J.D.Vance, Elegia dla bidoków, Wydawnictwo Marginesy 2018
J.D.Vance, Elegia dla bidoków, Wydawnictwo Marginesy 2018
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
166
BLOG

Elegia (mimo wszystko) nie dla bidoków

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Dostałem co innego niż oczekiwałem, ale i tak warto było… Książka J.D. Vance’a „Elegia dla bidoków” jest reklamowana jako odpowiedź na pytanie dlaczego Donald Trump wygrał wybory w USA. Jest reklamowana jako powieść o ludziach, całych środowiskach i wspólnotach amerykańskiej prowincji, których ciężka sytuacja jest paliwem dla polityki Trumpa, który miał bezbłędnie odczytać ich pragnienia i oczekiwania.

No więc nie jest to dokładnie to, czym się ją reklamuje. To opowieść autobiograficzna człowieka, który żyje wśród tytułowych „bidoków”. „Bidoki” z Appalachów żyją obok wielkomiejskiej Ameryki, Ameryki wielkich kapitałów i bogactwa – żyją coś jak społeczeństwo alternatywne.

Przejmująca opowieść J.D.Vance’amówi to nie tylko historia strasznie pokręconych losów jego samego i jego rodziny, ale także całego lokalnego środowiska, w którym się wychował i które – jak sam przyznaje – siedzi w nim cały czas. Nie jest to więc analiza zwycięstwa Trumpa, choć stanowi ono tło narracji.

Jednak ktoś, kto nie zna Ameryki, nie interesuje się amerykańskimi realiami nie pokojarzy kryzysu prowincji z kryzysem politycznym, który doprowadził do niemałego trzęsienia ziemi, nie tylko w USA. Nie będzie wiadomo, czy niepowodzenia „bidoków” to efekt kryzysu politycznego, „przekleństwa pokolenia”, „przekleństwa miejsca”, czy może efekt własnego lenistwa i bezmyślności.

Uważny czytelnik uchwyci wszystkie te cechy, łącznie z chorobliwą nieufnością prowincji do Waszyngtonu, i amerykańskich elit politycznych, i ubierze w jedną spójną całość. Inaczej wygląda prowincja Appalachów, inaczej w Wyoming, a jeszcze inaczej w Mointanie, ale dość podobnie wygląda podejście tych ludzi do „wielkiego świata”. Zawiera się ono w wypowiedzi taty Vance’a: „Mój tata na przykład nigdy nie negował wartości ciężkiej pracy, ale nie ufa niektórym z najbardziej oczywistych ścieżek awansu społecznego. Gdy dowiedział się, że chcę studiować prawo na Yale, zapytał, czy składając papiery na studia, udawałem czarnego czy liberała’”.

Piękne w tej opowieści jest to, że przy wielkiej beznadziei, jaką niekiedy sami sobie budują mieszkańcy, autor zdołał się z niej wyrwać i osiągnąć to, o czym wielu z jego otoczenia w ogóle nie myślało, nie potrafiło z tym wiązać swoich nadziei. Pokazuje determinację w dochodzeniu do sukcesu, determinację w przełamywaniu „przekleństwa pokoleń „przekleństwa miejsca czy „dziedziczenia biedy”, czy jak ten syndrom nazwiemy.

I o tym jest ta książka – o sensie pracy, o wartości marzeń i o sile pracowitości. A nie o Trumpie i wielkiej polityce. Inną wartością tej książki jest to, że nie ma w niej jednoznacznie złych postaci. Nawet matka, która miewała „wielu tatusiów”, to osoba, której należy się szacunek, pomoc i troska, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. Pokazuje siłę rodzinnych i środowiskowych więzi, które początkowo wydają się obciążeniem, ale w sumie okazują się siłą wynoszącą do marzeń.

Czytając „Elegię dla bidoków” musimy zapomnieć o reklamach i zapowiedziach – nie wiem przez kogo pisanych – bo w przeciwnym razie przeżyjemy rozczarowanie. A książka zasługuje na przeczytanie!

J.D.Vance

Elegia dla bidoków

Wydawnictwo Marginesy 2018


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura