Rozmowa z Niellem Fergusonem, brytyjskim historykiem, analitykiem spraw międzynarodowych i komentatorem politycznym, wykładowcą Oxfordu i Harvardu.
Paweł Marczewski: W konkluzji do napisanej kilka lat temu książki „Kolos. Cena amerykańskiego imperium” wskazywał pan, że świat pozbawiony przywódczej roli Stanów Zjednoczonych zmagających się z rosnącym długiem publicznym może stać się światem „apolarnym”, bezbiegunowym – zamiast globalnego hegemona będziemy mieli wiele potęg coraz bardziej zajętych swoimi sprawami wewnętrznymi. Czy jesteśmy dziś bliżej takiego świata?
Niall Ferguson: Od napisania „Kolosa” upłynęło sześć lat i sądzę, że zawarta w nim diagnoza dość dobrze zniosła próbę czasu. Argumentowałem,że dług publiczny będzie coraz bardziej osłabiał USA. Pisałem to przed kryzysem finansowym i myślę, że moja prognoza w dużej mierze się sprawdziła. Brak dziś oczywistego sukcesora, zdolnego w krótkim czasie przejąć od Stanów Zjednoczonych rolę hegemona. Potęga Chin wciąż jest o wiele mniejsza, jeśli wziąć pod uwagę potencjał militarny. Co więcej, Chińczycy zmagają się z masą wewnętrznych problemów. Sądzę więc, że wizja świata pozbawionego jednej dominującej siły jest całkiem przekonująca. Ostatnie miesiące i tygodnie przyniosły rozmaite tego dowody. Na przykład Turcja i Brazylia interweniowały w kwestii irańskiego programu nuklearnego. Jeśli nie jest to dowód nadejścia świata apolarnego, to nie wiem, co nim jest.
Czy świat apolarny nieuchronnie niesie ze sobą „koszmar anarchii nowego średniowiecza”? W 2004 roku tak właśnie opisał pan alternatywę dla hegemonii Stanów Zjednoczonych.
Problem ze światem pozbawionym stabilnych potęg polega na tym, że jest on bardzo niestabilny. Arsenały nuklearne coraz bardziej się rozprzestrzeniają, co zwiększa prawdopodobieństwo wybuchu – przypadkowego lub wywołanego celowo – konfliktu atomowego. Istnieją też rozległe obszary świata, na których władza państwowa zupełnie nie działa – tak jest w Somalii czy w dużej części Ameryki Łacińskiej (choćby w Meksyku i Kolumbii). Moja wizja nowego średniowiecza jest nieco mniej apokaliptyczna, niż mogłoby się zrazu wydawać. Trzeba jednak pamiętać o tym, że złożony, globalny ład jest niezwykle kruchy. Kryzys finansowy dobitnie tę kruchość pokazał. Stosunkowo niewielki problem z amerykańskimi hipotekami szybko przerodził się w światową zapaść, która wywołała ogromne napięcia w Unii Europejskiej – sześć lat temu nikt tego jeszcze nie przewidywał.
Zarazem jednak kraje, które wcześniej nie mogły rościć sobie żadnych pretensji do kształtowania globalnego ładu, stają się coraz silniejsze i coraz bardziej widoczne. Wspomniał pan, że Turcja i Brazylia zabrały głos w sprawie irańskiego programu nuklearnego.
Problem polega na tym, że ich działania podważają pozycję stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ. Niezwykle trudno sprawić, by stali członkowie zgodnie poparli sankcje przeciwko Iranowi i zmusili prezydenta Ahmadineżada do rezygnacji z rozwijania przez ten kraj potencjału atomowego. Interwencja Turcji i Brazylii sprawiła, że Iran przestał być na cenzurowanym. Umowa zaproponowana przez te kraje znacząco ogranicza program broni atomowej. Moim zdaniem Turcja i Brazylia przede wszystkim wybawiły Iran z kłopotów.
Całość rozmowy z Niallem Fergusonem do przeczytania w najnowszym numerze (nr 3/2010) Miesięcznika idei Europa, który już do nabycia w salonach prasy
www.e-uropa.pl
Fundacja im. Immanuela Kanta
Redagują: Robert Krasowski, Cezary Michalski, Paweł Marczewski, Mariusz Sielski, Marta Stremecka, Andrzej Talaga, Michał Warchala, Karolina Wigura, Jan Wróbel
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka