Kultura Liberalna Kultura Liberalna
660
BLOG

PILOT: Współczesny Polak, nieszczęsny potomek chłopskiego ucieki

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Kultura Obserwuj notkę 3

 Marian Pilot

 

Współczesny Polak, nieszczęsny potomek chłopskiego uciekiniera

 

„Pro captu lectoris habent sua fata libelli”, pisał w swoim traktacie „De litteris” rzymski gramatyk z II wieku naszej ery – Terentianus Maurus z Muretanii… Istnieją dwie szczególnie istotne dla polskiej kultury książki, których losy są tak niezwykłe, tak zastanawiające i znamienne, że zasługują nie tylko na miejsce w księdze rekordów Guinnessa (może zresztą już tam figurują), ale przede wszystkim na baczniejszą uwagę badaczy polskich dziejów ostatnich kilku stuleci. Dość powiedzieć, że jedno z tych dzieł, „Liber generationis plebeanorum” (wedle innej nazwy „Liber Chamorum”) Waleriana Nekandy Trepki czekało na druk – bagatela – trzysta pięćdziesiąt lat (1624 – 1963). Dla drugiego, „Tarasa Bulby” Mikołaja Gogola – ów Terencjanowy kapryśny czytelnik okazał się już odrobinę łaskawszy, każąc na jego polski przekład czekać zaledwie półtora wieku z niewielkim okładem (1842 – 2002).

Oba te dzieła – bardzo różne, w jednym przypadku mamy bowiem do czynienia z wielkim alfabetycznym katalogiem „gentis chami”, którzy dopuścili się czynów przez prawo zabronionych, w drugim z powieścią wielkiego pisarza, pisaną po rosyjsku, przetłumaczoną na kilkadziesiąt języków, na ostatku, jako się rzekło, także na język polski – łączy ostre, bezkompromisowe, skandaliczne i haniebne w rozumieniu elit – ba, całych pokoleń elit – widzenie kardynalnie ważnych założeń ustrojowych i instytucji Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Tu w dwu słowach chociażby przypomnieć trzeba – nigdy nie dość przypominać istotnie ważnych a wstydliwie spychanych w niepamięć faktów – że fundamentem ideologicznym I Rzeczypospolitej był sarmatyzm, uzasadniający prawo szlachty do sprawowania absolutnej władzy nad swoimi poddanymi jej rasową wyższością. Prawo to sarmacka szlachta wykorzystała w stopniu maksymalnym, polskiego, ruskiego czy żmudzkiego chama sprowadzając do poziomu niewolnika. Ucisk chłopa przekraczał wszelkie miary, pańszczyzna przygniatała go dosłownie do ziemi. Dziedzic był jego absolutnym właścicielem, jedynym prawodawcą i sędzią, panem życia i śmierci. Miał bowiem prawo, jako część inwentarza żywego, sprzedać go, wymienić na psa czy konia, a nawet – jeśli taka fantazja – odebrać mu życie. Prawo zwyczajowe, czytam w „Dziejach kultury polskiej” Aleksandra Brücknera, skłaniało jedynie mordercę, by bezpośrednio po morderstwie na ciało zamordowanego rzucił kilka groszy okupu; nie potrzebował nawet spowiadać się ze swego czynu: wszakże nie był on przestępstwem. Sławne „państwo bez stosów” było państwem bezprawia, niewyobrażalnej samowoli i zbrodniczego samosądu.

Ustawicznie poniżanego, bitego, masakrowanego, zabijanego chłopa, skazanego na pięć, a nawet sześć dni w tygodniu pracy na pańskim, nie stać było na bunt. Zdolny był zaledwie do tego, by w swej obronie użyć „zajęczej broni” – to podszyty sowizdrzalską goryczą oznaczający uciekinierstwo termin ukuty już w XX wieku przez poniekąd specjalistę od tego rodzaju broni, Jakuba Wojciechowskiego, autora „Życiorysu własnego robotnika”… Z sarmackiej Rzeczypospolitej chłop zwiewał dosłownie, gdzie pieprz rośnie: na Słowację, Morawy, Węgry, na Śląsk, do krajów niemieckich – ale przede wszystkim na Ukrainę, na Zaporoże, na Dzikie Pola, gdzie od dawna tlił się bunt powiększającego się z roku na rok zbiorowiska pokrzywdzonych, wykluczonych i zdesperowanych, by w 1648 roku wybuchnąć i niebawem przekształcić się w otwartą wojnę. Gogol jest piewcą tej wojny – czy dziś nie nazwalibyśmy jej wojną sprawiedliwą? Wojną wydziedziczonych plebejuszy, walczących z opresyjnym sarmackim państwem nawet nie o wolność, ale o prawo do życia? Nie odnieśli zwycięstwa, zaś Sienkiewicz „Ogniem i mieczem” (która to powieść, jak wiadomo, jest odpowiedzią na „Tarasa Bulbę”), czarowną baśnią o szlachetnych i mężnych rycerzach, którzy samotrzeć ucięli łeb kozackiej hydrze, zdołał zamydlić oczy nawet potomkom chłopskich mścicieli i buntowników.

Walerian Nekanda Trepka natomiast w swojej monumentalnej „Księdze chamów”, maczanym w witriolu piórem z iście sienkiewiczowską swadą i prawdziwie epickim rozmachem opiewa łajdactwa, oszustwa i przemyślne fortele skrupulatnie ponumerowanych 2534 podejrzanej konduity osobników, mieniących się szlachtą chamów.

Bowiem o chłopie epoki Nekandy Trepki powiedzieć bodaj można bez obawy popełnienia błędu, że jeśli o czymś marzył, to o ucieczce, żył jej nadzieją, przemyśliwał nad tym, jakiego rodzaju „zajęczej broni” użyć. Najsłabsi, najbardziej bezradni, uciekali w śmierć – kroniki notują zastraszającą liczbę chłopskich samobójstw; częstsza bodaj jeszcze była ucieczka w alkoholizm, która w gruncie rzeczy oznaczała samobójstwo na raty. Jednak jednostki najbardziej przedsiębiorcze, bystre, daj Boże w dodatku piśmienne, podejmowały ucieczkę od przeklętego chamskiego losu poprzez szturm na sarmackie okopy. Szlacheckie papiery były na wagę złota, ba! na wagę życia, stąd też ambitny i zdesperowany plebejusz zdolny był do wszystkiego, do każdego podstępu, każdej zbrodni, każdego łotrostwa – byle tylko osiągnąć upragniony cel. Mimo zakazów i najsurowszych kar wcale licznej gromadzie ucieczka z pańszczyźnianej niewoli powiodła się; żyliby szczęśliwie na folwarku czy urzędzie, gdyby nie krążące po Rzeczpospolitej widmo niestrudzonego tropiciela z gęsim piórem na uchem i zwojem papieru w zanadrzu, autora swoistego anty-herbarza, Waleriana Nekandy Trepki… Jego długi cień sięga współczesności, jego księga, wreszcie opublikowana, ciągle jest łapczywie, choć ukradkiem czytywana przez kolejne pokolenia obawiających się zdemaskowania. „Liber chamorum” to księga traum i tragicznych zawęźleń polskiego losu.

Francuska socjolog Annie Ernaux ukuła termin transfuge culturel, dla którego trudno znaleźć polski odpowiednik; samo słowo „transfuge” słownik definiuje jako „żołnierz, który przeszedł na stronę wroga, zdrajca”: ani to precyzyjne, ani zręczne i kto wie, czy nie byłoby najprościej przełożyć owego transfuga na język rosyjski, w którym to języku funkcjonuje dobitne, dobrze zresztą tu nad Wisłą znane słowo pierebieżczik. Annie Ernaux z godną podziwu bezwzględnością i chłodnym obiektywizmem analizuje status pierebieżczika na swoim własnym przykładzie – córki wyrobnika, która przedarła się do elity francuskiego społeczeństwa. Jaki jest warunek sine qua non sukcesu: odrzucić i znienawidzić całą swoją przeszłość, stać się osobą, jakby rzekł święty Paweł, „sine patre, sine matre, sine genealogia”.

Fatum polskiej historii sprawia, że polski naród jest dziś narodem pierebieżczików. Statystyczny Polak to ktoś z tej Nekandowej „Księgi chamów” – niemający zielonego pojęcia o żadnych Gogolach, czytujący Sienkiewicza i raz jeszcze Sienkiewicza. Z biedą bo z biedą, akceptujący chłopskie jadło i wiejskie jajka od kur wolnego chowu…

* Marian Pilot, pisarz, dziennikarz i scenarzysta filmowy. Nominowany do Nagrody literackiej Nike 2011 za powieść „Pióropusz”.

** Tekst ukazał się w Kulturze Liberalnej z 20 września (nr 141) w ramach Tematu Tygodnia: "Ty wieśniaku!"- epitety, komplementy... (...). Więcej komentrzy: Michała Buchowskiego, Karoliny Bielawskiej i Julii Ruszkiewicz - CZYTAJ TUTAJ   

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura