Proszę się nie obawiać. To nie będzie nawiązanie do konferencji prasowych Palikota i jego członka. Tego sztucznego. Nic z tych rzeczy.
Tytuł mówi o tym, ile brakuje od wczoraj Piotrowi Małachowskiemu do niebotycznej, w jego koronnej konkurencji - rzucie dyskiem, granicy 70m. Uzyskany w sobotę przez Polaka na zawodach Diamentowej Ligi w Gateshead wynik jest, jak wyczytałem w internecie, dopiero 25-tym rezultatem w historii światowego rzucania tym przedmiotem. Gdyby tak jednak wziąć pod uwagę, że większość z tych 24 lepszych wyników to rezultaty osiągnięte w radosnych dla lekkoatletycznego dopingu latach 80-tych, kiedy to panowała w lekkiej atletyce pod tym względem zadziwiająca wybiórczość weryfikacji zawodników (pamiętajmy, że do tej pory nikt nie poddaje w wątpliwość rezultatu 10,49s Griffith-Joyner na 100m, mimo, ze dziewucha z tego powodu dawno nie żyje, a najlepsi polscy sprinterzy po dwudziestu dwóch(!) latach nierzadko mają kłopot taki wynik nabiegać).
Wyczytałem też jeszcze jedną rzecz. Zawodnik Śląska Wrocław trzy lata temu był 10-tym dyskobolem list światowych, dwa lata temu siódmym, w zeszłym roku czwartym. Jeśliby wierzyć w prawa ciągu to w obecnym sezonie musi być najlepszy. A jeśli przyjąć, że nasz zawodnik te najlepsze rezultaty bardzo często uzyskuje na najważniejszych zawodach to można, z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że właśnie, jeszcze przed zawodami, przyklepaliśmy polakowi mistrzostwo Europy.
No i dobrze, bo na tych mistrzostwach to tych mistrzów za dużo chyba mieć nie będziemy. Anita Włodarczyk jest od paru tygodni znów kontuzjowana. Pobiła na początku czerwca rekord świata i przestała rzucać. Ale na mistrzostwa jedzie. Miejmy nadzieję, ze będzie w optymalnej formie i przerwa w treningach niewiele na to wpłynie. Jeśli tak, to jestem peny, ze już mamy dwa złota.
Gorzej z tyczkarkami. Pyrek, po prawie 10 latach ciągłej obecności w czołówce, w tym roku zupełnie bez formy. Nawet do Barcelony nie jedzie. Rogowska skacze, ale nie wiem czy to wystarczy do medalu, a co dopiero do złota. Niby caryca ma nie skakać, najlepsza w sezonie Brazylijka siła rzeczy nie wystartuje, ale są inne. Zobaczymy.
Tomasz Majewski. W tym roku przegrywa już nie tylko z Cantwellem. Regularnie dostawał baty od Kanadyjczyka. Jego bilans z Europejczykami każe jednak stawiać go w rzędzie głównych faworytów. Szczególnie w kontekście rezultatu z Bielska-Białej. Ale o złoto może być bardzo trudno.
Pozostała trójka naszych medalistów MS w Berlinie medali raczej nie zdobędzie. Kamila Chudzik w ogóle na mistrzostwa nie jedzie (przyznam, że nie wiem czy przyczyną jest kontuzja czy po prostu słaba forma), weteran Szymon Ziółkowski raczej za zasługi, a Sylwester Bednarek też w formie, powiedzmy, takiej sobie.
Mamy za to inne szanse. Po pierwsze zawsze groźna dla najlepszych Anna Jesień, której MŚ w zeszłym roku zwyczajnie nie siadły. Tegoroczne wyniki ma jednak słabsze niż te z ostatnich kilku lat, więc tu tez trzeba być bardzo ostrożnym. Dalej. Żaneta Glanc. Ale tylko i wyłącznie na podstawie jej ubiegłorocznego startu na MŚ, gdzie pokazała swój potencjał.
Wśród panów będzie można chyba liczyć na mojego ziomala Artura Nogę i 80-metrowca Lewandowskeigo. Noga uzyskał w Eugene bardzo wartościowy rezultat, ale przegrał z czwórka czarnoskórych biegaczy. Z niektórymi nawet o 0,3 s. Lewandowski potrafi wytrzymać niebywałe tempo, ale ma kłopoty z wygrywaniem biegów. Tych w obsadzie międzynarodowej, rzecz jasna. W każdym razie biorąc pod uwagę uzyskane w trakcie sezonu czasy – obaj będą w gronie faworytów. Są jeszcze tyczkarze, są pozostali skoczkowie wzwyż. Ale o ich szansach lepiej mówić mało albo w ogóle. Po co zapeszać?
Inne tematy w dziale Rozmaitości