegliwości Janusza Bielika są w znacznej części spowodowane wypadkiem drogowym, jaki miał on w 1978 r., a nie uderzeniem petardą cztery lata później. Biegli na podstawie dokumentacji lekarskiej sprzed 30 września 1982 r. stwierdzali, iż ataki epilepsji Bielika miały już miejsce po wypadku z 1978 r. W swojej ekspertyzie sugerowali, że jego problemy zdrowotne sprzed 30 września 1982 r. pogłębiały się do tego stopnia, że (wg „biegłych”) nie miał szans na ukończenie studiów z wynikiem pozytywnym oraz oszukał lekarza wydającego mu zgodę na ubieganie się o prawo jazdy nie informując o swoich problemach zdrowotnych (bóle głowy, zdenerwowanie, agresja i sugerowane przez jednego z lekarzy symptomy epilepsji). W uzupełnieniu tej ekspertyzy biegli stwierdzali, iż w wyniku wypadku z 30 września 1982 r. utracił on „jedynie” 65% biologicznej sprawności i m.in., że „[…] doznane w krytycznym wypadku obrażenia powodują trwałe inwalidztwo trzeciej grupy, a więc powód byłby zdolny do wykonywania przeciętnie ciężkiej pracy fizycznej dostępnej dla jednoocznych. […]”. Sugerowali także uzależnienie alkoholowe Janusza Bielika sprzed 30 września 1982 r. na podstawie obserwacji w Szpitalu im. Babińskiego w… 1984 r.

W swoim piśmie z 21 stycznia 1985 r. pełnomocnik prawny krakowskiego WUSW radca prawny Edward Grabiec ośmielony takim wsparciem wręcz stwierdzał, iż „[…] do chwili obecnej powód nie wykazał żadnym dowodem, że skutki obrażeń ciała zostały spowodowane działaniami funkcjonariuszy strony pozwanej, a nie innych osób biorących udział w zajściach ulicznych w Nowej Hucie w dniu 30 września 1982 roku np. poprzez uderzenie kamieniem, krawężnikiem, bądź innym tępym narzędziem […]”.

Jednak Sąd Wojewódzki w Krakowie nie dał wiary takim twierdzeniom i jak wynika z sentencji wyroku z dnia 26 września 1986 r. zasądził od WUSW w Krakowie odszkodowanie w wysokości 563 200 zł oraz rentę uzupełniającą (w znacznie niższej kwocie, aniżeli wnoszona w pozwie). Wyrok ten nie był w pełni satysfakcjonujący dla Janusza Bielika w wyniku czego została złożona apelacja, w której domagał się on przyznania renty inwalidy wojennego. Sąd Najwyższy decyzją w dniu 16 marca 1987 r. podwyższył kwotę odszkodowania do 713 200 zł zarazem uchylając wyrok w pozostałej części do ponownego rozpatrzenia. Sąd Wojewódzki w Krakowie zasądził 30 października 1987 r. rentę uzupełniającą w wysokości 19 489 zł miesięcznie (za ostatni okres). Jak stwierdzono w uzasadnieniu wyroku „[…] WUSW w Krakowie jako strona pozwana jest odpowiedzialny za skutki wypadku powoda zaistniałego dnia 30.09.1982 r. […] skutkiem bowiem zdarzenia […] powód całkiem utracił zdolność do wykonywanej przed tym wypadkiem pracy zawodowej […]”.

Wkrótce po tym wyroku Janusz Bielik 25 stycznia 1988 r. zmarł nagle (w następstwie swojego kalectwa) na ulicy.

"Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, Zapomnij o mnie"

 

Źródła: IPN Kr 04/490, Akta sprawy cywilnej Bielik Janusz p-ko WUSW w Krakowie o odszkodowanie, t. 1-2

Informacje z Regionu i okolic, "Paragraf" nr 32 z 10 II 1988, s. 1.

Proces Janusza Bialika [Bielika - przyp.] przeciwko WUSW w Krakowie, "Paragraf" nr 33 z 10 III 1988, s. 6.

W rocznicę nocy grudniowej, "Paragraf" nr 44 z 12 XII 1988, s. 2.

A. Malik, Niepokorna Nowa Huta - walki uliczne i manifestacje w Nowej Hucie 1982-1983, "Sowiniec" nr 40 z 2012, s. 60.

Jedrek76
O mnie Jedrek76

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura