Rozpoczyna się już po raz 97-my. Dość typowo, biorąc pod uwagę poprzednie kilka edycji wyścigu, bo poza Francją. Prologiem w Rotterdamie. Dla kręcących nosem informacja, że zawsze to bliżej Francji niż 3 lata wstecz, kiedy start miał miejsce w Londynie. Potem już tylko 20 etapów łącznej długości 3642 km i jesteśmy na mecie w Paryżu. Ale po kolei. Jeszcze na pierwszym etapie kolarze opuszczą Holandię i przeniosą się do Belgii. Pierwszy etap kończy się w Brukseli, drugi w SPA. Od trzeciego etapu ściganie będzie już miało miejsce tylko we Francji. Najpierw kilka płaskich odcinków, żeby dać się wyszaleć sprinterom przed osiągnięciem Alp, kilkudniowy pobyt w górach z międzyodpoczynkiem w Morzine-Avoriaz, potem znów dwudniowy raj dla sprinterów, wjazd w Pireneje (4 etapy), po czym druga przerwa i szlus do Bordeaux. Tam też, prawie na koniec, licząca 52 km jazda indywidualna na czas. W ostatnim dniu, po przelocie samolotami, etap przyjaźni z Longjumeau do Paryża.
Płaskich etapów jest 9, typowo górskich – 6 (z tego 3 z finiszami na szczycie góry), cztery etapy można uznać za średnio-górzyste. Jak dodamy prolog i jazdę na czas wychodzi 21. Oczko. Zgadza się.
Jeszcze ciekawostka. Na etapie nr 3 kolarzy i widzów czeka dodatkowa atrakcja w postaci siedmiu odcinków brukowych o łącznej długości ponad 13 km. Ostatni raz z czymś takim przyszło się zmagać cyklistom 5 lat temu. Tyle, że mieli do pokonania tylko niecałe 4 km takiej nawierzchni. Wcześniej, w roku 1989, ok. 8,5 km. Rywalizację na trasie trzech z tych siedmiu sektorów będą mogli oglądać kibice w Belgii. Cztery takie brukowane odcinki, znacznie zresztą dłuższe (prawie 11 km długości przy ledwie 2 km po stronie belgijskiej), są już usytuowane po francuskiej stronie granicy. Tyle o trasie.
Faworyci. Na pewno Basso, który odgraża się, że ustrzeli dublet. Na pewno Armstrong, który mierzy w 8 już triumf w Wielkiej Pętli. Bracia Andy i Franck Schleck, choć ten pierwszy miał w zeszłym tygodniu na treningu wypadek. Może Cadel Evans, ale wątpię. Jest kilka mocnych podjazdów więc groźny może być Rosjanin Mienszow. W zeszłym roku świetnie radził sobie Brytyjczyk Wiggins, więc może i tym razem? Byłby faworytem niewątpliwie Contador, ale on ma grypę i nie wiadomo w jakiej formie przystąpi do wyścigu.
Zresztą. Ja oglądam TdF głównie dla walki na górskich etapach i dla widoków, które się podczas nich przed widzem rozpościerają. Czy wygra ten czy tamten to, od czasów Jaskuły, mnie aż tak nie interesuje. Tym bardziej, że niemal wszyscy biorą. Z dużym znakiem zapytania przy niemalJ .
Pisząc o kolarstwie nie da się praktycznie pominąć tematu dopingu. Ale to dlatego, że w tym sporcie, który założyłbym się nie jest pod tym względem gorszy od innych, bardziej niż gdzie indziej kładzie się nacisk na walkę z tą patologią. Patrząc po dyskwalifikacjach przynajmniej. Przy czym jeśliby definiować patologię, między innymi, w kategoriach czegoś, co odbiega od przyjętej normy, to we współczesnym sporcie jest tym czymś raczej brak dopingu. Więc może se dajmy spokój.
I jeszcze na koniec. Jak byłem mały to największe triumfy święcili Szurkowski, Szozda, Kowalski, Mytnik, Nowicki. Byli najlepszymi amatorami na świecie. Potem w Polsce pojawiło się zawodowstwo, a wraz z nim Piasecki i Jaskuła. Pokazali się Spruch, Baranowski i Wadecki. I nagle bach! Od tego czasu kamień w wodę. Mamy Szmyda i pustynię. Polskie kolarstwo jest w głębokim kryzysie. Nie dzieje się nic. Może warto przywrócić je telewizji publicznej. Wyścig Pokoju mogła oglądać i oglądała cała Polska. Tour de France to potencjalnie jeszcze wieksza widownia.
Inne tematy w dziale Rozmaitości