„Wojna nigdy się nie zmienia ...”. Miłośnicy gier komputerowych z całego świata doskonale znają ten cytat pochodzący z Fallout’a – kultowej serii gier. Dla każdego kto uważnie śledzi eskalującą sytuację pomiędzy Rosją i Ukrainą oraz innymi państwami regionu nie powinno być zaskoczeniem, że cytat ten nie stracił w ogóle na znaczeniu i nic nie wskazuje na to, aby kiedykolwiek to się zmieniło. Wojna, parafrazując Clausewitza, to nic innegojak polityka kontynuowana przy pomocy innych środków. Polityka i wojna zawsze będą towarzyszyć gatunkowi ludzkiemu, ponieważ natura ludzka tak samo jak wojna nigdy się nie zmienia.
Ta krótka analiza, którą sporządziłem nie ma za zadanie podsunąć czytelnikowi kolejnego rozwiązania jak rozplątać „węzeł Krymski”. Ma raczej zachęcić do głębszej refleksji na temat historii stosunków międzynarodowych oraz sytuacji Polski.
Słuchając w niedawno bardzo popularnej liberalnej rozgłośni radiowej LBC 97.3 (Leading Britain’s Conversation) przeżyłem pozytywne zaskoczenie. Liberalnej wierze w postęp nie do końca udało się zagłuszyć racjonalne i realistyczne myślenie oraz naturę ludzką obywateli Wielkiej Brytanii. Ku mojemu zdziwieniu tematem przewodnim porannej audycji była zaogniająca się sytuacja wywołana rosyjską agresją na Ukrainę i aneksją Półwyspu Krymskiego. Prowadzący audycję, James O’Brian, jak sam z niedowierzaniem zauważył, dokonał bardzo zaskakującego jak na standardy zachodnie, ale jakże trafnego, porównania rosyjskiej aneksji Krymu do przeprowadzonego 76 lat wcześniej przez nazistowskie Niemcy Anschlussu Austrii.
Powyższa analogia jest jak najbardziej uzasadniona. Celem Putina, zresztą podobnie jak Hitlera względem Austrii, była destabilizacja i podważenie niepodległości Ukrainy. Jak się okazuje taktyka ta była skuteczna w obu przypadkach. W 1938 roku najpierw na terytorium Austrii wkroczyły oddziały niemieckie. Kolejnym krokiem było ogłoszenie przez nazistów austriackich ustawy zatwierdzonej następnie przezFührer’ao włączeniu Austrii do Wielkiej Rzeszy. Ostatnim etapem aneksji Austrii było przeprowadzenie referendum, w którym przytłaczająca większość elektoratu (99%) opowiedziała się za włączeniem Austrii do Niemiec. Na tym niestety nie koniec podobieństw. Hitler prowadził politykę „faktów dokonanych”, którą od kilku lat skutecznierealizuje Putin. Podobnie jak Niemcy za czasów Hitlera, także putinowska Rosja nie respektuje podpisanych umów międzynarodowych. Znamienne w skutkach stało się złamanie przez Rosję deklaracji budapesztańskiej z 1994 roku, na podstawie której wraz z USA i Wielką Brytanią gwarantowała integralność terytorialną Ukrainy, w zamian za rezygnację Kijowa z radzieckiej broni jądrowej. W arsenale obu polityków znalazło się także miejsce dla innych środków prowadzenia polityki: wysuwanie kolejnych żądań, zastraszanie i szantaż. Tak jak w latach 30-tych XX wieku Hitler nie zatrzymał się na Austrii, tak jest mało prawdopodobne, że Putin zatrzyma się na Krymie. Tym bardziej, że już wcześniej łupem putinowskiej Rosji padła Gruzja. A teraz dowiedzieliśmy się, że Rosja wyraziła swoje zaniepokojenie traktowaniem rosyjskiej mniejszości etnicznej w Estonii, która stanowi około 25% całej populacji tego kraju i porównuje jej sytuację do tej, w której znaleźli się Rosjanie na Krymie. Inne państwa z pokaźną mniejszością rosyjską, takie jak Łotwa (27%) czy Mołdawia (6%), też nie powinny spać spokojnie. Twierdzenie, że w niedalekiej przyszłości możemy być świadkami kolejnego układu monachijskiego w obecnej sytuacji już nie jest takie absurdalne. Prawdopodobieństwo zaistnienia scenariusza, w którym państwa zachodnie w celu uniknięcia wojny, tym razem z Rosją a nie III Rzeszą, zezwalają jej na zajęcie części terytorium byłych republik radzieckich zamieszkiwanych przez duże skupiska etnicznych Rosjan, staje się realne.
Smaczku powyższemu porównaniu dodaje fakt, że obaj przywódcyznani ze swojego zamiłowania do pokoju, doczekali się jakże zasłużonej nominacji do Pokojowej Nagrody Nobla ...
Podobnie jak kiedyś tak i dziś „pożyteczni idioci” nietolerujący rzeczywistego obrazu świata wierzą w różne wymówki podsuwane przez propagandę rosyjską usprawiedliwiającą zaanektowanie przez Rosję części terytorium Ukrainy: obrona mniejszości rosyjskiej na Krymie, Krym jako ziemie rdzennie rosyjskie oddany nielegalnie Ukrainie, itd.
Zachód wydaje się być świadomy powagi sytuacji. Za wcześnie jest jednak, aby tryumfalnie ogłaszać, że tym razem wnioski z mrocznej przeszłości europejskiej cywilizacji zostaną wyciągnięte i wojna zostanie uniknięta. Państwa zachodnie po raz kolejny reagują opieszale i niemrawie. Znamiennym przykładem jest sprawa sankcji wobec Rosji, w której członkowie Unii Europejskiej nie są w stanie wypracować wspólnego stanowiska. Należy także zwrócić uwagę, że wielu z nich – będący jednocześnie naszymi sojusznikami w ramach NATO – ostatnimi laty prowadziło systematyczną politykę demobilizacyjną czy to spowodowaną kryzysem ekonomicznym czy też przez dominującą ideologię liberalną. Niewykluczone jest, że w obliczu potencjalnej wojny będą próbowali oni kupić dla siebie jak najwięcej czasu na przygotowania wojenne, poświęcając tym samym bezpieczeństwo państw naszego regionu jak to miało miejsce w przeszłości. Rozum i doświadczenie podpowiadają, że należy być sceptycznym w stosunku do gwarancji sojuszniczych NATO. Przekonała się o tym Turcja, dla której pomoc w 2003 rokuw razie ewentualnego zagrożenia ze strony Irakuzostała zablokowana między innymi przy współudziale Niemiec.
Pewne jest jedno, natura ludzka się nie zmienia. Każde z państw będzie w pierwszej kolejności walczyło o swoje własne interesy. Zresztą rozwijająca się sytuacja na Krymie ciągle to pokazuje.
Realizm znowu daje o sobie znać. Naiwnością była, jest i będzie wiara, w to że cokolwiek się zmieni w rozgrywkach między państwami. Natura ludzka zdaniem części filozofów (np. John Gray) i teoretyków stosunków międzynarodowych (np.Kenneth Waltz) nie podlega większym zmianom. Ludzie są żądni władzy i wpływów. To państwa pozostają głównymi aktorami w światowej polityce. Istnieją one w ramach anarchicznego systemu międzynarodowego charakteryzującego się brakiem hierarchii władzy. Tym samymnie ma wyższej władzy, która położyłaby kres rywalizacji między państwami. Pierwsza wojna światowa pokazała, że złożone relacje ekonomiczne i współuzależnienie od siebie gospodarek światowych nie przełożyło się na pokojowe współżycie państw europejskich. Zarówno konflikt jak i współpraca są nieuniknionymi cechami systemu międzynarodowego. Ten pierwszy element w szczególności, gdy ma się do czynienia z państwami agresywnymi i ekspansywnymi, takimi jak Rosja czy Niemcy. Realpolitik, a nie liberalne mrzonki o światowym pokoju, powinny być główną perspektywą służącą do konstruowania polskiej polityki zagranicznej.
Domyślam się, że dla wielu porównanie Niemiec do Rosji w obecnej sytuacji może wydawać się w najlepszym wypadku nadużyciem. Jednak trzeba pamiętać, że demokracja w Niemczech już raz wyniosła do władzy człowieka, który „podpalił świat”. Historia lubi się powtarzać. Na uwagę, także zasługuje fakt, że Niemcy w ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci stały się dominującym państwem w UE,która powstała, aby je zneutralizować, jednak jeszcze nie osiągnęły pozycji hegemona. Nawiązując ponownie do poczynionego porównania pomiędzy Putinem i Hitlerem, zdaję sobie sprawę z różnic, przede wszystkim z wypływu nazistowskiej ideologii na politykę III Rzeszy. To co pozwala uczynić porównanie pomiędzy polityką Rosji za Putina i Niemiec za Hitlera to imperialistyczne zapędy obu państw, których nie będą w stanie się wyrzec. Józef Piłsudski i Oskar Halecki doskonale zdawali sobie sprawę z imperialistycznej natury tych dwóch narodów politycznych. My też wreszcie powinniśmy przejrzeć na oczy. W realizowaniu naszej realpolitik wszystkie pozory uprzejmości i przyjaźni przy pomocy najróżniejszych technik dyplomatycznych powinny być zachowane tak jak ma to miejsce w UE gdzie realizm tak naprawdę wciąż dominuje. Państwa członkowskie Unii Europejskiej nieustannie prowadzą działania mające na celu zapewnienie sobie zwiększonego bezpieczeństwa poprzez zachowanie równowagi sił na kontynencie europejskim, aby nie pozwolić jednemu państwu osiągnąć pozycji dominującej (hegemona). Techniki „miękkiego równoważenia” (soft-balancing), czylimożność wpływania na inne państwa, za pomocą dyplomacji czy instytucji międzynarodowych, oraz próby ekspansji ekonomicznej zastąpiły w dużym stopniu najbardziej znane metody równoważenia, czyli rozbudowę potencjału militarnego. Chociaż należy pamiętać, że mimo iż techniki tradycyjnego równoważenia zeszły na drugi plan, to nie zostały one zapomniane.
Generalne mechanizmy rządzące światem polityki międzynarodowej się nie zmieniają i musimy o tym pamiętać. Historia nigdy się nie skończy i lubi od czasu do czasu dawać o sobie znać wylewając kubeł zimnej wody na bujających w obłokach humanistów. Lekcję tę doskonale przestudiowali nasi przodkowie. Najlepiej świadczy o tym nasz język, w którym najwięcej zwrotów frazeologicznych dotyczy właśnie wojny i sfery militarnej. My też o niej nie powinniśmy zapomnieć słuchając rozentuzjazmowanych gadających głów, mówiących o światowym pokoju, przyjaźni, współpracy i odrzuceniu przynależności narodowej.
Inne tematy w dziale Polityka