Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski
72
BLOG

Francuscy Burbonowie na hiszpańskim tronie

Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski Polityka Obserwuj notkę 1
Stosunki francusko-hiszpańskie różnie układały się w przeszłości. Dwa małżeństwa – córki Filipa III z francuskim następcą tronu, przyszłym Ludwikiem XIII oraz Elżbiety Burbon z hiszpańskim następcą tronu, późniejszym Filipem IV pozwoliły zachować pokój pomiędzy krajami, ale nie na długo... W końcu zawarto w roku 1659 tzw. pokój pirenejski, którego jednym z postanowień było kolejne stabilizacyjne małżeństwo – ślub Marii Teresy, córki Filipa IV Habsburga z Ludwikiem XIV, co jednak nie przyniosło zamierzonych efektów. Pomysł mariażu dynastycznego z Habsburgami naśladował potem także Bonaparte...

Dla Francji Ludwika XIV jedynym sposobem na zakończenie konfliktów z Hiszpanią mogło być tylko złamanie potęgi Habsburgów. Pozwalałoby to nie tylko zabezpieczyć swoje granice, ale i zdobyć dominującą pozycję na kontynencie. Podkreślmy, że wtedy nie chodziło tylko o granicę na Pirenejach, ale i o hiszpańskie Niderlandy! Gdzieś w tle były także hiszpańskie kolonie… A może kolonie były nawet najważniejsze?

Okazja na polityczne podporządkowanie Hiszpanii pojawiła się dopiero dzięki testamentowi Karola II Habsburga, który na kilka dni przed swoją śmiercią w listopadzie 1700 roku zapisał tron hiszpański Filipowi d’Anjou, wnukowi Ludwika XIV. Wywołało to znaczne zamieszanie na dworach europejskich i podniosły się głosy, że zapis został wymuszony lub wręcz sfałszowany. Filip był w każdym razie po kądzieli wnukiem hiszpańskiego króla Filipa III Habsburga, więc w sensie prawnym podstawowy warunek sukcesji został spełniony i wszystko miało pozostać w habsbursko-burbońskiej rodzinie.

Karol zdawał sobie sprawę, że po jego śmierci imperium hiszpańskie może się rozpaść i wybrał najsilniejszego, jak mu się wydawało, pretendenta, nie tylko w sensie prawnym, ale i politycznym, który tę całość mógł zachować. Równocześnie pomijał dynastyczny i tym samym nieco szerszy interes Habsburgów, którzy jednak stanowili dalszą linię dziedziczenia według prawa krwi.

Terytoria europejskie i nie tylko, długo były prywatną własnością wielkich rodów. Nadal obowiązywały prawa feudalne i średniowieczne struktury polityczne. Średniowiecze trwało tak naprawdę do rewolucji francuskiej… Kiedy jakieś terytorium nie miało swojego właściciela w sensie prawnym, feudalnym, nie należało do żadnej dynastii, która by go chroniła, to ostatecznie w taki czy inny sposób trafiało w ręce silniejszych sąsiadów, czego rozbiory Polski dobrym przykładem…

A terytoria hiszpańskie obejmowały Hiszpanię, Niderlandy, Księstwo Mediolanu, Sycylię, Sardynię, Królestwo Neapolu, Franche Compte, całą Amerykę Południową z wyjątkiem Brazylii, cały Meksyk, całą Amerykę Środkową, znaczną część Indii Zachodnich, tereny w południowo-zachodniej Ameryce Północnej, część Filipin, Wyspy Kanaryjskie i liczne stacje handlowe w Afryce. Ocean Spokojny był praktycznie hiszpańskim morzem wewnętrznym, gdzie tylko sporadycznie docierali angielscy awanturnicy. Było więc o co zawalczyć!

Cała sprawa nie była jednak taka oczywista, choć Ludwik XIV uważał, że legalność przejęcia tronu hiszpańskiego przez jego wnuka opiera się nie tylko na wyrażonej w testamencie woli Karola II, ale przede wszystkim na prawnych i ogólnie akceptowanych zasadach dziedziczenia, na fakcie, że babką Filipa była Maria Teresa, jego żona, córka Filipa IV Habsburga.

Cesarz niemiecki Leopold I, najważniejszy Habsburg w Europie, nie uznał jednak testamentu Karola II, mniejszą wagę przykładając do samych praw dziedziczenia, a większą do praw dynastycznych. Uważał, że tron hiszpański należy się jego synowi, arcyksięciu Karolowi. Habsburgowie chcieli przecież zachować całe swoje rodowe imperium, któremu groził podział. I miał sporo racji! Niby dlaczego olbrzymia część imperium Habsburgów ma teraz przypaść Burbonom? Czy Karol II był przy zdrowych zmysłach, sporządzając taki testament? A może testament został sfałszowany? Leopold nie zamierzał się tak łatwo poddawać. Zaowocowało to tzw. wojną o sukcesję hiszpańską.

Równocześnie państwa morskie – Anglia i Holandia poczuły się zagrożone francuskimi ambicjami kontrolowania hiszpańskich kolonii, w związku z czym 7 września 1701 roku podpisały w Hadze tzw. Wielki Sojusz, popierając tym samym Habsburgów. Niebawem zatopiono pod Vigo hiszpańskie galeony z drogocennym transportem z Indii, a w roku 1704 Anglicy zajęli Gibraltar. Do antyfrancuskich aliantów przystąpiła też Portugalia i Sabaudia, a w Katalonii wybuchło powstanie – trochę antyfrancuskie, ale i trochę antyhiszpańskie. Katalończycy zresztą do dziś nie uważają się za Hiszpanów i chętnie poszliby śladem Portugalii…

Wszystko przypominało późniejszą sytuację z okresu napoleońskiego z powstaniem w Hiszpanii i antyfrancuskimi koalicjami w Europie. Po prostu Francja – burbońska, czy napoleońska – mając poczucie swojej wielkości i misji, niejako z definicji musiała walczyć o uznanie swojej głównej roli na kontynencie. Wtedy, podczas wojny sukcesyjnej, wyglądało jednak na to, że habsburski pretendent do korony hiszpańskiej pokona urzędującego już na madryckim tronie Burbona, ale oddziały austriackie zachowywały się w Hiszpanii jak w podbitym kraju, podobnie jak za Napoleona oddziały francuskie. Hiszpanie woleli więc poprzeć francuskich Burbonów niż austriackich Habsburgów.

Wojnę sukcesyjną zakończył ostatecznie traktat pokojowy zawarty w Utrechcie w kwietniu 1713 roku. W Wiedniu zmarł bowiem (1711) kolejny cesarz Józef I, a tron cesarski objął pretendujący do korony hiszpańskiej austriacki Karol Habsburg, jako Karol VI. Anglicy obawiając się dominacji austriackich Habsburgów na kontynencie uznali wtedy Filipa na tronie hiszpańskim przy zastrzeżeniu, że główna francuska linia Burbonów zrzeka się na przyszłość praw do korony hiszpańskiej, a Filip do korony francuskiej. Austria przejęła na pocieszenie hiszpańskie Niderlandy, a Anglicy usadowili się na Morzu Śródziemnym zajmując Gibraltar i Minorkę. Traktat z Utrechtu zmienił układ sił w Europie, kończąc dominację polityczną Habsburgów na kontynencie, ale zawiązał nowy węzeł interesów polityczno-dynastycznych, który później będzie rozsupływał Napoleon.

Ludwik XIV mógł już odetchnąć. Wygrał wojnę, która była niemal nie do wygrania. Hiszpański ambasador w Paryżu, markiz Manuel Castelldosrius, podsumował to wydarzenie, kładące jak się wówczas wydawało kres odwiecznej rywalizacji hiszpańsko-francuskiej, mówiąc: „Nie ma już Pirenejów”. 

A co z tego zostało do dziś?

Na tronie hiszpańskim nadal zasiada Burbon,  Filip VI, a Gibraltar nadal należy do Wielkiej Brytanii!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka