Polska ma formalnie rzecznika praw obywatelskich, a praktycznie jest to kolejna szkodliwa fasada. Historia urzędu ombudsmana sięga późnego PRL. I od tego czasu niewiele się zmieniło. Jest to postpeerelowska prawnicza stajnia Augiasza, wręcz przechowalnia np. skompromitowanych prokuratorów, której działalność sprowadza się w 99% do formalnej analizy akt i udzielania obywatelom negatywnych odpowiedzi.
Ba! Bardzo często zdarza się, że urzędnicy BRPO domagają się od załamanych polskim wymiarem sprawiedliwości, by sami dokładnie wskazali, jakiej interwencji oczekują (sic!). Jeśli skarżący ma pojęcie o prawie materialnym i/lub procesowym bądź zna kogoś kumatego w tej materii, wówczas dokładnie opisuje, co jego zdaniem winno znaleźć się np. w kierowanej do Sądu Najwyższego skardze kasacyjnej, zaś urzędnik BRPO ogranicza się do recenzji i szukania przysłowiowej dziury w całym. Najczęściej z dobrym dla BRPO i złym dla skarżącego skutkiem.
Jeśli sprawa obywatela jest w toku instancji, wówczas urzędnicy BRPO z definicji odmawiają pomocy nawet w bulwersujących kwestiach incydentalnych, tłumacząc zdezorientowanemu, iż RPO może zgodnie z ustawą interweniować dopiero po wyczerpaniu trybu, czyli po uprawomocnieniu niekorzystnego orzeczenia. Jest to wierutna bzdura, albowiem ustawa dopuszcza udział RPO na zasadach przewidzianych dla prokuratora w każdym stadium sprawy.
O tym, że mam rację, najlepiej świadczą przypadki medialne. Jesli bowiem media nagłośnią jakąś sprawę, wówczas okazuje się, iż RPO nie napotyka na żadne przeszkody natury prawnej, by sprawę co najmniej zbadać, a nawet osobiście wziąć udział w toczącym się już postępowaniu (art. 13 i 14 ustawy o RPO). Jeśli jednak ombudsmanowi trafi się zwyczajny (niemedialny) Kowalski, wówczas otrzymuje odpowiedź, że do czasu prawomocnego zakończenia jego sprawy polski RPO jest doprawdy bezradny.
Zdegenerowany przez późny PRL i wczesną III RP (czyli rządy dwóch Zielińskich) urząd RPO przejął wreszcie as nad asy, czyli prof. Andrzej Zoll. Dzięki temu urząd ten wrócił tam, skąd się wziął, czyli do późnego PRL. Stanowiska dla swoich, pomoc dla znajomych - oto główne motto tego urzędu za jego kadencji. Symptomatyczny jest tutaj przykład ministra transportu Jerzego Widzyka (w rządzie Jerzego Buzka), który popadł w tarapaty finansowe i zainteresował się nim generalny inspektor informacji finansowej. Jerzy Widzyk poskarżył się prof. Andrzejowi Zollowi i reakcja tego ostatniego była natychmiastowa. Pewnie przez przypadek ówczesny GIIF trafił od razu na kardiologię, zaś Widzyk przestał mieć kłopoty.
Nie inaczej jest dzisiaj. "Biedny" Robert Biedroń nawet nie musiał skarżyć się RPO. Profesor Lipowicz wie bowiem doskonale, gdzie w Polsce ulokowane są konfitury i które gazety należy prenumerować. Stąd natychmiastowa reakcja. Czas oczekiwania zwyczajnego obywatela na negatywną najczęściej odpowiedź w tego typu sprawach, to co najmniej 2 miesiące.
Nie chce mi się nawet przypominać, że wszystko dzieje się pod rządami partii, która (zapewne przez przekorę) ma w nazwie coś tam nawiązującego do obywateli.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,81048,8664913,RPO_zajmie_sie_sprawa_zatrzymania_Biedronia.html
Interesuje mnie przyszłość Polski, a nie konkretnej partii. Strzelam przede wszystkim do złej władzy, ale zła opozycja również nie może na mnie liczyć. W przeszłości sympatyzowałem z UPR - głównie w kwestiach wolnego rynku.
Lista blogerów, którzy trwale zbanowali mnie bez sensownej przyczyny: Andrzej Celiński, Mireks, maia14, teesa
Zbanowani przeze mnie za chamstwo:
entefuhrer (14.08.2011), mundry (05.10.2011)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka