Piotr Smolanski Piotr Smolanski
441
BLOG

Pocztówka z czasów furii

Piotr Smolanski Piotr Smolanski Polityka Obserwuj notkę 1

W 1989 byłem uczniem szkoły podstawowej. Zdjęliśmy wtedy ze ściany orła, zrobiliśmy mu prymitywną koronę z... nie pamiętam, papier kolorowy albo złotko z czekolady. Coś takiego. Przykleiliśmy ową koronę nad jego głową i ptak trafił z powrotem na ścianę. Nauczyciele nie powiedzieli słowa, ale to była szczególna szkoła. Działająca przy niej drużyna harcerska miała hopla na punkcie Powstania. Nosiłem Polskę Walczącą na huście, na ramieniu, moja drużyna należała do hufca imienia Szarych Szeregów, hymnem szkoły była piosenka "Hej chłopcy, bagnet na broń". Wiem z kolei o szkołach w których nauczycielki wydzierały się na dzieciaki doklejające takie korony. Wojny o symbole, wicie, rozumicie.

Człowiek ma potężną potrzebę symbolu, ikony i kanalizacji jego pasji, emocji, wrażliwości. "A te skrzydła połamane", orzeł w koronie, szachownice na ogonach myśliwców (ktoś jeszcze pamięta jak zniszczyła ją Suchocka, pozbawiając nas symbolu z którym walczyliśmy w II Wojnie Światowej?), kremówka "papieska", znicze na grobach, "zielona wyspa" i tak dalej.

Polska była systematycznie niszczona przez 50 lat. Hitler ze Stalinem zdekapitowali społeczeństwo, następnie Stalin i jego służący spsili je, złachmanili, przeszyli tysiącami szpicli i zdrajców, obrócili Polaków przeciw sobie nawzajem, nauczyli skrajnej nieufności i zawiści. Jedyne co nam po tym wszystkim zostało naszego, własnego to symbole. Symbole wywołują w nas emocje skrajne.

To jest powód dla którego obecna scena polityczna musi być rządzona przez nienawiść. Politycy mogą się podpisać pod setką deklaracji, Olejnik może płakać po prezydencie od rana do nocy i nic się nie zmieni. Nie może się zmienić, bo cała płaszczyzna konfliktu jest obecnie symboliczna. Z jednej strony mamy nowoczesność, europejskość, stabilizację, spokojne życie, postępowość, miłość (targowicę, Żydów, pedałów, zboczeńców, morderców, zdrajców etc.), z drugiej Boga, ojczyznę, orła, flagę, krzyż, tradycję, Częstochowę (nazizm, faszyzm, ciemnogród, Czarną Sotnię, obskuranctwo, nietolerancję, inkwizycję). Między takimi stronami nie istnieje żadna szansa na porozumienie, bo po prostu nie ma realnej płaszczyzny kompromisu. Jaki kompromis może osiągnąć "nazista" z "Żydem" albo "putinowski pachołek" z "patriotą"? Oczywiście w teorii można wyobrazić sobie że obie strony odczerniają swój wzajemny obraz i zgadzają się że wcale nie nazista i wcale nie Żyd, ale wówczas musieliby przyznać, że ta druga strona ma po prostu inną wizję Polski. Ale jaką wizję? No właśnie.

Ponieważ ta wizja, pragmatyczna a nie ideologiczna, nie istnieje. Kaczyński chce doprowadzić Polskę do upadku w imię Boga, Tusk skutecznie rujnuje ją w imię Nowoczesności. Różnice pragmatyczne właściwie nie istnieją. Nie istnieje też obecnie partia z jakimkolwiek programem pragmatycznym. PO jest już wyłącznie antyPiSem, bez śladu programu pozytywnego, PiS wyłącznie macha symbolami, również bez śladu programu pozytywnego. Co się stanie jeśli PiS dojdzie do władzy? Powiedzmy, że Matka Boska zostanie mianowana ministrem bez teki. A co potem? No? Co?

Nie mając realnej różnicy poglądów, nie potrafiąc powiedzieć czym w warswie realnej a nie deklaratywnej różnią się między sobą, Tusk i Kaczyński muszą, zwyczajnie muszą toczyć walkę symboliczną. A walka symboliczna w państwie postkolonialnym, państwie które straciło całą inteligencję i całą elitę (Lis, Olejnik, Urban i Palikot elitą, ha!) musi być walką na śmierć i życie, angażującą całkowicie, uruchamiającą najbardziej rozbuchane emocje. To co się działo pod pałacem prezydenckim pokazało to najdobitniej. Przysłuchiwałem się tam pyskusji w której brał udział facet, który przyjechał z wybrzeża żeby połajać modlących się. Z wybrzeża! Człowiek przejechał całą Polskę tylko po to! Więc czy nienawiść, furię, to opętańcze wycie dwóch stad lemmingów da się w jakiś sposób opanować? Nie, oczywiście że nie. Aby do tego doszło, musiałaby powstać partia z realnym programem wyborczym, posługująca się językiem konkretów. Była na to szansa - bądź co bądź PO właśnie tak doszła do władzy, swoją "drugą Irlandią" pokazując że jest olbrzymie na taką partię zapotrzebowanie. Ale nasz system wyborczy premiuje model wodzowski, a wodzowie których obecnie mamy pochodzą z epoki w której pragmatyzm, zwłaszcza pragmatyzm ekonomiczny nie znaczył nic, zaś symbole znaczyły wszystko. Nie zaczną nagle porumiewać się językiem, który nie znaczy dla nich nic i którego sami nie rozumieją. Być może taka partia powstanie za dekadę - dwie. Ale wtedy może być zwyczajnie za późno.

 

Jestem Quellistą, wierzącym w słowo Adama Smitha i chronienie najsłabszych przed skutkami owego słowa. To chyba czyni mnie centrystą. Niech i tak będzie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka