Aleksander Majewski Aleksander Majewski
356
BLOG

Metal pro-life rodem z Polski

Aleksander Majewski Aleksander Majewski Kultura Obserwuj notkę 4

 „Rock’n’roll umarł, rock jest martwy stary” – tak można podsumować kilka ostatnich lat polskiej muzyki tożsamościowej. Owszem powstawały (i znikały) rozmaite kapele, mniej lub bardziej, popadające w dewiacje w postaci antychrześcijaństwa czy ksenofobii, ale brakowało zdrowej dawki patriotycznego i katolickiego cięższego grania. Z odsieczą przybył Irydion.

Grupa, która wydała 9 lat temu debiutancki album „Credo”, wystawiła nas na nie lada próbę. Pierwsza płyta, pełna odniesień do polskiego romantyzmu, a zarazem cywilizacji łacińskiej, była czymś zupełnie świeżym na undergroundowym rynku. Owszem, można było tam znaleźć coś dla podchmielonej gawiedzi, oddającej się dzikim pląsom w pogo, ale utwory takie jak „Tempus maturum mori” czy „Pieśń konfederatów barskich” wskazywały na nieco wyższe aspiracje muzyków. Po drodze Irydion nagrał cover piosenki Czerwonych Gitar „Biały Krzyż” (znalazła się na składance „Twardzi jak Stal: Muzyczny Hołd dla NSZ”), czym grupa zyskała rozgłos wśród szerszego grona odbiorców.

 

Chłopaki w pocie czoła, przez 3 lata nagrywali kolejny album, często po godzinach pracy, poświęcając własne budżety domowe (w Polsce nikt nie sponsoruje tej odmiany rocka). Wiele osób już straciło nadzieję na to, że „44!” ujrzy światło dzienne. Ale stało się – na 15 lipca br. (w 601. rocznicę zwycięstwa pod Grunwaldem) zaplanowano premierę nowego wydawnictwa grupy.

 

Podkreślam słowo: „wydawnictwa”. Aby omówić sferę muzyczną, warto zwrócić uwagę – niczym artystyczny analfabeta, zachwycający się ramami obrazu – na opakowanie płyty – 3-skrzydłowy digipack, zaopatrzony w 12-stronnicową książeczkę, pełną graficznych odniesień do antyku i postindustrialnego krajobrazu. Również zdjęcia z okładki zapowiadają ciekawą zawartość krążka (coś między toposem ulicznika i herosa, a w środku dzieciak, stylizowany na Powstańca Warszawskiego), podobnie jak cytat z kard. Stefana Wyszyńskiego „Sztuką jest umierać dla Ojczyzny, ale największą sztuką jest dobrze żyć dla niej”. To wystarczy, aby przygotować się na różnorodność albumu. Na szczęście forma nie przerasta treści.

 

 

"44!” składa się z 9 utworów (a właściwie 7, z tym, że ostatni stanowi muzyczną trylogię, osadzoną w łacińskiej konwencji) różnorodnych muzycznie. Mamy tu zarówno hard rock („Irydion I: Ecce Heros”), death metal i elementy flamenco, jak choćby w „Ujarzmić Bestię”, gdzie muzycy wciągają słuchacza w spektakl, przedstawiający walkę człowieka ze Złem („Dumnie stać/ Z twarzą pod wiatr/ Walczyć o wieczność/Ale przegrałeś swe ideały/ W rozgrywce z nieczystym/ Byłeś za słaby/ Jesteś za słaby/ By ujarzmić go!”). Efektu dopełniają wmontowane zapisy rozmowy z człowiekiem uzależnionym od narkotyków czy odgłosy rodem z gali bokserskiej, zupełnie tak, jakby bohater utworu mierzył się na ringu z demonem, który go prześladuje. Takich odniesień, mniej lub bardziej dosłownych, do sfery duchowości jest znacznie więcej, jak choćby w „Bomberze”: „Cały czas toczy się gra, stawką jest twoje życie/ Nie znasz godziny, ani dnia kiedy przyjdzie spłacić dług”. Podobnie w trylogii, która na pierwszy rzut oka może bulwersować („Rzym pohańbił tę świętą ziemię/Uderzył kłamstwem w dotąd prawy lud/Zrodzony przez ten ląd nasycił pustką słowa/ Z ust od zawsze prawdziwie wiernych” w utworze „Irydion II: Accuso”), aby za chwilę przynieść nieoczekiwane (i szczęśliwe) zakończenie z chrześcijańską refleksją w „Irydion III: Sed magis amica amo” („Ja też jak ty płonący nienawiścią, w ściśniętych kiedyś ustach czułem słony smak/ I biczem pogardy siekłem odmienność wszystką i żelazem przemocy miażdżyłem swój strach”; „Musisz wierzyć, że tak chce Bóg/ Bo jeśli twój bóg żąda ofiary i zamiast miłości chce pławić się w krwi/ I pragnie bólu  i łez i cierpienia, i by oprócz niego nie liczył się nikt/ To zły bóg/ On nie widzi człowieka/On nie słyszy człowieka/On nie kocha człowieka/Nie słuchaj go!”).

 

Co ciekawe, podobne przesłanie można odnaleźć w znacznie bardziej energetycznym kawałku „Krajobraz po bitwie”: „W śmiertelnym zwarciu prawdy krzyż/ Znak któremu mogłem ufać/ Dla którego chciałem żyć/ Żelazny uścisk i w ustach krew/ Omdlałych dłoni ból i zew/ Który tak prowadził mnie/ Kiedy wszystko miało sens”. Irydion pokusił się również o odniesienie do tożsamości słowiańskiej w patetycznej balladzie „Dęby umierają stojąc” („Gdy zapada mrok/ Wracają echa dawnych dni/ Wspomnienia budzą się, by żyć/ Wtedy przez noc/ Przedziera się rogów głos/ By zbudzić las z wiecznego snu”).

 

Szkoda tylko, że płytę promuje piosenka „Bruk płonie!”, zdecydowanie najbardziej uboga tekstowo, nie wychodzącą ponad schemat wytyczony przez scenę RAC. I tak mamy klasyczny hatecore: „Ulice pełne ognia/ Ulice pełne krwi/ Ulice pełne są nienawiści/ Na ulicy szary tłum skanduje swoją pieśń/ Pieśń głodujących ludzi/ Przecież dobrze o tym wiesz/ Czy widzisz tę dziewczynę/ Mogła zdobyć cały świat/ A teraz stoi tutaj/ Sprzedaje swoje ciało/ I ty możesz ją kupić/ Gdy chcesz zabawić się/ Ty mówisz: daje d***y, Ona: pracuję na chleb!”. Ale to już sprawdzona metoda, również muzyków „głównego nurtu” - najmniej interesujące kawałki przyciągają najszerszą publikę, zwłaszcza jeżeli ocierają się o tematykę społeczną…

 

 

Znacznie lepiej prezentuje się prawdziwa perła płyty – ponad 8-minutowa ballada „W obronie życia”, gdzie świetny wokal autora tekstów Krzysztofa K. Kubika, zasilił kobiecy śpiew (notabene bardzo uroczy), a także melorecytacja (występująca też w innych utworach) - idealnie pasujące do klimatu piosenki. Szkoda, że muzycy nie zdecydowali się wypromować właśnie tego utworu, który mógłby śmiało pretendować do miana hymnu polskich pro-liferów. Bo co może być lepszym sprzeciwem, wobec zabijania nienarodzonych, od poruszającej liryki: „Znów krzyk jak cios przerwał ciszę i czas/ Zabrał kolejne życie wyrwane przez stal/ Krzyk ten był ostatnim – nie usłyszał go nikt/ Bo kto sercem martwy ten i głuchy jak pień”„A ja ci odpowiem, że opuszczam przyłbicę/ I ostatnią kopią uderzę w ten świat/ Bo jeśli głupotą jest obrona życia/ Będę głupcem do ostatniego dnia”?

 

Po przesłuchaniu „44!” nie byłem jednak w dobrym nastroju, a to dlatego,  że różnorodna muzycznie i oryginalna tekstowo płyta została wydana w nakładzie tylko 1000 egz.  i to kosztem samych muzyków, którzy postanowili zacisnąć pięści i złożyć śmiałą deklarację: „Czas skończyć wieczne utyskiwanie na antypolską działalność GWna Wyborczego et consortes, a zacząć tworzenie własnej, tożsamościowej KONTRKULTURY, a między innymi – sceny muzycznej”.

 

Zastanawia mnie tylko czy bossom z wielkich firm fonograficznych nie znudził się death metal, którego twórcy wciąż bełkoczą o krwi, szatanie, opuszczeniu, śmierci, itp. problemach pryszczatej młodzieży, wystylizowanych na ucieleśnienie Zła? No i pytanie do przedstawicieli drugiej strony barykady: ile można promować przeciętne zespoły z nurtu tzw. chrześcijańskiego rocka, które bardzo często stają się obiektem drwin z powodu muzycznej bylejakości i ulizanych, na siłę ugrzecznionych tekstów (poza chwalebnymi wyjątkami jak choćby kultowy Tymoteusz czy Armia)?

 

Poczekajmy na odpowiedź. W przypadku Irydionu, cierpliwość okazała się owocna…

 

Aleksander Majewski

 

Irydion „44!”, 2011, 44 Studio

 

Recenzja ukazała się na portalu Fronda.pl

 

 

Robotnik słowa, autor książek. Kontakt: alekmajewski@wp.pl Aleksander Majewski Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura