Kultura Liberalna Kultura Liberalna
128
BLOG

SOMMER: Schyłek "antykaczyzmu" i afera sondażowa

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 13

Szanowni Państwo, a jednak ponad 50 % uprawnionych udało się do urn wyborczych. Emocje jednak nie opadły, wprost przeciwnie! Rezultat niepewny, walka polityczna trwa, i nie można nie zapytać, jakie wnioski można wyciągnąć z wyborów prezydenckich 20 czerwca – w sensie społecznym, politycznym i medialnym? Ilu było przegranych, kto naprawdę wygrał? Czy to prawda, że Bronisław Komorowski – jak powiedziała Jadwiga Staniszkis – w pewnym sensie przegrał pierwszą turę wyborów?Czego możemy spodziewać się w drugiej turze wyborów?A może od niezręcznej i źle przygotowanej kampanii prezydenckiej naprawdę znacznie ciekawszy jest… Mundial?

Marceli Sommer

Kompromitacje, sukcesy i przyszłość lewicy

„Afera sondażowa”

Już, już, wydawało się, że wyniki niedzielnego głosowania okażą się – jeśli chodzi o czołówkę stawki – do bólu przewidywalne. Jedyną niespodziankę sprawić miał, nadspodziewanie wysokim trzecim miejscem, Grzegorz Napieralski. Dysonans pomiędzy sondażami OBOP-u dla TVP a tymi przeprowadzanymi na zlecenie telewizji TVN i Polsat mógł zaskakiwać, ale większość przyjęła jako pewnik, że faktyczny wynik będzie gdzieś pomiędzy sprzecznymi prognozami. W blogosferze pojawiła się plotka, że OBOP „doszacował” wyniki swoich exit polls tzw. efektem poprawności politycznej, co byłoby praktyką niespotykaną i raz na zawsze dowiodłoby nierzetelności „upolitycznionych mediów publicznych”. Niepokój pojawił się nawet w szeregach zwolenników Jarosława Kaczyńskiego (czy aby na pewno TVP nie zmanipulowała wyników sondaży na korzyść ich kandydata).

Metoda badawcza stosowana przez OBOP (exit polls, na próbie ok. 50 000 Polaków) powinna wprawdzie dać wyniki dokładniejsze od zwykłych sondaży telefonicznych przeprowadzonych przez konkurencję, żadna różnica metodologiczna nie wyjaśnia jednak aż tak dużej różnicy. Niewielu zauważyło, że dysonans pomiędzy sondażami OBOP-u i pozostałych pracowni pojawił się już na ponad tydzień przed wyborami, kiedy to wyraźny wzrost poparcia w badaniu OBOP-u zarejestrowali Jarosław Kaczyński (o 8 proc. w ciągu około trzech tygodni) i Grzegorz Napieralski (też o 8 proc.), na łeb na szyję spadło natomiast poparcie dla Bronisława Komorowskiego (aż o 15 proc.). W tym samym czasie sondaże SMG/KRC stały w miejscu lub odnotowywały tendencje przeciwne (wzrost poparcia dla Komorowskiego o 6 proc.). Internetowa plotka (kaczka blogerska?) o manipulacji TVP i OBOP-u wydawała się tym trudniejsza do wykluczenia, że przecież nie jedna, lecz dwie pracownie otrzymały wyniki z kilkunastoprocentową przewagą Komorowskiego nad Kaczyńskim. I obie zapewniały o tym, że ich metoda dawała jak do tej pory znakomite wyniki.

Kolejne liczby, podawane już przez Państwową Komisję Wyborczą, powinny przyczynić się – z jednej strony – do obniżenia wiarygodności dwóch telewizji i współpracujących z nimi pracowni badawczych (warto podkreślić, że najprawdopodobniej to zleceniodawcy zadecydowali o „niskobudżetowej” – telefonicznej, opartej na niewielkiej próbie – formule badania). Z drugiej strony, powinny przynieść refleksję, czy aby na pewno tylko media publiczne winny być rozliczane z rzetelności i apolityczności (zgodnie z argumentem, że w wypadku mediów prywatnych decydują właściciel, reklamodawcy i niewidzialna ręka rynku), czy doprawdy prawo własności jest ponad wszelkimi standardami etyki i profesjonalizmu. Szczególnie w kraju, gdzie rynek telewizji komercyjnych jest tak zamknięty (w zasadzie można mówić o duopolu), warto patrzeć medialnym bonzom na ręce, zwracać uwagę na ich polityczne, biznesowe i środowiskowe powiązania w równym stopniu, jak robi się to z kolejnymi władzami TVP.

Po trzecie wreszcie, „afera sondażowa” powinna wnieść otrzeźwienie do mediów, wprowadzić sporą dozę sceptycyzmu i krytycyzmu do instytucji sondażu, a przynajmniej nauczyć dziennikarzy przykładania jakiejkolwiek wagi do metodologii stosowanej w danym badaniu. Obawiam się jednak, że nadzieja na rezultaty w tych trzech podstawowych kwestiach okaże się płonna.

Schyłek „antykaczyzmu”

Wyniki pierwszej tury wyborów mówią nam sporo na temat dotychczasowego przebiegu kampanii wyborczej. Starania sztabu marszałka Komorowskiego, by głosowanie uczynić plebiscytem w sprawie „przemiany” Jarosława Kaczyńskiego poniosły porażkę. Mimo zakulisowej gry politycznej wymierzonej w Grzegorza Napieralskiego, mimo nominacji Marka Belki na szefa NBP, otwartego poparcia uzyskanego od jednego z najpopularniejszych polityków formacji postkomunistycznej, Włodzimierza Cimoszewicza, i gestów cichego poparcia ze strony niemal całej „wewnątrzpartyjnej opozycji” w SLD (od Olejniczaka, przez Kalisza, aż po samego Kwaśniewskiego, który z ciepłymi słowami dla Napieralskiego odczekał do upublicznienia wyników pierwszej tury), Napieralski zdobył więcej głosów, niż ktokolwiek się po nim spodziewał.

Z tego zaskakującego wyniku, jak również z ponad 35 proc. poparcia, jakie zdobył Jarosław Kaczyński, można wnioskować, że mimo starań autorów kampanii Komorowskiego, jak też wielu innych polityków i osób publicznych, nie udało się przywrócić dawnego natężenia namiętnościom antypisowskim. Jeszcze niedawno lider wszystkich bodaj sondaży nieufności i posiadacz największego negatywnego elektoratu w polskiej polityce (w lutym, według OBOP-u, 49 proc. Polaków było zdania, że powinien wycofać się z polityki), zdołał osiągnąć – uwaga – więcej głosów, zarówno liczbowo, jak i procentowo, niż jego śp. Brat w pierwszej turze wyborów 2005 roku! Można tę zmianę nastroju w społeczeństwie przypisywać do pewnego stopnia tragedii z 10 kwietnia, ale gdyby nie spokojny profesjonalizm kampanii Jarosława Kaczyńskiego, który napotkał na nieudolność i błędy po stronie głównego konkurenta, „antykaczyzm” mógł powrócić ze zdwojoną siłą. Utrzymanie bądź zmiana tego trendu będzie kluczowe dla ostatecznego wyniku wyborów.

Wyborcy Napieralskiego, czyli kto?

Walka między Kaczyńskim a Komorowskim toczyć się będzie teraz o mobilizację swojego elektoratu i pozyskanie wyborców reszty kandydatów, w tym zwłaszcza Grzegorza Napieralskiego. Wbrew powszechnym przewidywaniom nie sądzę, aby to deklaracja Grzegorza Napieralskiego o poparciu jednego z dwóch pretendentów do prezydentury (lub nie popieraniu żadnego), była kwestią kluczową (ci wyborcy pokazali już raz, że kierują się własnym rozeznaniem, a nie głosem tego czy innego autorytetu). Istotniejszy może się ostatecznie okazać bezpośredni kontakt Komorowskiego i Kaczyńskiego z tymi wyborcami oraz podejmowanie dyskusji na bliskie im tematy.

Możemy się więc spodziewać po stronie Jarosława Kaczyńskiego akcentowania kwestii służby zdrowia, polityki społecznej i regionalnej, zniuansowanych wypowiedzi dotyczących polityki zagranicznej, podkreślających przekonanie prezesa PiS o ścisłym powiązaniu polskiego losu z losem Unii Europejskiej, wreszcie, chęć działania na rzecz „Europy solidarnej”. Marszałek Komorowski natomiast będzie prawdopodobnie podkreślał swój liberalizm obyczajowy (in vitro, parytety – warto zauważyć, że w tych sprawach Kaczyński nie opowiedział się nigdy jednoznacznie po stronie prawicy obyczajowej) i atakował swojego przeciwnika za konfrontacyjność wobec Rosji i europejskich partnerów. Kaczyński będzie musiał przekonać wyborców, że jego postawa wobec Zachodu jest bezkompleksowa i czyni go bardziej „europejskim” od kierujących się tym, „jak wypadną”, stawiających „dobre relacje” ponad „polski interes” Platformersów.

Decyzja, jaką podejmą wyborcy Napieralskiego, będzie ważna nie tylko dlatego, że może zadecydować o zwycięstwie jednego lub drugiego kandydata, nie tylko dlatego nawet, że wpłynie na przyszłą strategię koalicyjną Sojuszu Lewicy Demokratycznej. To będzie wielka próba dla elektoratu lewicy postkomunistycznej – okaże się bowiem, czy po ponad dwudziestu latach jest on bardziej „lewicowy społecznie” czy „postkomunistyczny” (czy decydujące będą realnie lewicowe społecznie aspekty programu PiS, czy nadal podziały na tle historycznym), czy Napieralski był kandydatem „wygranych” czy „przegranych” polskiego kapitalizmu. To może być znak na lata: pokaże, jaka lewica będzie w Polsce możliwa. Możliwe też, że znaczna część wyborców Napieralskiego, postawiona przed tym dylematem, nie zagłosuje wcale.

* Marceli Sommer, publicysta-amator. Studiuje politologię i studia wschodnioeuropejskie na University College London

** Artykuł ukazał się w Temacie Tygodnia w„Kulturze Liberalnej” nr 76 (26/2010) z 22 czerwca 2010 r.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka