Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber
3748
BLOG

„Najgorszy sort Polaków”, czyli jak zatracamy Wspólnotę

Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber Polityka Obserwuj notkę 115

W korespondencyjnej rywalizacji na marsze w stolicy remis ze wskazaniem na Prawo i Sprawiedliwość. Ale w walce o przekaz medialny górą opozycja, która bezpardonowo wykorzystuje każdą okazję, aby zohydzić rząd, Prezydenta i Prezesa PiS. Odnoszę wrażenie, że część dziennikarzy i komentatorów politycznych tylko czeka na wywiad, czy dłuższą wypowiedź publiczną Jarosława Kaczyńskiego, aby móc udowodnić, że „po raz kolejny dzieli Polaków”. Ten sam scenariusz powtórzył się przy występie w Telewizji Republika. „Najgorszy sort Polaków” robi już dziś furorę na miarę słynnych „wykształciuchów”.

 

Bez zaklinania rzeczywistości należy stwierdzić, że obydwie manifestacje, które przeszły ulicami Warszawy, zgromadziły tłumy ludzi. Zdaniem policji na sobotniej obecnych było 17-20 tysięcy osób, a na dzisiejszej 40-45 tysięcy. Oddajmy w tej sprawie głos rzecznikowi Komendy Stołecznej Policji asp. szt. Mrozkowi:

(…) sobotnia manifestacja była mniejsza, bo gdy znajdowała się przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego (skąd rozpoczynał się marsz), tłum kończył się na Alei Szucha. Natomiast niedzielna demonstracja PiS, gdy dotarła przed TK, zajmowała całą Aleję Szucha, pl. Na Rozdrożu i część Alei Ujazdowskich, do wysokości Alei Róż. Rzecznik KSP dodał, że w sobotę uczestnicy marszu zajmowali tylko ulice, natomiast w niedzielę ulice i chodniki.

 

Ale to i tak sukces opozycji, która dzięki medialnej histerii zmobilizowała największą ilość osób od czasu „Błękitnego Marszu” w roku 2006. Nie będę się z tym spierał. I nie będę nikomu odmawiał prawa do wyrażania poglądów na ulicy. Problem w tym, że wszystkie opozycyjne partie zgromadziły niewiele więcej osób, niż pojawiało się na ich kongresach. To świadczy o tym, że jednak dalekie od stanu faktycznego są twierdzenia o powszechnym buncie Polaków wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Stąd zapewne uznano, że należy dalej podgrzewać atmosferę. Wokół słów Jarosława Kaczyńskiego przetoczyło się istne pandemonium. A co naprawdę powiedział lider rządzącej partii? Że zarówno w historii Polski, jak i dzisiaj są grupy osób – często zorganizowane – które służą stolicom innych krajów. Na podorędziu mamy dziesiątki przykładów. Od smutnych czasów rozbicia dzielnicowego, przez kupczenie głosami na wolnych elekcjach i Konfederację Targowicką, a skończywszy na działalności wierchuszki PZPR oraz zdrajcach, agentach, czy aferzystach w III RP, którzy rozkradają majątek narodowy.

Czemu więc służy jazgot i kto naprawdę dzieli Polaków? Czy naprawdę nienawiść jest tak wielka, że może przeszkadzać się trzymania minimum przyzwoitości? Inne wytłumaczenia są jeszcze gorsze, więc pozostanę przy tym.

 

Demokracja ma swoje uroki, ale ma też swoje cienie. Największym z nich nie są wcale mocne słowa liderów politycznych. Tak było i jest w każdym kraju pod każdą szerokością geograficzną. Wystarczy sięgnąć do mów najwybitniejszych oratorów – z Cyceronem na czele –  jeżeli ktoś miałby ochotę kwestionować to twierdzenie. Pewnym wyjątkiem jest tu jedynie kultura debaty publicznej w Wielkiej Brytanii.  

Ale to nie mocne słowa z mównicy sejmowej potrafią niszczyć Wspólnotę. Znacznie więcej szkody przynosi zaszczuwania i opluwanie jednych przez drugich w bezwzględnej walce, w której nie ma żadnych zasad. Prym wiodą tu media i – niestety – nie ma większego znaczenia ich linia światopoglądowa, czy polityczna.

Niczego, ani nikogo nie wybielam. Każdemu z nas, polityków, zdarzają się słowa, których później się żałuje. Sztuką pozostaje umiejętność przyznania się do tego. Jarosław Kaczyński nie jest w tym względzie wyjątkiem, choć bynajmniej nie odnosi się to do rzeczonego cytatu. Wyjątkowe jest obrzydlistwo tych, którzy próbują mocny publicystyczny cytat poddać manipulacji, jakiej nie powstydziłby się Goebbels.

Dla wszystkich których oburzyły słowa Prezesa PiS, mam prośbę o krótką refleksję. Gdyby ktoś w Waszej pracy bez przerwy obrażał Was, szkalował, przekręcał słowa i wmawiał wszystkim dookoła nieprawdziwe rzeczy – czy potrafilibyście z tym samym wyszukanym spokojem odpowiadać na zarzuty. A gdyby to trwało bez przerwy? Nie przez 25 dni i nie przez 25 miesięcy, ale przez 25 lat…? Stwierdzenie, że polityk powinien być gruboskórny nie wyjaśnia wszystkiego.

 

Poseł na Sejm RP VIII kadencji ziemi bydgoskiej (7.291 głosów), radny Rady Miasta Bydgoszczy w latach 2014-2015 (2.555 głosów), przewodniczący PiS w Bydgoszczy od roku 2012. W latach 2005-2010 aktywnie zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści, m.in. sekretarz generalny i Przewodniczący Rady Krajowej. Zapraszam na moją stronę internetową: lukaszschreiber.pl oraz na profil publiczny na fb: .facebook.com/radnylukaszschreiber

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka