Lumpen-bloger Lumpen-bloger
242
BLOG

Solidarność - kolejny polski mit?

Lumpen-bloger Lumpen-bloger Polityka Obserwuj notkę 47

  Na temat Solidarności wydaje się że powiedziano już chyba wszystko. Ja spróbuję dodać coś jednak od siebie w swojej ulubionej konwencji wsadzania kija w mrowisko. Wszelkie nasze wielkie daty są ku temu świetną okazją. Prosze mnie po przeczytaniu tego tekstu źle nie zrozumieć - uważam samą "Solidarność" za świetną inicjatywę która z pewnością jest jedną z jasniejszych i pozytywniejszych kart naszej historii. Każdy jednak pomnik rzuca jakiś cień..

  Polskie mity rosną bardzo szybko i zawsze w jednym kieunku. Gdyby spojrzeć na nasza historię pisaną przez polskich historyków wstecz to okaże się że ziemie między Morzem Bałtyckim a Tatrami rodziły samych bohaterów, którym nic w życiu nie zdarzało się innego robić oprócz heroicznych czynów. Ten mechanizm najdoskonalej widać przy najrózniejszych rocznicach związanych z niemiecką okupacja i wojną..Tymczasem gdy spojrzeć w suche statystyki pod tym względem panuje u nas norma obowiązująca w każdym innym miejscu na świecie czyli: garstka bohaterów i cała masa przeciętniaków i oportunistów. Tak jest też w przypadku "Solidarności"

  Kiedy tylko pada to magiczne słowo na "S" automatycznie uruchamia się lawina słownej napuszonej konfekcji. "Bohaterstwo mas", "Zwycięstwo wszystkich Polaków", "Karnawał zjednoczonych serc" etc. Mimo że minęło stosunkowo niewiele czasu ( bo co to w historii jest te 30 lat ) "S" zmieniana jest powoli w poprawno polityczny ołtarzyk pod którym Polacy mogą spokojnie składać kwiaty cięte i tym samym dowartościowywać siebie samych choć w momencie próby siedzieli w kapciach oglądając Wiadomości.

  Pod tym pomnikiem dochodzi do swojego rodzaju samo-ubohaterowienia mas. Samo sedno tamtych zdarzeń zanika już powoli przysypywane stertami kolejnych wiązanek, kwiatów i drętwych przemów.

 Oczywiście - łatwo mnie zaatakować o pisanie głupot ponieważ jestem starszy od "Solidarności" ledwie parę lat i gdzie mi tam oceniać cokolwiek z nią związanego. Nie jestem jednak na tyle młody żeby nie pamiętac choć trochę z czasów gdy ta Solidarność już istniała. Trochę pamiętam. Przyznam że słysząc dzisiejsze bombastyczne wspomnienia weteranów tamtych lat o tym jak to cały kraj się zjednoczył w walce z rezimem na mojej twarzy rysuje się niemałe zdziwienie.

 Pamiętam tamte czasy całkiem nieźle mimo wszystko. Moi rodzice, rodzina dalsza i bliższa, rodziny kolegów lepszych i gorszych, nauczyciele w szkole - oni byli ludźmi którzy w ogóle przeciw niczemu nie oponowali. Z prostej przyczyny - byli na to zbyt mało odważni a co ważniejsze, byli pochłonięci czymś zupełnie innym.

 Mianowicie zapewnianiu sobie i swoim potomkom egzystencji nie będącej ciągłym głodowaniem.

 Pamiętam rozmowy na róznych imieninach, imprezach rodzinnych czy też to co słyszałem na ulicy. Nie przypominam sobie tam żadnego podniecenia politycznego, jakiegoś wiszącego nad rzeczywistością cienia wielkiej historii i zrywu narodowego.

 W zakładzie gdzie pracowała moja mama była jakaś rachityczna "Solidarność" która wieszała prześcieradła z napisem "Strajk" a potem spokojnie paliła papierosy z miejscowymii milicjantami, którym nawet nie chciało się udawać że mają zamiar kogokolwiek pałować.

 Z tych obserwacji uczestniczących a zarazem z lektury wielu książek i opracowań historycznych wyzierać mi poczyna troszkę inna wizja tej Solidarności niż tej z sypiących się jak z rekawa jubli. Wizja mianowicie taka:

 "S" była po prostu organizacją skupiająca jakieś kilkadziesiąt ( może trochę więcej ) bardzo odważnych ludzi plus jakieś kilkaset tysięcy ludzi troszkę tylko mniej odważnych ale bardzo tej organizacji potrzebnych. Ludzie ci czynili niebezpieczną , organiczną pracę na PRL-owskim ugorze a temu wszystkiemu przyglądała się życzliwie lub czasem mniej  wielomilionowa rzesza "opozycyjnych nierobów" skupionych bardziej na tym aby gdzieś załatwić szynkę czy pomarańcze niż na jakichkolwiek przewrotach.

 Żeby była jasność - nie uważam tej wielomilionowej milczącej masy za coś złego. To normalne że większość ludzi zawsze w takich momentach chce po prostu przetrwać. Tak było zawsze i wszedzie. Zwracam tylko uwagę na to że u nas z uporem maniaka chce się zbudowac na plecach kolejnej grupy ( sporej ale jednak tylko grupie w masie ludzkiej ) mit bohaterstwa całego narodu.

 Czy to jakas pochodna tego iz na codzień wg. socjologów sami siebie jako społeczeństwo oceniamy niezbyt dobrze? Może w takich chwilach nie potrafimy się powstrzymać by choć na chwilę spojrzeć w lustro w rózowych okularach ?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka