Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
1695
BLOG

Edukacja domowa dla sześciolatków

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 10

          Trwa konflikt wokół decyzji MEN o wcześniejszym rozpoczynaniu przez dzieci obowiązku szkolnego. Rodzice obawiają się warunków, w jakich sześciolatki mają podjąć obowiązek szkolny, sygnalizując słabe przygotowanie szkół, szczególnie w zakresie wyposażenia i warunków lokalowych. Równocześnie doświadczenia części rodziców, którzy zdecydowali się wysłać swoje dzieci rok wcześniej do szkoły w latach 2011 i 2012, również nie uspakajają nastrojów.

 

Tymczasem minister Szumilas stara się ignorować owe protesty i obawy rodziców, rozwijając szeroką akcję propagandową, która ma ukazać niepodważalne zalety wcześniejszego rozpoczynania szkolnej edukacji przez dzieci. Na stronie WWW MEN można co jakiś czas oglądać filmiki „o pięknym i wspaniałym szkolnym świecie” kontrapunktowanym smutnym i nudnym światem przedszkolnym. Oto znudzone i smutne przedszkolaki stają się aktywne i radosne po przekroczeniu szkolnych murów. Oglądając takie filmiki można zadumać się nad znajomością przez ich autorów oświatowych realiów. Generalnie, obserwując to, co dzieje się wokół tej kwestii, trudno nie zauważyć, iż rządzący dążą do zrealizowania swojego pomysłu, ignorując stanowisko znaczącej części rodziców. W ten sposób po raz kolejny widzimy, jak współczesne zbiurokratyzowane polskie państwo stara się ograniczyć wpływ rodziców na losy swoich dzieci, traktując zaniepokojonych rodziców jako osoby nierozumiejące co jest dobre dla ich dzieci. Zamiast poważnej rozmowy rządzących z obywatelami widzimy uparte dążenie urzędników do uzyskania pełnego wpływu na decyzje o losach edukacyjnych dzieci. Wg nich sześciolatki muszą zostać 1.09.2014 r. uczniami, gdyż właśnie tak wykoncypowano w zaciszu rządowych gabinetów. Nie zmieni tego również realizacja ubiegłotygodniowego oświadczenia premiera Tuska, iż będzie to dotyczyło tylko dzieci urodzonych w pierwszej połowie 2008 r., a wszystkie sześciolatki trafią do szkół obowiązkowo rok później. Taka zmiana stanowiska premiera jest jednym z elementów działań, mających poprawić pikujące w dół notowania rządu i jest w istocie jedynie drobną kosmetyką pomysłów pań Szumilas i Hall.

Skądinąd, słuchając argumentów zwolenników wcześniejszego rozpoczynania edukacji szkolnej przez polskie dzieci można zauważyć, iż ich autentyczne dobro pozostaje poza sferą ich zainteresowań. Głównym powodem /skrzętnie ukrywanym przez MEN/ na rzecz ulokowania sześciolatków obowiązkowo w szkołach jest ich wcześniejsze o rok wejście w przyszłości na rynek pracy. Po raz pierwszy powód ten został ujawniony oficjalnie przez ministra Michała Boniego na Kongresie Polskiej Edukacji w czerwcu 2011 r. Ostatnio zaczęto również eksponować kwestie nauczycielskiego rynku pracy, nie zauważając jednak, iż z samego przesunięcia dzieci z przedszkoli do szkół nie przybędzie dodatkowych nauczycielskich etatów.

Zresztą, gdyby rządzący w Polsce poważnie traktowali obywateli, to widząc narastający gwałtowanie konflikt, przedłużyliby bezterminowo istniejącą obecnie możliwość wyboru przez rodziców wcześniejszego o rok rozpoczynania obowiązku szkolnego. W ten sposób mielibyśmy do czynienia z optymalną sytuacją. Oto rodzice zainteresowani wcześniejszym wysłaniem dziecka do szkoły mieliby taką możliwość, a osoby obawiające się o los swojego dziecka, nie byłyby zmuszane do oddania go do nieprzygotowanej na przyjęcie sześciolatków szkoły. Takie rozwiązanie mogłoby w naturalny sposób doprowadzić za kilka /kilkanaście/ lat do bezkonfliktowego obniżenia o rok wieku rozpoczynania przez polskie dzieci obowiązku szkolnego. Niestety rządzący póki co zdają się zupełnie ignorować takie rozwiązanie.

W tej sytuacji obywatele z inicjatywy Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców zbierają podpisy pod obywatelskim wnioskiem o referendum edukacyjne „Ratuj maluchy i starsze dzieci też”. W proponowanych pytaniach referendalnych dwa z pięciu pytań odnoszą się bezpośrednio do wcześniejszego rozpoczynania przez dzieci obowiązku edukacyjnego. Do tej pory autorom owego wniosku udało się zebrać kilkaset tysięcy podpisów i pomimo tego, iż działają całkowicie społecznie, mają ogromną szansę na sukces. Gdyby jednak stało się inaczej, wówczas rodzice pragnący uchronić swoje dzieci przed negatywnymi skutkami wcześniejszego nauczania w szkołach mogą skorzystać z jeszcze jednej możliwości, czyli zorganizowania dla swoich dzieci edukacji domowej. Po nowelizacji ustawy o systemie oświaty z 12 marca 2009 r. właściwie tylko od determinacji rodziców zależy to, czy ich dziecko skorzysta z możliwości edukacji domowej /art.16 ust. 8 – 11 ustawy/. Stąd też, jeżeli obywatelska inicjatywa referendalna zakończy się niepowodzeniem, to wówczas rodzicom pozostanie właśnie skorzystanie z edukacji domowej sześciolatków. W ten sposób będą one zgodnie z prawem realizować obowiązek szkolny. Oczywiście dla jednej rodziny kwestia organizacji edukacji domowej może stanowić zbyt trudne wyzwanie, szczególnie w kontekście konieczności ograniczenia bądź zaprzestania wówczas przez jedno z rodziców aktywności zawodowej, co może mocno pogorszyć sytuację ekonomiczną rodziny. Jednak rodzice mogą przecież porozumieć się i organizować edukację domową dla kilku /a nawet kilkunastu/ dzieci, a wówczas ów problem może zostać skutecznie rozwiązany poprzez rotacyjne prowadzenie zajęć dla dzieci przez różnych rodziców, lub też przez jedną osobę, która bez uszczerbku dla sytuacji swojej rodziny może to czynić.

Rozważając kwestię edukacji domowej warto zauważyć, iż prowadzący ją rodzice pozbawiani są pieniędzy, które znajdują się w budżecie państwa na edukację ich dzieci. Otóż każdy polski uczeń objęty jest dotacją, która trafia do szkoły, w której realizuje on obowiązek edukacyjny, niezależnie od tego, czy jest to placówka publiczna, czy niepubliczna. Tylko dzieci realizujące obowiązek edukacyjny w domu /poza szkołą/ pozbawione są takiego finansowania. Jest to wyraźne naruszenie zasady równych praw obywateli. Sposób dotowania w Polsce szkół niepublicznych, skądinąd bardzo logiczny, wskazuje wyraźnie, iż ustawodawca założył, iż istnieje równość uczniów realizujących obowiązek edukacyjny w dostępie do środków publicznych, a jeżeli tak to należy ją rozszerzyć również na młodych ludzi, którzy ów obowiązek realizują poza szkołą. Gdyby zostali oni objęci dotacją, to wówczas ich rodzice mogliby dla grupy dzieci po prostu zatrudnić nauczyciela, który prowadziłby nauczanie. Pamiętając, iż uczeń korzystający z edukacji domowej musi z końcem roku szkolnego zdawać w szkole, do której formalnie jest zapisany, egzaminy kwalifikacyjne, jego rodzice musieliby ponieść z obrębu otrzymanej dotacji koszty ich przeprowadzenia. Podstawowa kwota subwencyjna na ucznia wynosi w 2013 r. ok. 5200 zł rocznie, czyli można założyć, iż każda rodzina zapewniająca dziecku edukację domową winna otrzymywać ok. 5000 zł na dziecko.  Trzeba podkreślić, iż rodzice organizujący dla swoich dzieci edukację domową mieliby pełne poczucie odpowiedzialności za los edukacyjny swoich dzieci, a przy takim poziomie dotacji normą mogłoby stać się nauczanie w edukacji wczesnoszkolnej grup dzieci z liczebnością na poziomie 10 osób. 

Naturalnie najlepszym rozwiązaniem problemu wcześniejszego rozpoczynania nauki szkolnej przez polskie dzieci byłaby możliwość decydowania przez rodziców, czy ma to nastąpić w wieku sześciu czy siedmiu lat. Jednak, gdyby rządzący w dalszym ciągu pozostawali głusi na argumenty rodziców, mogą oni zapisać dzieci do szkół, a następnie /muszą to zrobić do 31.05. roku, w którym dziecko będzie rozpoczynało szkolną naukę/ wystąpić do dyrektorów szkół o realizację przez ich dzieci edukacji domowej. Gdyby ów proces nabrał masowego charakteru mielibyśmy do czynienia z zupełnie fenomenalną i skuteczną akcją obywatelskiego nieposłuszeństwa, w stosunku do władzy ignorującej postulaty obywateli. Obserwując aktywność rodziców skupionych wokół prowadzonego przez państwa Elbanowskich Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców sądzę, iż mogą oni to zrobić skutecznie. W ten oto sposób dzieci rozpoczną wprawdzie realizację obowiązku szkolnego w wieku lat sześciu, ale uczynią to w warunkach dających rodzicom gwarancję ich bezpieczeństwa oraz dobrej jakości edukacji. Tak na marginesie, sądzę iż rządzący /podobnie, jak większość czynnych polityków/ nie przewidują, że rodzice mogą sięgnąć po ten środek, więc może czas by im to uświadomić. To może być także początkiem budowy w Polsce prawdziwie subsydiarnego państwa.

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości