Źródło: Źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Watercolor_painting_of_the_earth_with_hot_gradient.jpg#/media/File:Watercolor_pa
Źródło: Źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Watercolor_painting_of_the_earth_with_hot_gradient.jpg#/media/File:Watercolor_pa
M.Sobiech M.Sobiech
66
BLOG

Z okazji Dnia Ziemi

M.Sobiech M.Sobiech Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

No tak, bo to dzisiaj! Moje ulubione święto chyba obecnie.

Niniejszym z okazji Dnia Ziemi składam wszystkim najserdeczniejsze życzenia zdrowia, zdrowego powietrza, zdrowych wód i zdrowych gleb. A przede wszystkim wolności i pokoju: pokoju między państwami (dopóki takowe są), między ludami, w społeczeństwach, w rodzinach, ale przede wszystkim -- pokoju z Ziemią właśnie; z Naturą. Bo pokój jest przede wszystkim sprawą psychologiczną -- i, jak to dobrze (moim zdaniem przynajmniej) pokazał Boochkin, ogólnie mało pokojowe nastawienie cywilizacji europejskiej ma swoje źródło, a przynajmniej jedno ze swych zasadniczych źródeł, w biblijnej koncepcji "czynienia sobie ziemi poddaną", "ujarzmiania" ziemie, "walki o byt" z Naturą. W perspektywie zachodniej świat nie jawi się człowiekowi, jak to ma miejsce w kulturach archaicznych i np. pierwotnej wersji taoizmu, jako dom i macierz, z której się wyłania i z którą powinien współpracować -- ale jako miejsce wrogie, obce, które trzeba "zdobywać", obezwładnić, zmusić do posłuszeństwa i wykorzystać do własnych celów; oczywiście siłą. Nieprzypadkowo przecież Karol Marks, ten nieodrodny syn rewolucji przemysłowej, pisał o "zapasach 'dzikich' z przyrodą". Ta mentalność przenika całą nasz kulturę, wspomnijmy chociażby niedawną jeszcze kwestię lotów w kosmos: "podbój kosmosu", "podbój Księżyca" -- przecież takich właśnie określeń używało się (i nadal używa) na określenie tego procesu. Jaki to ma sens? Co trzeba "zdobywać" na Księżycu? Te oczywiste nonsensa dobitnie pokazują, jak bardzo antyekologiczna mentalność zakorzeniła się w naszej cywilizacji. I dopóki się to nie zmieni, ta cywilizacja również niewiele się zmieni. I nadal będziemy płacić za to wysoką cenę.

Na przykład psychologiczną. Bo kultura to system naczyń połączonych i relacje człowieka z przyrodą w świecie wewnętrznym stanowią korelat relacji ego z nieświadomością w świecie wewnętrznym. Nieprzypadkowo w cywilizacji atlantyckiej dominuje to, co moglibyśmy za Jungiem nazwać paradygmatem "ego-centrycznym": koncepcja absolutnej dominacji świadomości nad psychiką. To również pozostałość i wpływ mentalności chrześcijańskiej. Natura, która jest w nas, nieświadomość z całą jej niejasnością, tajemniczością, numinalnością, dążnością do przyjemności istnienia, tendencjami symbolicznymi, "magicznymi", traktowana była u nas (i jest, choć zmienił się system pojęciowy, w jakim się te relację wyraża) nie jako coś od człowieka wyższego, ale niższego -- jako wróg, przestrzeń skażona "grzechem pierworodnym", otchłań pokus i igraszka diabłów, którą trzeba -- znów -- siłą "oczyścić" i zmusić do posłuszeństwa (jak to jest ładnie ujęte w regule św. Benedykta: jeżeli trzeba, kijem grzech wybijaj). Stąd bierze się ta mania jasności i określoności, ta bardzo charakterystyczna dla naszej cywilizacji. Trzeba się "określić"; człowiek ma zawsze wiedzieć kim jest i dlaczego. Wszelkie zaś wątpliwości, wszelki rozbiór starych form psychicznych traktowany jest jako słabość, której należy się przeciwstawić. Przed przełomem psychoanalitycznym w XX wieku, europejska sztuka wychowania stanowiła zasadniczo jedną wielką torturę wobec samego siebie. Obecnie jest lepiej, ale wciąż (jak powiadam) te elementy starego świata trzymają się bardzo mocno. I dopóki się ich nie wyruguje, trudno będzie zmienić cokolwiek w gospodarce, polityce czy sztuce -- bo jak może dążyć do pokoju ktoś, kto znajduje się w stanie permanentnej i krwawej wojny z samym sobą?

Oczywiście, nie chodzi tutaj bynajmniej o totalny prymitywizm i "powrót do Natury" jak go rozumieją ośmieszający tę starą koncepcję Jana Jakuba Rousseau reakcjoniści (bo na pewno nie sam Rousseau). Cywilizacja jest osiągnięciem -- i rozwój świadomego "ja" również jest osiągnięciem. Natura jest piękna -- ale i mroczna. I można się w niej odnaleźć -- ale i zagubić. Nic nie jest tylko złe bądź tylko dobre -- i tak zachód, chrześcijaństwo instytucjonalne i Rzym (jego dwa filary) również ma realne osiągnięcia, których (co ciekawe) nie spotykamy w takim natężeniu gdzie indziej. Natomiast chodzi tylko o to, aby zrozumieć, że ten rozwój i emancypacja jednostki nie dokonują się wbrew Naturze, ale dzięki niej -- że jako jej części wykorzystujemy po prostu i wynosimy na wyższy poziom obecne w niej energie. Jak pisał trafnie Gandhi, "duch jest w przyrodzie uśpiony" -- no, ale jednak w niej jest. I w nas się budzi. Wszystko stanowi emanację i wyraz nieskończonego Ducha -- działalność człowieka zaś, to po prostu dynamizacja i jak gdyby "koncentracja" wynikających z tego procesów naraz indywidualizacji i uspołeczniania różnych form Życia, jakie obserwujemy w przyrodzie. Nie ma więc tutaj żadnych "nielogiczności", "barbarzyństw" czy chęci powrotu do życia w lepiankach -- chodzi tylko o przywrócenie właściwych proporcji i relacji rzeczy. I obojętnie, jak będziemy to wyjaśniać, czy właśnie stosując nomenklaturę Ducha, czy piękne chińskie pojęcie Tao-Drogi, czy jeszcze jakoś inaczej -- ale bez odzyskania przez człowieka metafizycznego poczucia jedności ze światem, z Naturą, z Ziemią -- bez ekologii ujętej głęboko i filozoficznie -- prawdziwego pokoju nigdy nie będzie, co i też dzisiaj szczególnie warto sobie uświadomić.

Maciej Sobiech

M.Sobiech
O mnie M.Sobiech

Pacyfizm, anarchopacyfizm i krytyka społeczna. Dumny członek Peace Pledge Union i War Resister's International. Żyję w świecie 4D: degrowth, dystrybucja, demilitaryzacja, demokracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości