Oto potłuczone towarzycho z lobby audiowizualnego ubzdurało sobie, żeby u nas też odcinać piratów komputerowych od sieci - co, guess what, nie ma najmniejszego sensu. Jak chcą coś odcinać, to niech sobie jaja odetną, żeby nie płodzili podobnych sobie kretynów. В чём дело? Ano w tym, że się ta banda zabiera do problemu od przysłowiowej dupy strony. Przede wszystkim, wielokrotnie powtarzany i zwyczajnie fałszywy argument o tym, że piractwo naraża MAFIAA i inne takie bandy na straty. Tak naprawdę, MAFIAA nic nie traci - ona po prostu nie zarabia, i to zaledwie hipotetycznie. Jeśli nie rozumiecie (bo MAFIAA nie rozumie) wyjaśniam: na piractwie MAFIAA "traci" 200 milionów dolców. Nie oznacza to, że wpisuje te 200 milionów w rubrykę "winien", tylko że nie wpisuje ich w rubrykę "ma", i to na chybotliwej podstawie. Otóż MAFIAA liczy sobie, ilu ludzi spiratowało film czy płytę, mnoży to przez cenę biletu/płyty i stąd jej się to bierze - choć niekoniecznie ten, co spiratuje, poszedłby na film czy kupił płytę. Równie dobrze MAFIAA mogłaby powiedzieć, że negatywne recenzje w mediach też powodują straty - w tzw. "opening weekend" do kin pójdą wszyscy z recenzentami włącznie, film okaże się tak zwanym crapem, opinia się rozniesie, nikt więcej do kina nie pójdzie, chyba że ludzie niedoinformowani. To samo z płytami: okaże się, że nowy album takiej np. Chylińskiej czy Cornella to pomyłka, ludzie przestaną kupować i pozamiatane. Zresztą ostatnio z filmami czasem jest tak, że najlepsze kawałki da się upchnąć w dwuminutowym trailerze, a pozostałe dwie godziny to marny wypychacz albo te same efekty, tylko w innej scenerii. Patrz, na ten przykład, "2012".
Wybiórcza nawet zrobiła sondę z pytaniem "Co rozwiązałoby problem piractwa internetowego?" - a najpopularniejsza odpowiedź to "Przystępne ceny plików, które chcę mieć". Niestety, odpowiedź ta jest głupio sformułowana - pic bowiem nie w tym, że pliki MP3 w sklepach internetowych są drogie, ale w tym, że te sklepy mają klienta z Europy Bliskowschodniej głęboko w dupie. "Need for Speed: Most Wanted Original Score"? Legalnie dostępny tylko na Amazonie, a próba zakupu kończy się komunikatem "Sorry, United States customers only" - well, go fuck yourself. Że udało mi się legalnie kupić OST z nowego Bionic Commando, to też cud - akurat Capcom wymyślił sobie, że będzie go sprzedawał nie tylko na iTunes. "Przystępne ceny" są bardziej adekwatne w przypadku usługi Steam i gier komputerowych, gdzie jakiś idiota ustawił ceny w dolarach i euro po kursie jeden do jednego, co oznacza, że w Europie gry są o 25% droższe bez żadnego powodu (dystrybucja elektroniczna, więc odpadają koszty transportu, tłoczenia itd.). A najlepszy myk? Część gier, które mają wersje pudełkowe, i tak korzysta ze Steama, a kosztuje mniej - przykładem Saints Row 2 (nawiasem mówiąc kiepskie), w sklepie (Empik) kosztujące bodaj 99 zł, a na Steamie 50 tojro (mówię tu o cenach z dnia premiery). Nawet nie musiałem wkładać płytki do napędu - po wpisaniu kodu aktywacyjnego na Steamie gra w całości ściągnęła się z sieci. Ale taka już głupia specyfika Steama, że jest usługą globalną i dla biednych Polaczków cen nie obniży, chyba że znalazłby jakiegoś partnera - a tu są jaja, bo polscy wydawcy obsługują poszczególnych producentów po kawałku i np. gry Valve wydaje Cenega, THQ - CD Projekt, a Electronic Arts to Electronic Arts (który zresztą ma własny system dystrybucji elektronicznej EA Store, i to z cenami specjalnie dostosowanymi do polskich warunków). Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby się dogadali. Jedyna sytuacja, w której Steam ma sens, to przeceny - udało mi się np. wyrwać Mass Effect za 30 zł (w polskich sklepach kosztuje ok. 70, w EA Store Polska też), Half-Life 2 Orange Box za 40 zł (w sklepach kosztował wtedy 70 zł) czy Warhammer 40000: Dawn of War Gold + Dark Crusade za 40 zł (w sklepach kosztował 60).
Druga pod względem popularności odpowiedź to "Nic - piractwo jest, było i będzie". Niech ktoś spróbuje zaprzeczyć. Co zabawne, te dwie odpowiedzi to łącznie 94% głosów, zaś pozostałe sześć procent rozdzielone jest pomiędzy trzy kolejne: "Edukacja i zwiększanie świadomości - piractwo to kradzież", "Odcinanie od Sieci" i "Inne rozwiązanie". Na odpowiedź ostatnią, "Spektakularne procesy", oddano pięć głosów - domyślam się, że albo zapiekłych stalinistów, albo trolli.
Bo prawda, drodzy państwo, jest taka, że wytwórnie powinny przestać lecieć w ciula zarówno z kupującymi, jak i z artystami. W Kanadzie już artyści zauważyli, że wytwórnie robią ich jak chcą, i trzasnęli je tym samym paragrafem, którym MAFIAA tak chętnie wali po głowach naiwniaków. Oprócz tego, artyści są notorycznie dymani na kasę z tantiem - jeżeli nie znacie takiej kapeli jak Dry Cell, to tylko dlatego, że Warner bezwstydnie orżnął ich na tantiemach z debiutanckiego albumu, więc chłopaki powiedzieli "dosyć" i zaczęli wydawać się własnym sumptem, a debiutancki album pozwalali ściągać ze swojej strony za darmo. Linkin Park miało podobny problem, ale ich jakoś ugłaskano. Ale, jak głosi stare porzekadło, wielcy złodzieje małych wieszają, tak "jest, było i będzie".
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie