Korzystając jak zwykle z mądrości innych potwierdzam – metro jest najbardziej demokratycznym środkiem komunikowania się. Zgodnie z duchem demokracji toczy się tam wolna i nieskrepowana debata publiczna. Choćby na temat Świąt Bożego Narodzenia (można tez użyć określenia Xmas).
Nienawidzę Świąt - podsłuchałem. W ustach młodej, choć mocno postarzonej przez wymalowane na twarzy zblazowanie i zbulwersowanie nie wiadomo czym, zabrzmiało to zastanawiająco. Postanowiłem więc, używając stale zamontowanego w ciele każdego czyhającego na ofiary rasowego dziennikarza gumowego ucha, podsłuchiwać dalej. Obiekt mojego prawie profesjonalnego podsłuchu stwierdził po chwili, ze nienawidzi także swojej rodziny, a najbardziej nienawidzi siebie. Ciekawe dywagacje jak na kilkunastosekundowy wywód podczas podróży z pracy bądź szkoły do domu. Nasza bohaterka mogłaby posłużyć za wzór postaci do kolejnego filmu gwiazdkowego jakich wiele w Stanach Zjednoczonych. Jeden z nich, „Cztery gwiazdki”, właśnie wchodzi do naszych kin. O co w nim chodzi?
Kate (Reese Witherspoon) i Brad (Vince Vaughn) corocznie omijają rodzinne imprezy świąteczne tłumacząc się wolontariatem w jednym z dalekich krajów. Tak naprawdę jednak co roku podczas Świąt wyjeżdżają na egzotyczne wakacje. Któregoś roku cała intryga wychodzi na jaw i nasi bohaterowie musza nadrobić stracone lata. Mają ku temu więcej okazji niż miewamy zazwyczaj – ich rodzice są po rozwodach, a z tego wynika, że muszą obskoczyć aż cztery świąteczne imprezy. Stąd też tytuł filmu – „Cztery Gwiazdki”. Utrzymując bożonarodzeniową konwencję wypada więc zapytać na jaki prezent zasłużyli twórcy filmu? Czy przypadkiem nie na rózgę?
Myślę, że nie. Film nie razi bowiem infantylnością i jest nawet względnie inteligentny. Humor oceniam jako przyzwoity. Nie spodziewałem się zresztą żadnego rarytasu, a dzięki temu „Cztery Gwiazdki” nawet pozytywnie mnie rozczarowały. In plus mogę zaliczyć grę aktorską. Vaughn jest wprawdzie taki jak w innych filmach, ale może to po prostu jego styl. Dla mnie w porządku. Witherspoon bardzo dobrze. Ta aktorka ma potencjał i potrafi zagrać różnorodnie, co pokazuje choćby porównanie „Legalnej blondynki” i „Transferu”. Obok duetu pierwszoplanowego wyróżniłbym też drugoplanową kreację jednego z najbardziej znanych aktorów Hollywood – Roberta Duvalla (ojciec Bada). Pewnie ktoś mógłby się przyczepić, że aktor mający na swoim koncie role w takich filmach jak „Ojciec chrzestny” czy „Czas apokalipsy” sprzedaje swoją twarz w takim niby-komercyjnym filmie, ale czepiający się wszystkiego jak rzep psiego ogona zawsze się znajdą. Ja do takich nie nalezę i pochwale Duvalla za role w „Czterech Gwiazdkach”.
Film jest świąteczny, Święta już za kilkanaście dni czas więc zrobić sobie mały przedsmak przed „Kevinem samym w domu” i „Kevinem samym w Nowym Jorku”, które to filmy – mam nadzieję – jak co roku pokaże jedna ze stacji telewizyjnych. Na przystawkę można więc wybrać się do kina na „Cztery Gwiazdki”, bo może być to całkiem strawne danie w porównaniu na przykład z wigilijnym karpiem bądź kompotem.
Marcin Żukowski
Naszymi celami są m.in. wspieranie przedsiębiorczości, dialogu oraz aktywności młodych ludzi. Więcej na naszej stronie - www.MlodaRP.org
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura