Pyzol Pyzol
780
BLOG

Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono….

Pyzol Pyzol Społeczeństwo Obserwuj notkę 30

A ty dokąd, 

tam już tylko dym i płomień! 

- Tam jest czworo cudzych dzieci, 

idę po nie! 

Więc, jak to, 

tak odwyknąć nagle 

od siebie? 

od porządku dnia i nocy? 

od przyszłorocznych śniegów? 

od rumieńca jablek? 

od żalu za miłością, 

której nigdy dosyć? 

Nie żegnająca, nie żegnana 

na pomoc dzieciom biegnie sama, patrzcie, wynosi je w ramionach, 

zapada w ogień po kolana, 

łunę w szalonych wlosach ma. 

A chciała kupić bilet, wyjechać na krótko, 

napisać list, 

okno otworzyć po burzy, wydeptać ścieżkę w lesie, nadziwić się mrówkom, zobaczyć jak od wiatru jezioro się mruży. 

Minuta ciszy po umarłych czasem do późnej nocy trwa. 

Jestem naocznym świadkiem lotu chmur i ptakow, słyszę, jak trawa rośnie 

i umiem ją nazwać, odczytałam miliony drukowancyh znaków, wodziłam teleskopem 

po dziwacznych gwiazdach, 

tylko nikt mnie dotychczas nie wzywał na pomoc 

i jeśli pożałuję 

liścia, sukni, wiersza - 

Tyle wiemy o sobie, 

ile nas sprawdzono. 

Mówię to wam 

ze swego nieznanego serca. 

 

..................................................................................................

Rodzice dzieci niepełnosprawnych wzywają o pomoc! 

Przypomina mi sie Strajk i zakończenie go przez Wałęsę.  Krzywonos wówczas zaprotestowała  k r z y c z ą c,  że strajki solidarnościowe "wytłuką jak pluskwy". Bardzo jest z tego dumna, ale dziś, z własnej nieprzymuszonej woli, stanęła  po innej stronie. 
Tak a propos: kto się zajmie dziećmi w jej zastępczej rodzinie, kiedy ona uda się do Brukseli, bo, jak słysze, będzie kandydować na europosła. Aby w Brukseli walczyc o rodzinę -o  tempora, o mores! - podczas kiedy w Polsce pokazuje im środkowy palec!)

Protestujący nie moga cofnąć sie ani o centymetr, oni walczą nie tylko o siebie i o swoje dzieci!

Tu nie tylko o wysokość świadczeń chodzi, ale o cały  s y s t e m.  Opiekunów dorosłych też,  bo przecież te dzieci kiedyś przekroczą 18 lat.  No, "niestety" ultraliberałowie, mam dla was "przykrą" wiadomość :  nie wszystkie umrą przed tym terminem.

Oni oczekują bardzo mało ( w złotówkach) plus, w sumie,  niczego szczególnego - elementarnego szacunku, traktowania serio i przyjęcia do wiadomości, że i oni, i ich dzieci, mają prawo do godności. 

Wszyscy mają do tego prawo, a państwo -  o b o w i ą z e k  realizowania go!  

Nie do przyjęcia jest tu adresowanie  W TYM MOMENCIE  nadużyć. Te, owszem, zdarzają się wszędzie, ale od tego, aby im zapobiegać jest państwo i system. NIE WOLNO traktować każdego jak potencjalnego kombinatora!!!!! To uwłaczajace ludzkiej godności, a ma ją nie tylko pan premier urażony, że na niego pokrzyczeli. 

Ileż lat, ileż upokorzeń, ileż biedy i łez przeszli ci rodzice, zanim odwołali się do tego krzyku…

………………………………………………………………………..

Kiedy po raz pierwszy, w 1998r., zetknęłam sie z dziećmi dotkniętymi niepełnosprawnością, przez dobry miesiąc praktycznie nie odzywałam się do rodziny.  Zbyt byłam zajęta rozmową Na Górze:

- Podołam! A żebyś Wiedział, że podołam! - z żelazną wolą odpowiedziałam na wyzwanie, choć w pierwszej chwili poczułam, jakby mi ktoś kręgosłup z pleców wyrywał.

Nie tylko uznałam, że to Ręka z Góry skierowała mnie ku temu zadaniu, ale wręcz doszłam do wniosku, że po to Pomogł mi w wyjeździe, abym właśnie tutaj trafiła. Bo, przecież, w Polsce w życiuromana nie przyszłoby mi do głowy szukać pracy z niepełnosprawnymi. 

Pracę dla nich - i z nimi - traktuję jako wielki ZASZCZYT, najpiękniejszy  prezent jaki otrzymałam od Pana Boga.  Co i raz mam w tej pracy różne problemy z tzw. managementem, bom ( jak wiecie;) dość wyszczekana, a wiem czego chcę ( przecież nie dla siebie).  To stresujace, ale radzę sobie:  czasami, nawet potrafią przekonać mnie do swoich racji, bo ich pozycja jest przecież nieco inna niż moja.  W każdym razie: rozumiemy się, choć nie zawsze zgadzamy. Samo życie. 

Wiem, że długo potrwa, zanim  niepełnosprawne dzieci w Polsce będą miały choć takie warunki, jak mają w mojej firmie ( prowadzi ona opiekę stacjonarną, ale także bardzo rozbudowany system dla tzw. dochodzących, nie tylko dla dzieci, ale też dla dorosłych). Ale to jest   k i e r u n e k, w którym mamy iść. I już. 
Jeden z kroków: 
W Kanadzie uczniowie szkoły średniej mają obowiązek przez jeden rok uczestniczyć w jakimś programie charytatywnym, jako volunterzy.  Bardzo wielu uczniów przychodzi właśnie do nas.  Poznają i oswajają się z podopiecznymi, ich problemami,  ich  w y g l ą d e m.   Potem nie robią wielkich oczu na człowieka skręconego sparaliżowanymi kończynami na wózku inwalidzkim. Uśmiechną się - i często zostają uśmiechem odwzajemnieni.  
Potrzebujemy mnóstwo ludzi do popychania wózków na zajęcia, rekreację, wyjścia do kina, teatru, na zakupy, do Zoo, na basenie ( mamy na miejscu)  etc. etc .  I tak - uzupełniamy się nawzajem…


Nie mamy w zwyczaju litować sie nad swoimi podopiecznymi, ponieważ nie litość jest im potrzebna, ale zrozumienie i akceptacja, pomoc w funkcjonowaniu. Traktujemy ich TAK SAMO, jak wszystkie dzieci.  Rozumiem ten ton litości wyraźnie słyszalny w wielu wypowiedziach, ale dla mnie jest on zgrzytem, czymś zupełnie obcym.  "Nasze" dzieci potrzebują od nas radości, entuzjazmu, realnie okazywanej miłości. Od innych - też. 


Żadnemu, opiekującemu się swoim Poranionym Aniołem, rodzicowi nie jest lekko, nigdzie. Znam ich problemy, ich wątpliwości, często - poczucie winy -  z pierwszej ręki.  Znam kobiety, matki, porzucone przez mężów i partnerów ( po urodzeniu dziecka).  Znam też bardzo nielicznych, ale jednak, ojców w podobnej sytuacji. 

Znam dzieci, u których przyczyną niepełnosprawności była przemoc - głównie w rodzinie. Dzieci po wypadkach, dzieci, których niepełnosprawność jest skutkiem ubocznym jakiejś paskudnej choroby ( np. zapalenia opon mózgowych).
Z najwyższym oburzeniem czytam komentarze poruszające sprawę aborcji, jak to, rzekomo, wolny do niej dostęp byłby rozwiązaniem.  Kiedy oni się rodzili, nikomu do głowy nie przyszło,  że wyrosną z nich tacy bezduszni podelcy, nie omieszkam zauważyć i podkreślić.
W krajach, gdzie nie ma najmniejszego problemu z badaniami prenatalnymi, ani z samą aborcją, takich dzieci jest mnóstwo. DOCIERA????
Powtórzę: o społeczności przede wszystkim świadczy to, jak się odnosi do swoich najsłabszych. Dzieci, a i dorośli niepełnosprawni, to w społeczności właśnie grupa najsłabszych. Pomagając im, bardziej pomagamy sobie, niż w pierwszej chwili jesteśmy w stanie zrozumieć - ale tak właśnie jest.  

Kaśka

 

Pyzol
O mnie Pyzol

Panie, daj mi odwagę, aby zmienić to, co zmienić mogę, pokorę, aby w pokoju pogodzić się z tym, czego zmienić nie mogę, i daj mi mądrość, aby odróżnić jedno od drugiego.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo