Wiele, wiele lat temu, władze w Budapeszcie stwierdziły, że moja osoba jakoś nie pasuje do kadarowej wizji nowoczesnego społeczeństwa socjalistycznego koncówki XX wieku i postanowiły wywalić mnie na zbitą mordę do Polski. „Niech wraca do nędzy“ – jak to się w trzeciej osobie (obraźliwe!!!!!!!!) zwróciła do mnie panienka-kapral w niebieskim (zielonym?) mundurku. Świeżo po przyjeździe w połowie1985 roku, nie mając większej ochoty podjmowania oferowanej mi pracy nauczyciela rysunków w szkole podstawowej (nie dziwota, z dyplomem zagranicznej uczelni i biegłą znajomością pięciu języków, za milionik brutto) zabijając czas (wyjazd do Austrii na widoku), zarabiałem niezbędne do życia monety jako tłumacz. Oprowadzałem delegacje madziarów po polskich zakładach produkujacych wyroby czkoladopodobne. Produkowano w nich COŚ, co wyglądało podobnie jak czekolada, pachniało podobnie jak czekolada i smakowało podobnie jak czekolada ale czekoladą NIE było. Produkcja tego COŚ kosztowala ułamek kosztów produkcji prawdziwej czekolady z ziarna kakaowego. Zapoczątkowana w epoce późnego Gierka moda na produkty produktopodobne, nazywane oficjalnie produktami zastępczymi lub ordynarnie z germańska – ersatzem, osiagnęła w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych swoje apogeum. Do dzisiaj z uporem maniaka studiuję dokładnie składniki kupowanej żywności.
Dlaczego o tym piszę? Bardzo proste. Wpadł mi w ręce artykuł z dzisiejszej „Rzeczypospolitej“ pt. „I bez rządu boisko może być tańsze“ autorstwa redaktora Józefa Matusza.
http://www.rp.pl/artykul/17,200700_I_bez_rzadu__boisko_moze__byc_tansze_.html
Pan Matusz pisze: „Za cenę jednego dotowanego przez rząd stadionu Orlik można zbudować kilka obiektów wysokiej klasy“ - i jako przykład podaje podkarpacką gminę Narol – „Władze gminy zobowiązały się, że za pieniądze, które musiałyby wydać na Orlika, wybudują nie jeden, ale trzy obiekty sportowe o ZBLIŻONYM (podkr. Lubicz) standardzie“
Już sie ucieszyłem, z jednej strony że władze gminne znowu podejmuja zobowiązania a z drugiej że młodzież w całej Polsce (ze szczególnym uwzględnieniem biednego Podkarpacia) bedzie mogła kopać piłke za takie nędzne grosze. Moją radość zmąciło jedynie coś dziwnie znajomego, to coś „o zbliżonym standardzie“.
Moje wątpliwości rozwiał cytowany przez Pana Matusza burmistrz Narola, Stanisław Woś: „Na obu boiskach można grać w siatkówkę, koszykówkę, piłkę ręczną i nożną. Nie mają tylko zaplecza. – Boiska są przy szkołach, więc nie było potrzeby budowania szatni czy toalet“. Uspokojony takim wyjaśnieniem i znając z doświadczenia uprzejmość szkolnych stróży odetchnąłem z ulgą. Ale tylko na chwilę. Z dalszej części artykulu wynika bowiem, że to jednak nie koniec tego czego podkarpackie boiska nie mają. Brak bowiem na nich ... trawy. Po prostu nie ma. Ani stucznej, ani prawdziwej. Sztuczna jak wiadomo dużo kosztuje a prawdziwa zbyt siermiężna nawt jak na Podkarpacie (byle kmiotek może mieć lub krowa żreć) więc burmistrz Stanisław Woś znalazł firmę* „specjalizującą się w wykonywaniu elastycznych nawierzchni sportowych wytwarzanych metodą recyklingu z granulatów gumowych – Są bezpieczne, antypoślizgowe. Nawierzchnia jest nawet lepsza od sztucznej trawy, na której łatwiej o otarcie naskórka“ – powiedzial burmistrz, redaktorowi.
Otarcie naskórka jest jak wiadomo równie bolesne jak czytanie bzdur. Zreasumujmy bowiem co nam usiłuje wcisnąć redaktor Matusza z Rzepy. W Narolu splanowano i zdrenowano (mam nadzieję) kawał łąki za szkołą i poryto „gumowym granulatem“ z odzysku za jedyne 200 tysięcy. Tyż piknie – powie każdy kto przynajmniej raz w życiu kopiąc w piłkę przejechał sie tyłkiem lub buźką po asfalcie. Zapewniam tych wszystkich, którym brakuje empirycznych doświadczeń lub nie starcza wyobraźni, że sztuczna murawa to czysta rozkosz w porównaniu z bitumem. Do tego zaplecze (i oświetlenie?) w szkole z łaski ciecia. W kontekscie nie dziwi, że pan Matusza nie zapytał miejscowej młodzieży co sądzi o tej innowacji. Choć może i zapytał tylko jakiś świętuszek** w redakcji skreślił. Wszystko możliwe ;–)))
Skoro już wiemy CO nam redaktor Matusza z Rzepą do spółki wciskają, możnaby się zapytać (retorycznie?) DLACZEGO i po jaka cholerę nas takimi newsami uszczęśliwiają. Nie każdego przecież poranka poważne media (nie ekolodzy) donoszą, że ktoś, gdzieś, zaasfaltował kawałek łąki za 200 tysięcy złociaków. Oczywiście, oczywistą odpowiedź pozostawiam równie oczywistej inteligencji szanownych blogowiczów.
PS. Wszystko jedno. W każdym wypadku gratuluję Rzepie udanego powrotu do „bezpiecznej i antypoślizgowej“, socrealistycznej nawierzchni metodą recyklingu z granulatów gumowych i przypominam: w dawnych latach „Trybuna“ szukała zwykle w takich wypadkach, odpowiedniej, swojskiej i jędrnej ale politycznie poprawnej nazwy. W końcu trzeba jakoś nazwać ten pokryty zmielonymi oponami ersatz. „Orlik“ wiadomo od orła więc aby pozostać w ornitologicznym nazewnictwie zaproponowałbym ... Oj! aż się boję dalej pisać ...
Rock’n’roll
*) nie podaję za Rzepą nazwy i adresu firmy bo reklama to u mnie kosztuje. **) cos pomiędzy świętoszkiem a świntuszkiem, zwykle cenzor.
If I could stick my pen in my heart I'd spill it all over the stage Would it satisfy ya or would slide on by ya? Or would you think this boy is strange? Ain't he strayayange? If I could win you, if I could sing you a love song so divine. Would it be enough for your cheating heart If I broke down and cried? – If I criyiyied. I said I know it's only rock and roll But I like it.
Ludzie do mie pisza :)
Czy ty Lubicz złamany ch..u nie powinieneś trzymać fason jak prawdziwy komuch?
Twoje agenturalne teksty (z których jesteś znany) dawno wystawiły ci świadectwo.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka