Niewiele, poza doraźnym zamieszaniem. A zamieszanie zrobiło się nadspodziewanie spore - antyPiS jak zwykle w podobnych sytuacjach sadystycznie delektuje się boleściami, których przeciwnik rzekomo ma doświadczać. No i grzmi ostrzegawczo, że PiS już szykuje na Mazurka, Warzechę i Katarynę gilotynę, pod którą mają trafić jako zdrajcy. Wizja dziennikarzy gilotynowanych za zdradę oczywiście też może posiać trochę postrachu przed faszyzmem więc jak najbardziej należy skorzystać z podobnych stylistycznych środków wyrazu. "Obiektywno-rozsądni" zacierają ręce, że Mazurek tak samo obiektywny i rozsądny jak oni, tzn. że jest przeciwko PiSowi i Kaczyńskiemu. A część ProPiSu niestety daje się w tę histerię wciągać.
Co się takiego stało? Nic. Mazurek - bardzo zdolny publicysta obdarzony ostrym językiem i poczuciem humoru, przypisywany zdecydowanie do obozu konserwatywnego, nigdy nie deklarował się jako zwolennik PiSu czy Kaczyńskiego. Tak więc mówienie o zdradzie i o wściekłości z jej powodu nie ma żadnych podstaw. W swym ostatnim głośnym artykule zadeklarował, że nie będzie więcej chodzić na Krakowskie Przedmieście, bo mu się nie podobają różne sprawy związane z rocznicowymi obchodami - m.in. jej upartyjnienie. Motywy jego deklaracji mogą być bardzo różne i złożone - może mu się autentycznie i po prostu to czy tamto nie podobać i dał temu wyraz. Może być też inaczej - dziennikarz konserwatywny, chcący utrzymać się w mainstreamie dobrze wie, że od czasu do czasu musi huknąć na PiS i na Jarosława Kaczyńskiego, czyli napisać coś tzw. "obiektywnego". O ile nie przekracza to pewnych granic i dziennikarz nie zajmuje się zamiast władzą wyłącznie opozycją, trzeba z tym żyć, takie teraz czasy. Może być wreszcie tak, że Mazurek chciał po prostu zadeklarować swą przynależność do takiego czy innego nurtu politycznego, nie do PiSu w tym wypadku. Może być wreszcie wszystkiego po trochę albo jeszcze coś innego - dalsze dywagacje na ten temat są bezcelowe i zaprowadzą w odmęty podwórkowej psychologii.
Przy okazji należy oczywiście podkreślić jeszcze jedną sprawę. Pozycja, w której np. z jednej strony przyznaje się, że wokół katastrofy narosło wiele nieprawidłowości i nieścisłości i domaga się ich wyjaśnienia oraz odpowiedniego działania władz a z drugiej strony zarzeka się, że tylko "bez PiSu i Jarosława Kaczyńskiego" to w najlepszym wypadku skrajna naiwność. W ostatnich dniach podobnych opinii pojawiło się jednak zadziwiająco sporo. A rzeczywistość mówi tu sama za siebie - po prostu na polskiej scenie politycznej nie ma obecnie innej formacji, która byłaby odpowiednio zdeterminowana w sprawie badania katastrofy oraz posiadała jakąkolwiek legitymację do takich działań. Gdyby nie nacisk ze strony polityków PiSu najprawdopodobniej do dziś nie znalibyśmy wielu podstawowych faktów a władza karmiłaby nas w dalszym ciągu papką o "świetnej współpracy z Rosją i o ociepleniu stosunków".
Jedno jest pewne: od wypowiedzi Mazurka czy od jego opowiedzenia się po tej czy innej stronie nic nie będzie zależało. Wczorajsze przemówienie Donalda Tuska w Sejmie i atak na PiS i na Jarosława Kaczyńskiego jak również późniejsze komentarze polityków PO pokazały dość wyraźnie, że sprawa wygląda poważnie a partia rządząca jest gotowa do konfrontacji. W takiej sytuacji podobne medialne deklaracje i spory mogą stracić jakiekolwiek znaczenie.
I jeszcze słowo osobiste - Mazurka będę w dalszym ciągu czytać, bo to świetny dziennikarz. To że nie zgadzam się z nim w jednej sprawie nie oznacza, że w wielu innych sprawach nie ma racji.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka