Przy okazji Dnia Ojca warto zastanowić się nad tym, jak przedstawiany jest wizerunek głowy rodziny. I to bynajmniej nie w feministycznych pisemkach, ale choćby na szkolnych akademiach czy... kościelnych kazaniach. Niestety często można spotkać się z wizerunkiem taty-nieroba, maszynki do zarabiania pieniędzy, która po powrocie z roboty ma w głębokim poważaniu własną rodzinę.
To, że facet może być ukazany wyłącznie w perspektywie swojej "świniowatości" nikogo specjalnie nie dziwi. Działania feministek doprowadziły do tego, że osobnik płci męski bardzo często jest postrzegany jako bezmózgi samiec, który po wyrobieniu 8-godzinnej -albo i dłuższej - normy, żąda obiadu, puszki piwa i chwili spokoju w kanapie przed telewizorem. Żeby dopełnić wizerunek bezmózgiego "nosiciela jąder" (określenie zaczerpnięte z pewnej szkolnej gazetki - przyp. red.), warto zaznaczyć, że w telewizji akurat jest emitowany mecz piłkarski (dlaczego np. nie żużlowy?).
Nie ma potrzeby przeglądania pisemek niezadowolonych z życia kobiet, które do swojej sytuacji dorobiły ideologię, aby spotkać się z podobnymi bredniami. Właśnie trzymam w rękach scenariusz szkolnego przedstawienia, które odbyło się z okazji tzw. Pikniku Rodzinnego (Dzień Matki, Ojca i Dziecka w jednym). Inicjatywa szczytna, dużo atrakcji dla uczniów podstawówki i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie bzdurna propaganda, jaką przedstawicielki "ciała pedagogicznego" postanowiły przemycić pod płaszczykiem "części artystycznej". I tym sposobem dzieci przedstawiły scenkę z życia przeciętnej rodziny... Do czego "służy tata"? "Do przynoszenia wypłaty, żeby portfel był zawsze pękaty"; "Do leżenia na tapczanie, kiedy mama robi pranie"; "Do czytania gazety, gdy mama smaży Mu kotlety". A do czego"służy mama"? "Do wprowadzania diety, gdy tata jest zbyt tłusty". W przedstawieniu głos zabierają również latorośle: "Żeby mama wszystko sama - nigdy na to nie pozwolę!"; "- Żeby mama wszystko sama - jak to wygląda? - A ty tato, co robisz? - Przecież mecz oglądam!"; "- Żeby mama wszystko sama! Nie macie litości dla kobiety! - A Ty tato, co robisz? - Przeglądam gazety!", itd...
Niby śmieszne i na luzie, ale obraz ojca jako tłustego obiboka w białym podkoszulku, który tylko czeka na obsługę już koduje się w małych łepetynach. I chociaż zdarzają się patologiczne sytuacje, w których zatroskana kobieta nie wie w co ma ręce włożyć, podczas gdy mężuś jest operatorem telewizyjnego pilota (coś a la "Świat wedeług Kiepskich"), to robienie z tego normy jest sporym nadużyciem i - choć może zabrzmi to groteskowo - szkodzi relacjom między dziećmi a ojcami. Taki małolat zaczyna postrzegać ojca, również tego, który stara się zapewnić godziwe warunki swojej rodzinie, jako intruza, który wpada do domu, aby obarczyć matkę kolejnymi obowiązkami.
Niestety z podobnymi przejaskrawieniami można zetknąć się podczas kazań niektórych przedstawicieli duchowieństwa. Jako dziecko, przez lata słyszałem tyrady księży o tym, jak to biedne mamusie muszą znosić złe zachowanie tatusiów, jak to rodziny rozpadają się przez złych ojców-pijaków, itd.
Dlatego zamiast wszystko zwalać na robotę feministek, które nawet z pań dobrowolnie zarabiających na ulicy lub gwiazdorzących w "różowym kinie" potrafią zrobić ofiary męskiej dominacji, lepiej zauważyć szkodliwe ciągoty we własnych środowiskach i... ważyć słowa.
Artykuł ukazał się na portalu Fronda.pl
Inne tematy w dziale Kultura