Wolność Polaków – narodu i obywateli – nie zależy nawet w połowie tak bardzo od wyjaśnienia przyczyn tzw. katastrofy smoleńskiej, jak od zdławienia toczącego nas raka: nieumiarkowania w spożywaniu alkoholu. Dla jasności, przez alkohol rozumiem także, a może przede wszystkim, piwo. Trucizna wrosła w naszą obyczajowość. Nie potrafimy się spotkać i pogadać jak ludzie, bez kieliszka, lampki albo kufelka. Alkohol odbiera nam trzeźwy ogląd rzeczywistości. Opróżnia kieszenie Polaków i transferuje ciężko zarobione pieniądze z powrotem w ręce kapitalistów pokroju Janusza Palikota. Nade wszystko jednak kastruje Polskę z silnej woli, z woli zmian, pogrążając nas w beznadziejnej otchłani apatii.
Znamy historię. Wiemy, że substancje odurzające od zawsze służą najeźdźcom do likwidowania żywotnej tkanki ograbianych ludów. Tak czynili zaborcy w Polsce, tak postępowali Anglicy z Chińczykami i pionierzy z Czerwonoskórymi. My możemy uniknąć błędów przeszłości. Zwalczmy tę zarazę!
Problem alkoholu jest ponadpartyjny. Dotyczy tak lewicy, jak prawicy: żywię nawet podejrzenie, że gdyby nie alkohol, nie powstałaby część tekstów na tym szacownym serwisie, albo byłyby one bardziej czytelniejsze i wyważone. Wyrugowanie alkoholu z naszego życia to tytaniczne zadanie. Czy znajdzie się ktoś, kto się go podejmie i zwycięży w tej nierównej walce?
Inne tematy w dziale Polityka