HareM HareM
199
BLOG

Do najlepszych jeszcze trochę brakuje ...

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Ostatni, największy w historii polskiego tenisa, sukces Agnieszki Radwańskiej spowodował, że zacząłem trochę grzebać w różnych danych dotyczących tej dyscypliny sportu. No i się doczytałem.
Tenis to nie jest dyscyplina, w której byłem dotąd, a i jestem teraz, specjalnie mocny „statystycznie”. Dlatego też niektóre z przytoczonych za chwilę danych były dla mnie równie zdumiewające jak będą za chwilę dla Was, kiedy je sobie uzmysłowicie.
Przypomnę, że nasza młoda tenisowa gwiazda, choć może lepiej dla niej samej byłoby jej na razie tak nie nazywać, 10-krotnie wygrywała turnieje WTA, trzy razy będąc jeszcze w finale, w tym raz w finale Wielkiego Szlema. Zwyciężyła w 333 meczach rozgrywanych pod egidą tego cyklu. Przegrała 144 spotkania, co oznacza, że skuteczność wygrywania spotkań to w wypadku Polki 69,8%. 52 wygrane są jej udziałem jak chodzi o turnieje Wielkiego Szlema. Jak to się ma w porównaniu do dokonań najlepszych? Okazuje się, że żeby znaleźć się w ścisłej szpicy tych wszystkich statystycznych tenisowych drabinek Polka musi jeszcze długo i ciężko pracować. Na przynajmniej dotychczasowym poziomie. A i to nie musi gwarantować znalezienia się wśród największych sław tego sportu. Dowody poniżej.
Na początku zastrzeżenie. Przytoczone liczby dotyczą tylko okresu tenisa granego w formule open, czyli od roku 1968. No to po kolei.
Ilość turniejowych tytułów. Patrząc na dokonania Navratilovej i Evert wpadłem w szok. Pierwsza wygrała w karierze 167, a druga 154 turnieje. Piszemy na razie tylko o singlowych..Potem długa przerwa i na trzecim miejscu jest Steffi Graf, ostatnia z ilością ponad stu wygranych zawodów WTA (107). Potem w kolejce znów sławy lat 60-tych i 70-tych. Court (92), Goolagong (68), King (67). Dopiero potem grająca jeszcze do niedawna Lindsay Davenport (55), razem zresztą z kolejną „babcią” Wade i prekursorka krzykliwego tenisa Monika Seles (53). Ex equo na 10-tym miejscu aż trzy zawodniczki. Grający do dziś duet „Williams brothers” i Martina Hingis, która od paru dobrych lat jest na przedwczesnej emeryturze (de facto jest młodsza od starszej Williams). Wszystkie mają po 43 wygrane, przy czym Syrenka na pewno się jeszcze, i to sporo, poprawi. Jak to komentować? Chyba tylko tak, że przewaga emerytowanych sław nad resztą grającej wówczas stawki musiała być jeszcze znacznie większa niż ma to miejsce dziś. A wydawałoby się, patrząc na Williams czy Azarenkę, że coś takiego jest niemożliwe.
Przewaga Navratilovej, gdyby doliczyć również turniej deblowe i w grze mieszanej jest już kolosalna. Różnica między nią anastepnymi tenisistkami jest niebotyczna. KO-LO-SAL-NA. Czeszka wygrała w życiu 359(sic!) turniejów. Oprócz wymienionych 167-miu singlowych było jeszcze 177 w deblu i 15 w mikście. Druga w tej klasyfikacji Evert do 154 w grze pojedynczej dorzuciła 32 zwycięskie turnieje w deblu. Razem 186 turniejów, co jest oczywiście liczba imponującą. Ale przy wyniku Navratilovej wiele nie znaczy. Na trzecim miejscu Margaret Court ze 159-ma wygranymi turniejami (92-48-19), a potem niespodzianka. Czwarta jest Pam Shriver zawdzięczająca swoją pozycję głównie doskonałej grze w debla. Na 133 zwycięstwa aż 111 odniosła w deblu, w 21 przypadkach wygrała w singlu i raz w mikście.O jeden turniej mniej od Amerykanki wygrała jej rodaczka King (67-58-7), a szósta w tej klasyfikacji jest Graf, która do 111-tu singlowych zwycięstw dołożyła 11 deblowych. Na dwóch kolejnych miejscach znajdują się doskonałe deblistki. Czeszka Novotna (24-76-4) i Hiszpanka Sanchez-Vicario (29-69-4)
W turniejach Wielkiego Szlema najwięcej zwycięstw w tenisowej „erze nowożytnej” odniosła oczywiście, grająca w drugiej części kariery z amerykańskim paszportem, Czeszka Martina Navratilova. Tych wygranych było razem aż 59, z tego 18 w singlu, 31 w deblu i 10 w mikście. Druga pod tym względem jest Margaret Court, która miała to szczęście czy pecha, że duża część jej kariery przypadła na lata przed rokiem 1968. Stąd z jeszcze większej niż w wypadku Navratilovej ilości tytułów wielkoszlemowych (62), w dobie ery open wywalczyła „tylko” 27 (odpowiednio 11 w siglu, 10 w deblu i 6 w mikście). Gdyby zaliczyć Australijce wszystkie zdobyte wielkoszlemowe tytuły to wyprzedziłaby Navratilovą również w łącznej ilości zdobytych tytułów singlowych. Ma ich bowiem łącznie na koncie 24. Tyle samo wielkoszlemowych tytułów co Court w nowej erze, zdobyła dotąd w karierze Serena Williams. Dwa ostatnie, jak pamiętamy, niecałe trzy tygodnie temu. Na jej 27 trofeów 13 zdobyła w grze pojedynczej, 12 w podwójnej, i 2 w mieszanej.
Pierwszą piątkę zamykają Billie Jean King z 25-ma wygranymi turniejami (8-10-7) i Graf z 23-ma. Przy czym osiągnięcia Niemki są o tyle godne uwagi, że aż 22 razy zwyciężała w singlu. I to jest faktyczny singlowy rekord Wielkiego Szlema ery open. Z kolei King, jeśli brać pod uwagę historię całego Wielkiego Szlema bez podziału na ery zajmuje trezcie miejsce za Court i Navratilovą. Wygrała bowiem łącznie aż 39 wielkoszlemowych rozdań (12-16-11).
Najwięcej wygranych spotkań w singlu. Siłą rzeczy nazwiska musza się powtarzać, choć kolejność w tej klasyfikacji jest nie do końca zbieżna z poprzednimi.. Ale na samej górze jest podobnie. Martina Navratilova wygrała w życiu aż 1442 singlowe mecze WTA! Chris Evert jest druga. Zwyciężyła w karierze w 1304 spotkaniach. Potem jest przepaść. Trzecia Steffi Graf wygrała równe 900 razy. Za nią Wirginia Wade (839 zwycięstw) i Sanchez Vicario (759). Dopiero potem Davenport (753), niespodziewanie, dla mnie na przykład, Hiszpanka Martinez(711), Goolagong (704), King (695) i będąca też, niespodziewanie dla mnie, na marginesie tych statystyk, głośna swego czasu Gabriela Sabatini (632), która zamyka czołową 10-tkę. Z aktualnie grających najwyżej są Williamsy. Venus ma 610, a Syrenka 534 wygrane na koncie.
I już na koniec, żeby za bardzo czytelnika nie męczyć. Skuteczność gry. Mierzona ilością zwycięstw do ilości wszystkich rozegranych spotkań. Tu najlepsza jest Evert, która pokanała rywalki w 90,1% swoich spotkań (1304 wygrane -144 porażki). Na drugim miejscu Graf – 88,7% zwyciestw (900 – 115), na trzecim Navratilova. – 86,8% (1442 – 219). Wysoko są Syrenka i Venus. Pierwsza ma skuteczność na poziomie 83,3%(534 – 107) i jest czwarta, druga ze swoim wynikiem 80,0%(610 - 153) zamyka czołową 10-tkę. Z aktualnie grających przed starszą z sióstr jest jeszcze siódma Clijsters 80,6% (519 – 125) i dziewiąta Szarapowa 80,4%(451-110). Przedziela je Hingis 80,5%, (548 - 133). Aha. Piąte i szóste miejsce zajmują, odpowiednio, Seles 83,0%(595 – 122) i druga z Belgijek, Justine Henen  82,1%(493 - 107).
Tak to, pokrótce, w tym babskim tenisie na górze wygląda. I na każdym, kto to choć trochę ogarnia, robi potężne wrażenie.
Co zupełnie nie przeszkadza w zdobyciu przez Polkę olimpijskiego medalu.. I tym optymistycznym akcentem zakończmy:).


 

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości