Czyli jak ciotki poznanianki na Śląsku kreple kupowały.

Dzisiaj tłusty czwartek, inaczej zapusty. Jest to w zwyczaju ostatni tydzień karnawału. Wspomnienia biegną do dziecięcych lat, gdzie już w środę kuchnia napełniała się zapachem zaczynu. Na ławie przy piecu stała dzieża przykryta białym płótnem. To w niej rosło ciasto na pączki. Fajnie było podglądać uchylając rąbka tkaniny i nie zważać na mamy burę. Gdy już odpowiednio wyrosło mama część tego ciasta, wylewała na drewnianą stolnicę. Widok niesamowity dla dziecięcych oczu. Poszarpane sznurki, sznureczki, cieniutkie niteczki ciasta nagle zerwane maminą ręką, leżą plackiem na stolnicy. Teraz przychodziła kolej na dzieciaki. Uzbrojeni w szklanki wykrawaliśmy kółeczka z ciasta. Mama ubierała je twardymi kawałkami marmolady a potem tocząc w dłoniach nadawała kształty kulek. Gotwe kulki czekały w szeregu na odpowiedni wzrost by następnie wylądować w gorącym tłuszczu. Do tej czynności nie byliśmy dopuszczani. Zapachy i skwierczenie tłuszczu pozostało. Pączki smakowały nawet po kilku dniach a bez konserwantów robione były.
Inną historią z pączkami jest histria opowiadana przez mojego teścia. Teściowie, po wojnie, do Katowic przyjechali z Poznania. W tłusty czwartek dom teściów odwiedziły ciotki "ą - ał", jak je później nazwałam. Zdziwione tym jak to gosposia jeszcze pączków nie nasmażyła. Teść wyjaśnił że na Śląsku nie ma pączków. Tu są kreple którymi się maszkieci. Ciocie zaciekawione nowym dla nich zwyczajem udały się do ekskluzywnej "Kryształowej" by kupić kreple. Dwie panie w eleganckich przedwojennych futrach i kapelusikach z piórkiem, wypowiadające się nienaganną polszczyzną, poprosiły o kreple. Podwójne zdziwienie. Kreple okazały się zwykłymi pączkami i ten wzrok bywalców eleganckiej kawiarni skierowany na kupujące dziwne panie!
Dzisiaj maszkiećmy, obżerajmy się pączkami, kreplami, chrustem, faworkami, by tradycji stało się zadość! Tłuszcz zrzucimy w poście.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo