A ty dokąd,
tam już tylko dym i płomień!
- Tam jest czworo cudzych dzieci,
idę po nie!
Więc, jak to,
tak odwyknąć nagle
od siebie?
od porządku dnia i nocy?
od przyszłorocznych śniegów?
od rumieńca jablek?
od żalu za miłością,
której nigdy dosyć?
Nie żegnająca, nie żegnana
na pomoc dzieciom biegnie sama, patrzcie, wynosi je w ramionach,
zapada w ogień po kolana,
łunę w szalonych wlosach ma.
A chciała kupić bilet, wyjechać na krótko,
napisać list,
okno otworzyć po burzy, wydeptać ścieżkę w lesie, nadziwić się mrówkom, zobaczyć jak od wiatru jezioro się mruży.
Minuta ciszy po umarłych czasem do późnej nocy trwa.
Jestem naocznym świadkiem lotu chmur i ptakow, słyszę, jak trawa rośnie
i umiem ją nazwać, odczytałam miliony drukowancyh znaków, wodziłam teleskopem
po dziwacznych gwiazdach,
tylko nikt mnie dotychczas nie wzywał na pomoc
i jeśli pożałuję
liścia, sukni, wiersza -
Tyle wiemy o sobie,
ile nas sprawdzono.
Mówię to wam
ze swego nieznanego serca.
..................................................................................................
Rodzice dzieci niepełnosprawnych wzywają o pomoc!
Przypomina mi sie Strajk i zakończenie go przez Wałęsę. Krzywonos wówczas zaprotestowała k r z y c z ą c, że strajki solidarnościowe "wytłuką jak pluskwy". Bardzo jest z tego dumna, ale dziś, z własnej nieprzymuszonej woli, stanęła po innej stronie.
Tak a propos: kto się zajmie dziećmi w jej zastępczej rodzinie, kiedy ona uda się do Brukseli, bo, jak słysze, będzie kandydować na europosła. Aby w Brukseli walczyc o rodzinę -o tempora, o mores! - podczas kiedy w Polsce pokazuje im środkowy palec!)
Protestujący nie moga cofnąć sie ani o centymetr, oni walczą nie tylko o siebie i o swoje dzieci!
Tu nie tylko o wysokość świadczeń chodzi, ale o cały s y s t e m. Opiekunów dorosłych też, bo przecież te dzieci kiedyś przekroczą 18 lat. No, "niestety" ultraliberałowie, mam dla was "przykrą" wiadomość : nie wszystkie umrą przed tym terminem.
Oni oczekują bardzo mało ( w złotówkach) plus, w sumie, niczego szczególnego - elementarnego szacunku, traktowania serio i przyjęcia do wiadomości, że i oni, i ich dzieci, mają prawo do godności.
Wszyscy mają do tego prawo, a państwo - o b o w i ą z e k realizowania go!
Nie do przyjęcia jest tu adresowanie W TYM MOMENCIE nadużyć. Te, owszem, zdarzają się wszędzie, ale od tego, aby im zapobiegać jest państwo i system. NIE WOLNO traktować każdego jak potencjalnego kombinatora!!!!! To uwłaczajace ludzkiej godności, a ma ją nie tylko pan premier urażony, że na niego pokrzyczeli.
Ileż lat, ileż upokorzeń, ileż biedy i łez przeszli ci rodzice, zanim odwołali się do tego krzyku…
………………………………………………………………………..
Kiedy po raz pierwszy, w 1998r., zetknęłam sie z dziećmi dotkniętymi niepełnosprawnością, przez dobry miesiąc praktycznie nie odzywałam się do rodziny. Zbyt byłam zajęta rozmową Na Górze:
- Podołam! A żebyś Wiedział, że podołam! - z żelazną wolą odpowiedziałam na wyzwanie, choć w pierwszej chwili poczułam, jakby mi ktoś kręgosłup z pleców wyrywał.
Nie tylko uznałam, że to Ręka z Góry skierowała mnie ku temu zadaniu, ale wręcz doszłam do wniosku, że po to Pomogł mi w wyjeździe, abym właśnie tutaj trafiła. Bo, przecież, w Polsce w życiuromana nie przyszłoby mi do głowy szukać pracy z niepełnosprawnymi.
Pracę dla nich - i z nimi - traktuję jako wielki ZASZCZYT, najpiękniejszy prezent jaki otrzymałam od Pana Boga. Co i raz mam w tej pracy różne problemy z tzw. managementem, bom ( jak wiecie;) dość wyszczekana, a wiem czego chcę ( przecież nie dla siebie). To stresujace, ale radzę sobie: czasami, nawet potrafią przekonać mnie do swoich racji, bo ich pozycja jest przecież nieco inna niż moja. W każdym razie: rozumiemy się, choć nie zawsze zgadzamy. Samo życie.
Wiem, że długo potrwa, zanim niepełnosprawne dzieci w Polsce będą miały choć takie warunki, jak mają w mojej firmie ( prowadzi ona opiekę stacjonarną, ale także bardzo rozbudowany system dla tzw. dochodzących, nie tylko dla dzieci, ale też dla dorosłych). Ale to jest k i e r u n e k, w którym mamy iść. I już.
Jeden z kroków:
W Kanadzie uczniowie szkoły średniej mają obowiązek przez jeden rok uczestniczyć w jakimś programie charytatywnym, jako volunterzy. Bardzo wielu uczniów przychodzi właśnie do nas. Poznają i oswajają się z podopiecznymi, ich problemami, ich w y g l ą d e m. Potem nie robią wielkich oczu na człowieka skręconego sparaliżowanymi kończynami na wózku inwalidzkim. Uśmiechną się - i często zostają uśmiechem odwzajemnieni.
Potrzebujemy mnóstwo ludzi do popychania wózków na zajęcia, rekreację, wyjścia do kina, teatru, na zakupy, do Zoo, na basenie ( mamy na miejscu) etc. etc . I tak - uzupełniamy się nawzajem…
Nie mamy w zwyczaju litować sie nad swoimi podopiecznymi, ponieważ nie litość jest im potrzebna, ale zrozumienie i akceptacja, pomoc w funkcjonowaniu. Traktujemy ich TAK SAMO, jak wszystkie dzieci. Rozumiem ten ton litości wyraźnie słyszalny w wielu wypowiedziach, ale dla mnie jest on zgrzytem, czymś zupełnie obcym. "Nasze" dzieci potrzebują od nas radości, entuzjazmu, realnie okazywanej miłości. Od innych - też.
Żadnemu, opiekującemu się swoim Poranionym Aniołem, rodzicowi nie jest lekko, nigdzie. Znam ich problemy, ich wątpliwości, często - poczucie winy - z pierwszej ręki. Znam kobiety, matki, porzucone przez mężów i partnerów ( po urodzeniu dziecka). Znam też bardzo nielicznych, ale jednak, ojców w podobnej sytuacji.
Znam dzieci, u których przyczyną niepełnosprawności była przemoc - głównie w rodzinie. Dzieci po wypadkach, dzieci, których niepełnosprawność jest skutkiem ubocznym jakiejś paskudnej choroby ( np. zapalenia opon mózgowych).
Z najwyższym oburzeniem czytam komentarze poruszające sprawę aborcji, jak to, rzekomo, wolny do niej dostęp byłby rozwiązaniem. Kiedy oni się rodzili, nikomu do głowy nie przyszło, że wyrosną z nich tacy bezduszni podelcy, nie omieszkam zauważyć i podkreślić.
W krajach, gdzie nie ma najmniejszego problemu z badaniami prenatalnymi, ani z samą aborcją, takich dzieci jest mnóstwo. DOCIERA????
Powtórzę: o społeczności przede wszystkim świadczy to, jak się odnosi do swoich najsłabszych. Dzieci, a i dorośli niepełnosprawni, to w społeczności właśnie grupa najsłabszych. Pomagając im, bardziej pomagamy sobie, niż w pierwszej chwili jesteśmy w stanie zrozumieć - ale tak właśnie jest.
Kaśka
Panie, daj mi odwagę, aby zmienić to, co zmienić mogę, pokorę, aby w pokoju pogodzić się z tym, czego zmienić nie mogę, i daj mi mądrość, aby odróżnić jedno od drugiego.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo