Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski
460
BLOG

"Trzech kumpli", film wybitny

Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski Polityka Obserwuj notkę 79

   Dawno nie widziałem tak znakomicie zrobionego dokumentu jak "Trzech kumpli" Anny Ferens i Ewy Stankiewicz. Autorki weszły przebojem do polskiego kina. W mistrzowski, często ironiczny sposób wykorzystują zdjęcia z epoki i inscenizację, doskonały montaż i muzykę. Realizatorzy budują napięcie jak w dreszczowcach. Znamy zakończenie opowieści: zabójstwo Stanisława Pyjasa, karierę Lesława Maleszki, wynik i okoliczności śledztwa prowadzonego przez Bronisława Wildsteina z przyjaciółmi, a jednak po plecach chodzą ciarki. Drżymy o tego kruchego blondynka, Pyjasa, gdy osacza go śmierć z ręki ubeków. Litość walczy w widzu z obrzydzeniem, kiedy Maleszka szuka słów nie tyle usprawiedliwienia dla siebie, bo wie, że go być nie może, ile wyjaśnienia swych czynów. Widać, że bardzo dręczy go sumienie. Inaczej nie jąkałby się w odpowiedziach na najprostsze pytania.

   Mocną stroną filmu jest obserwacja psychologiczna postaci dramatu. Przyznam, że największe wrażenie zrobił na mnie Wildstein, który nie jest publicznie znany z wielkiej delikatności. Przed kamerą zdejmuje maskę i pokazuje twarz człowieka zranionego śmiercią jednego przyjaciela a podłością drugiego. Jest wtedy ujmujący. Z kolei Liliana Sonik bolesnym uśmiechem kwituje cyniczne wyczyny Maleszki. Józef Ruszar z namysłem opowiada, jak badali się nawzajem z Wildsteinem, czy to aby jeden z nich nie jest T.W. Ketmanem i widz sam czuje, na czym polegało ubeckie "zadanie dezintegracji" opozycji.  Drugą stronę stanowią esbecy w pełnej gamie postaw od jawnego, wręcz rozbawionego cynizmu przez butę do rezygnacji. Dlaczego chcą opowiadać o swej pracy w PRL? Może w nich także budzi się sumienie?

   A przy okazji film po raz kolejny daje świadectwo, że Bronisław Wildstein wyrasta na samodzielny czynnik polityczny w dekomunizacji Polski.

   Dobrze się stało, że film pojawił się jednocześnie z książką o współpracy Wałęsy z SB na początku lat 1970. Pomaga zrozumieć tamten czas i osaczenie, w jakim znalazł się. Był prostym robotnikiem, dla ubeków śmieciem, który niczym nie mógł imponować, przeciwnie niż na przykład Maleszka imponujący wiedzą i inteligencją, co jakoś chroniło. Wałęsę mogli zatłuc jak zatłukli Pyjasa ale o możliwej śmierci Wałęsy świat by się nie dowiedział.

   Ciągle wraca do mnie scena w przejściu podziemnym, kiedy Pyjas widzi, jak idzie za nim ciemna postać. Przypomina mi się wtedy inny wybitny film "Nieodwracalne" Gaspara Noe, o gwałcie w takim przejściu na Monice Belucci. W tym porównaniu ujawnia się różnica problematyki kultury między nami a zachodnią Europą. Francuski reżyser potrzebuje perwersji, żeby uruchomić proces twórczy. Natomiast w Polsce wystarczą prostsze inspiracje, a jednak również może powstać film wybitny. Nie bójmy się naszego zacofania mentalnego i prowincjonalności. To może być siła, jeśli ma się pewność swojej racji, no i talent, jak realizatorki Anna Ferens i Ewa Stankiewicz.

W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (79)

Inne tematy w dziale Polityka