Zbliżenie Ukrainy z UE leży w polskim interesie i to z kilku przyczyn - to oczywiste. Politycy mówią tu dość jednolitym głosem, choć być może nie u wszystkich jest on autentyczny. Inaczej sprawa wygląda w społeczeństwie - tam zdania są bardzo podzielone. I choć wielu popiera i solidaryzuje się z protestującymi na Majdanie, to jednak nie wszyscy zdają się rozumieć, o co naprawdę chodzi. Też zresztą z kilku przyczyn.
Po pierwsze emocje. Są one jak najbardziej zrozumiałe, szczególnie dla rodzin tych, którzy przeżyli okrucieństwa w wykonaniu UPA (moja rodzina doświadczyła prawie wszystkich okropieństw IIWS, to akurat zostało nam na szczęście oszczędzone). Trudno się oderwać od tego wszystkiego, zwłaszcza, że nacjonaliści nie poczuwają się do jakiejkolwiek skruchy i nie zamierzają w żaden sposób tych zbrodni rozliczać. Oczywiście można mieć też wątpliwości, co z tych protestów wyjdzie, głosy są różne - m.in., że właśnie mogą one wynieść do władzy nacjonalistów, że w ogóle może dojść do chaosu i anarchii, że może dojść do podziału Ukrainy. Moim zdaniem ani to pierwsze ani to ostatnie się nie spełni, to środkowe jest niewykluczone. Obawy są, częściowo uzasadnione. Tylko czy z powodu tych obaw i zrozumiałej niechęci Polaków do środowisk nacjonalistycznych na Ukrainie Zachodniej należy wszystkich uczestników Majdanu obwiniać odpowiedzialnością za zbrodnie sprzed 70 lat i w każdym Ukraińcu, który po prostu ma dość złodziejskiej i skorumpowanej władzy i chce żyć tak jak większość Europejczyków w normalnych warunkach, widzieć banderowca czy potomka zbrodniarzy? Dobrze, gdyby przy odpowiedzi na to pytanie górę wziął rozum a nie emocje.
Inna przyczyna niechęci pewnych osób i środowisk do buntu Ukraińców to zjawisko, które Stanisław Janecki określił swego czasu mianem "pieski Moskwy". Tutaj nie ma co się dłużej zatrzymywać, bo sprawa jest oczywista - podobne osobniki po prostu mają stosowne mechanizmy w mózgach i działają wg programu centrali. Jaki jest program ich centrali wobec protestów na Majdanie to więcej niż jasne. Toteż "pieski" biegają i popiskują, że to żaden naród tylko jakiś tam promil i że czego oni w ogóle chcą - przecież w orbicie Putina panuje spokój i dobrobyt a wszelkie nieszczęścia na ludzi to spadają dopiero ze strony UE i NATO. No i że w ogóle niebywałe, bo ośmielają się zaprotestować przeciwko legalnej przecież władzy. To że prostu społeczeństwo przestało uznawać skorumpowaną i złodziejską władzę za legalną nie mieści im się zgodnie z zaprogramowaniem w głowie. Z podobnymi protestami muszą się pogodzić jednak nawet usłużne pieseczki - nie każdy dzisiaj jest spolegliwie durny i pozwoli sobą pomiatać i okradać się, także "legalnie".
Jest jeszcze grupa, która dosłownie potraktowała hasło miłościwie nam panujących, żeby nie zajmować się polityką tyko drogami, ciepłą wodą w kranie, kiełbasą na grillu i tym podobnymi. Tych faktycznie nic poza własnym obejściem nie obchodzi, jedyne zaangażowanie polityczne jakie wykazują, to palnięcie od czasu do czasu durnego kawału o Kaczyńskim (najlepiej jeszcze o tym nieżyjącym), więc co tam jakaś Ukraina. A że to zaraz za granicą? Co tam, w końcu za granicą a nie w granicach, nie ma co się tym martwić. Kiedyś mówiło się o takich osobnikach, że to po prostu egoiści. W dodatku nienajmądrzejsi, bo jak można np. oczekiwać od władz państwa - jakie by one nie były - żeby nie obchodziło ich to, co dzieje się w sąsiednim państwie.
I jest jeszcze inne, bardzo ciekawe zjawisko. To nagła, wybiórcza eksplozja pamięci historycznej. Otóż znam parę osób, które jeszcze kilkanaście lat temu zupełnie nie interesowały się Kresami czy historią. Pamiętam, jak próbowałam im wtedy coś opowiadać o wojnie polsko- bolszewickiej czy o inwazji sowieckiej łącznie z jej skutkami. Brak zainteresowania a ja tylko nudziłam. Teraz ich poodmieniało, jak choćby jedną z moich kuzynek (mój idol w czasach młodzieńczych). Do niedawna ani historia ani jakieś ponure konflikty na Kresach nie interesowały jej zupełnie a dziś - nie do wiary - każda rozmowa kręci się wokół zbrodni ukraińskich. Wymienia mi jakieś miejscowości, sposoby katowania Polaków, opowiada o tych okropieństwach, jakby nic innego poza nimi się nie działo. Tym razem ja nie jestem zbyt chętną słuchaczką - po prostu wiem o tych faktach od dawna, uczyłam się o tym jeszcze u mojej, niestety już nieżyjącej, Nuczycielki Historii w latach 80-tych, czytałam w publikacjach 2-go obiegu. Ale nie wyrwane z kontekstu, tylko właśnie osadzone w kontekście ówczesnych zdarzeń. Odmieniło też zupełnie pewnych znajomych Rodziców (w odróżnieniu od kuzynki jedno z nich ma korzenie kresowe). W latach 80-tych robili kariery i należeli do partii więc jakoś te Kresy dyskretnie pomijali, także prywatnie. Wiadomo, była to epoka ogólnego braterstwa i o Kresach generalnie "się nie mówiło" (u mnie w domu temat był akurat ciągle obecny ale o tym innym razem). Dziś - to samo - dosłownie oczy przecieram ze zdziwienia. Gdy rozmowa otrze się o Kresy (choćby gdyby tematem były urokliwe miasteczka czy uzdrowisko w Zaleszczykach), to natychmiast dominuje u nich wątek krwiożerczych i okropnych Ukraińców z całkowitym pominięciem wszystkiego innego mimo że ich rodziny nie padły ofiarą Ukraińców, padły natomiast ofiarą Sowietów (wywózki i kilku pomorodowanych). Podsumowaniem problemu może być zdanie, które kilka tygodni temu usłyszałam przy okazji dyskusji w kręgu rodzinno-towarzyskim "No tak, my ich mamy wspierać a oni nas znów zaczną mordować" (wygłoszone nie przez żadnego tłumoka a osobę - a jakże - wykształconą i skądinąd inteligentną). Odpowiedziałam wtedy, że mordowanie protestujących na Majdanie wydaje mi się póki co dużo bardziej prawdopodobne. Niestety - jak się okazało - miałam tragiczną rację. I jak tu nie oprzeć się wrażeniu, że ludzi jest jednak piekielnie łatwo zmanipulować i że sączone w eter treści i obrazy szybko odnoszą pożądany skutek?
Oczywiście nie jestem w stanie przewidzieć, jak dalej rozwinie się sytuacja na Ukrainie, potrafię powiedzieć tylko tyle, że wg mnie wygląda to - niestety - dopiero na początek. I tak samo jak chyba wszyscy obawiam się chaosu zaraz za naszą granicą czy nadmiernego wzrostu znaczenia nacjonalistów. Jestem jednak przekonana, że znaczenie skrajnych ugrupowań na pewno zmalałoby, gdyby udało się przybliżyć Ukrainę do UE. I odpowiednio - popchnięcie kraju w ramiona Putina i obojętność Europy doprowadzi jedynie do radykalizacji nastrojów. To jedno jest pewne.
A ponieważ poza tym mało co jest pewne, staram się tymczasem robić, co chyba w takich sytuacjach robić trzeba nie zastanawiając się zbytnio nad tym, kto kogo w przyszłości będzie ewentualnie mordował (miejmy nadzieję, że jednak nie) - wspierać w miarę moich skromnych możliwości tych odważnych i zdeterminowanych ludzi, którzy ryzykują wszystko i nie boją się wystąpić przeciwko zepsutej władzy. Także w warunkach, gdy "wielcy" tego świata najprawdopodobniej dokonali już różnych ustaleń ponad ich głowami.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka