Tym razem na całość poszedł „Tagesspiegel”. W karykaturze zamieszczonej w niemieckim dzienniku pojawił się komentarz: „Potrójna większość: w tym 50 proc. pierwiastka z zabitych podczas II wojny światowej”.
Jest to kolejny kamień milowy na niezwykle trudnej i wyboistej drodze ewolucji niemieckiego dowcipu. Czytelnicy tego bloga wiedzą, że owo zjawisko przykuwa moją uwagę i nie przestaje fascynować już od pierwszego wpisu („Ein Volk, ein Reich, ein Humor”). Na podstawie wieloletnich obserwacji, zaryzykowałbym nawet tezę, że jeśli rozwój umysłowy przeciętnego niemieckiego członka klasy politycznej oraz, że się tak wyrażę – klasy medialnej, będzie postępował w równie szybkim tempie, niewykluczone, że jeszcze w obecnym tysiącleciu poczucie humoru naszych zachodnich sąsiadów (a wraz z nim ich świadomość zbiorowa) wzniesie się aż na poziom ostatniego etapu epoki kamiennej.
Symptomów nowej rewolucji neolitycznej znajdujemy zresztą w Niemczech więcej. Zainteresowany internauta znajdzie liczne przykłady choćby w dyskusji, jaka przetoczyła się w związku z ostatnim wpisem Stefana Hambury. Sądzę, że gdybyśmy my, obecni Salonie24.pl zajęli się poszukiwaniem wydarzeń, które nadają się do Księgi Guinnesa, i gdyby w tejże księdze istniała kategoria „Humor na miarę epoki kamiennej”, z całą pewnością pierwsze miejsce otrzymałby fakt, przytoczony przez Mirosława Kraszewskiego – Michaela Noll – posłanka i aktywistka „wypędzonych”, urodziła się jako obywatelka Iranu…
Niektórzy (szczególnie w Polsce) przekonani są, że tzw. „wypędzonym” całkowicie brak poczucia humoru. A tu proszę! Finezja godna najbardziej wyrafinowanego błazna. Czymże bowiem są drobne śmiesznostki naszych siermiężnych parlamentarzystów w obliczu kabaretu niemieckiej polityki na poziomie iście europejskim? Otóż wybryki naszych są co najwyżej żałosną i z góry skazaną na porażkę próbą naśladownictwa. Zresztą pewnie wkrótce doczekamy się filmowej adaptacji owego „Meta-kabaretu” w reżyserii nowego Boba Fosse’a, zaś berlińskie teatry zaczną wystawiać „Operę za trzy euro” nowego Bertolda Brechta. Ta część dialogów, którą stanowią szeleszczące przekomarzanki złodziei i sprzątaczek, będzie symultanicznie tłumaczona na niemiecki. Nie muszę dodawać, że wstęp na spektakle – z uwagi na ochronę zdrowia psychicznego małoletnich – będzie dozwolony wyłącznie od lat osiemnastu..
Na resocjalizację samych Polaków liczyć nie ma co. Pomimo ogromnego trudu, który zadali sobie onegdaj marsjańscy „naziści”, nadwiślańscy Słowianie niestety, nadal istnieją. Większość z nich potrafi się nawet podpisać, a także liczyć do więcej niż pięciuset. Natomiast z całą pewnością nie można od nich oczekiwać zbyt wiele. Bądźmy szczerzy - nawet najwybitniejsi polscy satyrycy to w gruncie rzeczy prymitywy. Nawet przy najsilniejszym porywie natchnienia nie przyszłoby im do głowy machnąć uciesznej historyjki obrazkowej z płonącego i gwałconego Nemmersdorf.
Nie ma się zresztą czemu dziwić. Polacy permanentnie nie dorastają nie tylko do poziomu przeciętnego Niemca. Nie od dziś cały świat wie, że Polakom brakuje inteligencji. Dla międzynarodowego, a w szczególności polsko-niemieckiego dialogu nie to jest jednak najgorsze. Być może największą przeszkodą dla pojednania jest właśnie to, że Polakom aż tak dotkliwie brakuje klasy.
Inne tematy w dziale Polityka