Kultura Liberalna Kultura Liberalna
460
BLOG

KACPERSKI: Bycie hipsterem stało się modne

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Kultura Obserwuj notkę 1

 Wojciech Kacperski

Czym nie jest warszawska hipsterka i dlaczego?

Jakiś czas temu napisałem w „Kulturze Liberalnej” artykuł, w którym podjąłem polemikę na temat warszawskiej hipsterki. W artykule tym starałem się przedstawić swój pogląd na to zjawisko. Czas jednak minął, zjawisko zaczęło być coraz liczniej komentowane i warto byłoby przyjrzeć się mu ponownie. Czy warszawska hipsterka jest rzeczywiście taka, jak ją dotychczas odmalowano?

Wydawać by się mogło, że całe zjawisko hipsterki zostało stworzone przez media. Oto nagle ktoś powiedział, że „prawdziwych hipsterów spotkać można spotkać w Warszawie w okolicy Placu Zbawiciela”. I nagle rzeczywiście wiele osób zaczęło to miejsce z taką łatką utożsamiać. Wokół lokali takich jak Plan B, Coffee Karma, a od niedawna także Charlotte, zaczęło pojawiać się mnóstwo ładnie lub dziwacznie ubranych ludzi, częściowo przyjeżdżających do tych miejsc na rowerach. Coraz więcej i coraz więcej. Nastąpiło wówczas paradoksalne zapętlenie: miejsce, które otrzymało miano „alternatywnego centrum Warszawy”, właśnie dzięki owej nominacji ów nimb alternatywności utraciło. To, co stanowiło fundament hipsterki, przybiło ostatni gwóźdź do jej trumny. Bycie hipsterem stało się modne.

Winę za to, że hipsterka stała się modna, ponoszą w pierwszym rzędzie same miejsca, czyli kawiarnie (lub też, jak dużo osób je nazywa, klubokawiarnie). Ich fenomen jest tematem do osobnej analizy, jednak wartym odnotowania w kontekście pisania o hipsterach. To one bowiem najpierw ściągnęły takich, a nie innych klientów, a potem zostały utożsamione z tą subkulturą. Wiadomo, że ta odpowiedzialność ciąży na nich tylko pośrednio, gdyż przede wszystkim media trąbiły na ich temat i przyciągnęły rzesze ciekawskich młodych ludzi. Niewątpliwe jednak jest to, że gdyby nie te miejsca, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej.

W drugim rzędzie odpowiedzialność spoczywa na muzyce. Ta ostatnia bardzo często jednoczy lub wręcz tworzy różne subkultury. W tym wypadku było podobnie. Jedyny problem w tym, że tzw. muzyka alternatywna przestaje dziś istnieć. Czym była jeszcze kilka lat temu? Po prostu tym, co nie leciało w radiu lub telewizji. Niewiele osób ją znało. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech hipstera było słuchanie zespołów, których nikt nie zna. Jak jest z tym dziś? Otóż występy artystów alternatywnych są obecnie jednymi z najpopularniejszych i najgłośniejszych wydarzeń, o których piszą gazety. Zawsze co prawda wspomina się, że są to artyści „poszukujący”, „alternatywni”, „nie tak znani dotychczas w Polsce”, jednak ilość fanów uderzająca na ich koncerty podważa poniekąd te określenia. Skoro nikt ich nie zna, to skąd tyle ludzi na nich przychodzi? Internet również dołożył swoje trzy grosze do wzrostu popularności wielu „alternatywnych” wykonawców, których teraz zna już każdy.

W trzecim rzędzie odpowiedzialność spoczywa na modzie. Dziś wystarczy jedynie założyć odpowiednie okulary (i wcale nie muszą to już być Ray-Bany), by zostać przypisanym do tej subkultury. Prawdę powiedziawszy, wystarczy mieć cokolwiek niecodziennego, oryginalnego na sobie, żeby stać się hipsterem. I tu nie chodzi tylko o ubrania czy akcesoria kupowane w sklepach z ciuchami na wagę. Teraz od hipsterstwa trudno się opędzić również w sklepach wielkich marek odzieżowych. Być może zatem owo paradoksalne zapętlenie doprowadziło do tego, że hipsterskie stało się już wszystko i trudno postawić temu zjawisku (lub modzie) wyraźną linię demarkacyjną. Być może dlatego prawdziwe są słowa Jasia Kapeli, że dzisiaj, aby być prawdziwym hipsterem, należy chodzić do McDonaldsa, nie wyróżniać się niczym, być takim, jak znienawidzony niegdyś każdy. Skoro teraz wszyscy są odmienni, indywidualni i alternatywni, pora wyważyć zaryglowane drzwi i wrócić do mainstreamu. Zanim reszta zauważy.

Choć wcale nie musiało tak być, tak jednak się stało. W Polsce na dodatek przyczynił się do tego jeden ważny czynnik. Bycie hipsterem stało się fajne, ponieważ niosło ze sobą świeży powiew Zachodu. Każdy zapragnął być częścią tego nurtu, ponieważ dawało to możliwość zamanifestowania swojej otwartości, „światowości” i poudawania przez chwilę, że jest się dzięki temu lepszym. Właśnie to płytkie podejście zrobiło najwięcej szkody hipsterce, która zamiast być domeną nielicznych, stała się powszechną modą, wchłaniającą wszystko, co popadnie. Być może analogiczne zjawisko nastąpiło na Zachodzie i dlatego nikt się tam nie chce przyznać do tego, że jest hipsterem. My póki co chętnie to manifestujemy, mając do owej łatki stosunek ironiczny, ale wyraźnie podszyty tęsknotą do lepszego świata. Może nie chodzimy jeszcze co prawda do McDonaldsa, zajadamy się drogimi bagietkami, popijając je kawą. Ale zdaje się, że to również rychło znajdzie swój kres.

* Wojciech Kacperski, student filozofii i socjologii UW. Miejski przewodnik po Warszawie.

** Tekst został opublikowany w ramach Tematu Tygodnia Hipsterka! w Kulturze Liberalnej z 6 września 2011 roku  (nr 139). Więcej tekstów: Wojciecha Kacperskiego i Bartosza Borowca - CZYTAJ TUTAJ 

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura