W życiu bym nie pomyślał, że 33-letni (Boże, jak ten czas leci) Adam Małysz stanie w tym roku przed największą chyba do tej pory szansą powtórzenia ogromnego sukcesu sprzed 10-ciu już lat. Pierwszego wielkiego sukcesu w swoim sportowym życiu, jakim było zwycięstwo w 49 edycji Turnieju 4 Skoczni. Od tego zresztą momentu rozpoczęła się praktycznie wspaniała i niepojęta wręcz, jak na warunki polskich sportów zimowych (letnich też zresztą), kariera drobnego i niezwykle skromnego „chłopca z Wisły”.
Wśród wielu niezliczonych i niesamowitych dokonań Polaka ta wygrana sprzed dekady ma swoje szczególne miejsce. Nie tylko dlatego, że jest czymś swoistym i innym od pozostałych zdobyczy Małysza. Również dlatego, że nigdy nie została powtórzona. Małysz wielokrotnie zdobywał mistrzostwo świata czy medale olimpijskie. W konkursach PŚ zwyciężał tyle razy, że się człowiekowi zaczyna mylić, a ilość podiów osiągniętych w pucharowych konkursach przez wiślaka sięga prawie setki (trochę brakuje, ale...). A Turniej 4 Skoczni nasz orzeł z wąsem wygrał tylko jeden jedyny raz. Przez wszystkie następne lata nigdy nawet nie otarł się tu o zwycięstwo. Nawet wtedy, gdy stawał w styczniu 2003 roku na końcowym podium albo jeszcze 3 razy kiedy był w końcowej klasyfikacji czwarty. Najbliżej zwycięstwa był chyba w rok po swoim wielkim sukcesie, w sezonie 2001/02. Ale tylko .... do rozpoczęcia pierwszego konkursu. Mimo, że przed Turniejem wygrał wtedy aż 6 z 9-ciu rozegranych zawodów (a w siódmym ukradziono mu zwycięstwo), to podczas niemiecko-austriackiego maratonu musiał uznać zdecydowaną przewagę innych.
W tym roku, podaję naturalnie sytuację przed Turniejem, jest znacznie lepiej niż 9 lat temu, bo Małysz jest w świetnej i wysokiej dyspozycji, jest znacznie mniejszym faworytem niż wtedy (czyli ciąży na nim dużo mniejsza presja), a formę ma z kolei mocno wznoszącą, co różni go od Małysza ze stycznia 2002.
Oczywiście wiek robi swoje. Nie wiem jak długo Polak będzie w stanie prezentować taką formę jak w Szwajcarii, gdzie zasadniczo pech albo przypadek pozbawiły go przynajmniej jednej wygranej. Ale dla tych, którzy choć trochę interesują się skokami nie jest tajemnicą, że nasz mistrz potrafi być w wybornej formie bardzo długo. Jak do niej dojdzie to zdarza mu się nie odpuścić do końca sezonu. I na to trzeba liczyć. A przynajmniej ja na to liczę.
Żeby wygrać Turniej trzeba być w dyspozycji bardzo dobrej, ale również w bardzo równej. Nie można skrewić w żadnym z konkursowych 8-miu skoków. Małysz w dyspozycji wydaje się być wybornej. Nie jestem tylko pewny czy jest już w takiej, żeby nie zepsuć pojedynczego skoku. Jeśli tak, to nie straszni mu nawet dwaj obecni liderzy Pucharu Świata. Nie mówię, że na pewno z nimi wygra, ale byłbym lekko zdziwiony, gdyby wyraźnie przegrał. Gdybym z kolei miał postawić na fuksy to wybrałbym dwa. Rosjanin Karelin i Kamil Stoch. A w ogóle to w skokach w końcu chyba długo oczekiwana wymiana pokoleń. Odchodzą pomału w siną dal albo, jak kto woli, w cień asy kilku czy kilkunastu poprzednich sezonów – przede wszystkim Ahonen, ale również Schmitt, Kuettel, Uhrmann, Kranjec. Są coraz słabsi. Małysz to tylko wyjątek potwierdzający regułę, ale i jemu każdy sukces przychodzi przecież coraz trudniej. W tym roku, jak myślę, wyjdzie z tej rywalizacji obronną rękę, ale przyszły i następne sezony będą już niepodzielnie należeć do młodych. A jak wróci do formy Schlierenzauer to ho, ho. Pytanie czy tak szybko wróci.
Teraz jednak w stawce nie ma Schlierenzauera. Są natomiast Małysz i bardzo doświadczeni, choć stosunkowo młodzi, Kofler i Morgenstern. Będę w lekkim szoku jak na końcowym podium Turnieju będzie stał ktoś inny niż ta trójka. Mają przewagę. A Polak, jeśli poważnie myśli o drugim zwycięstwie w T4S, to… teraz albo nigdy.
PS
Na moim blogu od niemal miesiąca historia Turnieju w odcinkach. Jak kogoś to interesuje – zapraszam.
PS2
Te wszystkie rozważania mają jakikolwiek sens tylko w sytuacji, jeśli na skoczniach Turnieju będą panowały równe warunki skakania. Ale tego, mam nadzieję, nie musiałem dodawać.
Inne tematy w dziale Rozmaitości