Konstytucja Europejska, zwana Traktatem z Lizbony będzie mogła wejść w życie, kiedy wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej dokonają jej ratyfikacji. Konstytucji nie ratyfikowały obecnie 4 z 27 państw UE, a mianowicie: Niemcy, Czechy, Polska i Irlandia.
Politycy europejscy, po klęsce próby wprowadzenia Traktatu Konstytucyjnego z 2005 roku, kiedy to w referendach odrzuciły Konstytucję Europejską społeczeństwa Holandii oraz Francji, postanowili podretuszować ten akt prawy i na nowo wprowadzić go tylnymi drzwiami, a miało to nastąpić formalnie już w 2008 r. W tym celu politycy unijny postanowili, że nie ma co pytać się o zgodę narodów poszczególnych państw, ale dokonać ratyfikacji, przez polityków „niższych” szczebli, czyli krajowych.
Ci jak wiadomo, z reguły przebierają nogami, aby dostać się do instytucji unijnych, gdzie jest dużo większa kasa i władza, a pracy dużo mniej i bezstresowa (kontrola obywateli i mediów jest praktycznie żadna). Ratyfikacja postępowała szybko, od państwa do państwa. Nawet w Wielkiej Brytanii, gdzie 80% społeczeństwa jest przeciwko Konstytucji Europejskiej (dla Brytyjczyków Konstytucja Europejska jest abstrakcją, ponieważ nie mają własnej, a jedynie zbiór najważniejszych aktów prawnych, więc po co im do cholery, jakaś konstytucja europejska?), premier i politycy partii rządzącej nie przeprowadzili referendum, wbrew wcześniejszym obietnicą, ale przyjęli Traktat w głosowaniu w brytyjskiej Izbie Gmin.
I tak wszystko szło po myśli eurokratów, ale w jednym, niewielki kraju, a mianowicie Irlandii, konstytucja przewidywała konieczność przeprowadzenia narodowego referendum w tej sprawie. Blady strach padł na unijnych polityków, ponieważ naród irlandzki w dniu 12 czerwca 2008 r. odrzucił Konstytucję Europejską w ogólnonarodowym referendum. Głosy przeciwników Traktatu były różne, od kwestii moralnych (legalizacja aborcji i związków homoseksualnych), po argumenty ekonomiczne (jednolita polityka fiskalna, a podatki w Irlandii są niższe, nią w innych państwach UE).
Na czele irlandzkiego ruchu przeciwko traktatowi lizbońskiemu stanął miejscowy milioner Declan Ganley, który popiera Unię Europejską i integrację (m.in. jest za wspólną walutą EURO, za jednym Prezydentem Unii Europejskiej), ale uważa, że należy odbiurokratyzować instytucje unijne i dać więcej władzy obywatelom państw członkowskich oraz instrumenty kontroli na eurokratami i politykami unijnymi. Ganley zasłynął m.in. tym, że zmusił premiera Irlandii do publicznego wyznania, że nie czytał on konstytucji Europejskiej, a tym samym, że nie może namawiać swoich obywateli do głosowania za czymś, czego sam nie zna.
Wszyscy politycy europejscy zaczęli naciskać na suwerenne władze irlandzkie, że Traktat z Lizbony ma być przez Irlandczyków przyjęty i nie interesuje ich jak to zrobią. Jedną z propozycji, jest przeprowadzenie kolejnego referendum, a i jeśli i to się nie powiedzie to kolejnych i aż to oczekiwanego rezultatu: przyjęcia Konstytucji Europejskiej przez Irlandczyków. Wydaję się to realna alternatywa, ponieważ według najnowszych sondaży, gdyby referendum przeprowadzono na początku lutego 2009 r., za Konstytucją opowiedziałaby się ponad połowa Irlandczyków. Ponowne referendum planowane jest na październik 2009 r.
Irlandia, to nie jedyny problem polityków unijnych. Na drodze do uchwalenia konstytucji mają do pokonania jeszcze kolejne trzy przeszkody: Niemcy, Czechy i Polskę. W Polsce, parlament głosował za uchwaleniem Traktatu z Lizbony jeszcze w kwietniu 2008 r., ale Prezydent dokumentu nie podpisał. Lech Kaczyński, który wynegocjował treść traktatu w czerwcu 2007 r. i ogłosił to jako swój osobisty sukces, po głosowaniu w sejmu w 2008 r., ogłosił, że Traktatu nie ratyfikuje, gdyż jest niekorzystny dla Polski. Schizofrenia? Nie, to tylko gra polityczna prezydenta Polski, który jest de facto prezydentem jednej partii – PiS-u i przed wyborami do Parlamentu Europejskiego zrobi wszystko, aby dość liczny w Polsce elektorat eurosceptyczny zagłosował na partię, której liderem jest jego brat bliźniak.
W Niemczech Bundestag (parlament niemiecki) ratyfikował Konstytucję Europejską w maju 2008 r., ale prezydent Niemiec nie podpisał ratyfikacji i czeka na wyrok Trybunały Konstytucyjnego w Karlsruhe, który rozpatruje skargi dotyczące zgodności Traktatu z Lizbony z Niemiecką Konstytucją wniesione prze kliku niemieckich polityków m.in. posła CSU Petera Gauweilera.
Politycy unijni i niemiecka klasa polityczna spodziewała się, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego będzie tylko formalnością, ale okazało się, że sędziowie mają coraz więcej wątpliwości. Pierwsza rozprawa odbywała się w dniu wczorajszym, tj. 11 lutego, ale wyrok nie zapadł i można się spodziewać, że sędziowie wydadzą orzeczenie dopiero za kilka tygodni. Przewodniczący składu sędziowskiego Andreas Vosskuhle powiedział: "My nie sprawdzamy, czy integracja europejska jest dobrym rozwiązaniem, ale czy nowy traktat zgodny jest z niemiecką konstytucją". Może się zatem okazać, że to niemieccy sędziowie pogrążą ostatecznie Konstytucję Europejską. Wiadomo „Ordnung must sein!” („Porządek musi być”!) i „Dura lex sed lex”! („Twarde prawo, ale prawo”!)
Z kolei w Czechach sytuacja jest odwrotna: Trybunał Konstytucyjny orzekł, że Traktat z Lizbony jest zgodny z czeską konstytucją, ale Konstytucja Europejska musi być jeszcze przegłosowana w Parlamencie. Prezydent Czech Vaclav Klaus najchętniej Traktat wyrzucił by na śmietnik historii, gdzie moim zdaniem jest jego miejsce, ale euroentuzjasta Mirek Topolanek – premier Czech – chciałby, aby czeski Parlament dokonał ratyfikacji. Trudo powiedzieć, jak zakończy się proces ratyfikacji u naszych południowych sąsiadów, albowiem Czechów strasznie zirytował prezydent Francji Nikolas Sarkozy, który nie może przeboleć, że prezydencja Francji dobiegła końca, a obecnie prezydencję w UE sprawują Czesi.
Sarkozy oświadczył, że nie po to rząd w Paryżu wydaje z budżetu państwa grube miliardy na ratunek przemysłu motoryzacyjnego, aby fabryki produkujące samochody były lokowane nad Wełtawą. Na reakcję Czechów nie trzeba było długo czekać: V. Klaus oświadczył, że N. Sarkozy ma zbył wybujałą osobowość i dlatego chciałby być stałym Prezydentem UE, a Mirek Topolanek stwierdził, że prezydent Francji nie pojmuje zasad rządzących Unią Europejską. Głosowanie nad ratyfikacją Traktatu miało obyć się w czeskim parlamencie w dniu 17 lutego, ale prawdopodobnie zostanie przełożone i odbędzie się za kilka tygodni.
Ja nadal trzymam kciuki, aby Konstytucja Europejska nie weszła w życie, ponieważ moim zdaniem jest ona zła dla Wspólnoty Europejskiej, a dla Polskie w szczególności, ponieważ jako państwo stracimy bardzo dużo w porównaniu z obecnym stanem opartym na Traktacie z Nicei. Konstytucja Europejska w zaproponowanym kształcie służy jedynie dla realizacji partykularnych interesów polityków unijnych i eurokratów.
Sylwester R. Jaworski