16 stycznia 2015 roku na Cmentarzu Salwatorskim w Krakowie została pochowana Danuta Michałowska, wybitna polska aktorka, mistrzyni w przekazywaniu żywego słowa, artystka wielkiego talentu i wielkiego ducha. Pogrzeb prowadził kardynał Stanisław Dziwisz, który również odprawił mszę pogrzebową.
Kościół krakowski żegna dziś osobę wielkiej wiary, która pozostała wierna Słowu Wcielonemu - powiedzial na pogrzbie kard. Stanisław Dziwisz -Danuta Michałowska swoim talentem i wielkim duchem na stałe wpisała się w pamięć naszego miasta, naszego pokolenia, a nawet kilku pokoleń.Była człowiekiem wielkiej kultury słowa i wielkiej wiary.Zawsze, mimo trudności życiowych, których nie oszczędził jej los, stała po stronie najwyższych wartości duchowych.Miała w sobie coś ze św. Teresy z Avili, która na drogach mistycznych szukała Boga, odkrywając Go w swoim sercu
Danuta Michalowska zmarła 11 stycznia w Krakowie w wieku 92 lat. Jej nazwisko kojarzone bywa najczęściej z Teatrem Rapsodycznym i osobą Karola Wojtyły. Teatr Rapsodyczny był podziemnym teatrem żywego słowa, utworzonym w sierpniu 1941 roku w okupowanym Krakowie, z inicjatywy Mieczysława Kotlarczyka i Karola Wojtyły. Zespołem kierował Mieczysław Kotlarczyk, a tworzyli go ludzie mający wcześniej tylko amatorskie kontakty ze sceną. Nazwa teatru nawiązywała do pierwszej premiery – rapsodów „Króla Ducha” Juliusza Słowackiego, wystawionych 1 listopada 1941 roku. Repertuar był patriotyczny i bardzo ambitny – po Królu Duchu młodzi aktorzy zaprezentowali „Beniowskiego” Slowackiego, „Hymny” Kasprowicza, „Pana Tadeusza” Mickiewicza. Dwadzieścia dwa wojenne przedstawienia odbyły się w prywatnych mieszkaniach krakowskich. Rapsodycy jedynie interpretowali słowo, gestykulacja była oszczędna, rekwizyty nieliczne.
O swoim koledze teatralnym, Karolu Wojtyle, który został papieżem, Danuta Michałowska powiedziała
Miał wszelkie szanse, aby zostać znakomitym aktorem. Opatrzność zdecydowała inaczej. Te jego wielkie uzdolnienia, kontakty z ludźmi, umiejętność przekonywania, sztuka słowa zostały wykorzystane w znacznie szerszym zakresie, niż byłoby to możliwe, gdyby został w teatrze.
Odpowiadając na pytanie o jej przyjaźń z Janem Pawłem II, Danuta Michałowska powiedziała:
Łączyły nas cztery lata tej wspólnej pracy. Dla mnie były to lata bardzo ważne, ale sądzę, że i dla niego także. Kilkakrotnie miałam okazję rozmawiać z Ojcem Świętym w Watykanie. Tak się stało, że to była właściwie konspiracyjna współpraca, bo prezentowałam u niego w salonie, też salonie – tylko na Watykanie – niektóre moje monodramy. Bardzo interesował się tym, co się dzieje w teatrze. Mam sto kilkadziesiąt bardzo cennych listów od niego. Zawsze odpisywał na wszystko […] Był jakiś między nami […] jakiś rodzaj empatii polegający na tym, że z łatwością rozumiałam jego myśli, także te metaforyczne, poetyckie.
[…]
Wiedziałam od pierwszej chwili, że wybór tego papieża zmieni moje życie. Stało się coś, czego przecież się nie spodziewałam, jednak teraz "nie mieściło się w głowie". Ale rozumiałam, że ten wybór jest dla mnie niewyobrażalnym zaszczytem i że jakoś powinnam sprostać niezwykłemu wyzwaniu losu. "Jestem koleżanką Papieża" – powtarzałam sobie. Miałam bardzo dużo szczęścia w życiu, także dzięki niezwykłym ludziom, jacy stawali na mojej drodze. Teraz nową sytuację rozważałam z powagą i poczuciem odpowiedzialności. Doszłam do wniosku, że jedyne, co mogę i co powinnam czynić, to starać się o wprzęgnięcie swojej codziennej pracy do tego samego wózka, którego Woźnicą jest On. Muszę zatem robić to, co umiem najlepiej, najlepiej więc głosić słowem artystycznym te same prawdy, którymi przeniknięta jest posługa apostolska Jana Pawła II. Mój repertuar był teraz oczywisty. Ludzie czekali na taki właśnie: obok utworów poetyckich samego Karola Wojtyły wielkie teksty z Pisma Świętego, do tego pisma św. Teresy od Jezusa i z nich sformowany monodram, niezwykłe objawienia Anny Katarzyny Emmerich. Wreszcie mój jubileuszowy (1991 – trzydziestolecie Teatru Jednego Aktora) „Raj utracony” Johna Miltona…
Wspomniane przez Danutę Michałowska monodramy, które miały swoja prapremierę w watykańskich apartamentach Jana Pawła II, to „Ja bez imienia”, monodram oparty na „Wyznaniach” św. Augustyna, i „Gołębica w rozpadlinach skalnych” na podstawie tekstów biblijnych.
Teatr Rapsodyczny został zlikwidowany w 1953 przez władze komunistyczne, jako nie odpowiadający zapotrzebowaniu na sztukę dla masowego widza. Po likwidacji Teatru Rapsodycznego Danuta Michałowska pracowała w Starym Teatrze jako aktorka i reżyser, oraz jako pedagog w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Pedagogiem w PWST była przez 43 lata, a jej uczniami byli m.in. Wojciech Pszoniak, Olgierd Łukaszewicz, Krzysztof Globisz, Jan Frycz, Maja Ostaszewska. W latach 1981-84 była rektorem krakowskiej PWST. Napisała podręczniki „Podstawy polskiej wymowy scenicznej” i „Mówić wierszem”. Jest również autorką tomiku poezji „Nocą i przed świtem”, a także wspomnień „Trzeba dać świadectwo”, „Karol Wojtyła artysta - kapłan”, „Pamięć nie zawsze święta”.
W 1961 r. założyła Teatr Jednego Aktora, który po wyborze Karola Wojtyły na papieża przekształciła w Teatr Godziny Słowa.
W moim przypadku ciąg skojarzeń wywołany nazwiskiem Danuty Michałowskiej jest następujący – wnętrze ewangelickiego kościoła św. Mateusza w Łodzi, Henryk Czyż, szef łódzkiej filharmonii i oratoria Hoeneggera. Henryk Czyż, wielki entuzjasta muzyki dodekafonicznej, miał szczególne nabożeństwo Honeggerowskich oratoriów („Król David”, Judith”, „Joanna na stosie”). Wprowadzając je do repertuaru łódzkiej filharmonii, dał łódzkim melomanom szansę ich poznania. W latach 70. sala koncertowa łódzkiej filharmonii była niewielka, dlatego koncerty muzyki oratoryjnej odbywały się w kościele św. Mateusza.
Do wykonania oratoriów Czyż angażował wspaniałych solistów i aktorów. Danucie Michałowskiej powierzył rolę Joanny w „Joannie na stosie”, bo jak sam pisał:
Dykcja taka, ze mogłem forte w siedem puzonów – a każde jej słowo słychać! „Joanna na stosie” Honeggera, lato 1964, dziedziniec zamkowy na Wawelu, 5000 ludzi, na estradzie soliści, orkiestra, na krużgankach chóry, a w środku, wysoko – ona, Joanna – Danuta Michałowska, Artystka Wspaniała. Drugiej takiej nie widziałem; pamiętam ją jeszcze z Teatru Rapsodycznego; od pierwszej próby każde słowo na pamięć i takt każdy w pamięci i w sercu.
Od łódzkiego wykonania „Joanny” upłynęło ponad czterdzieści lat, a ja mam jeszcze w pamięci słowa monologu recytowanego przez Danutę Michałowską:
„Lecz ponad wszystko silniejszy jest Bóg!”
Danuta Michałowska, słusznie nazywana wielką damą polskiej sceny, była skromną osobą. W kwietniu 2008 r. otrzymała Honorowe Obywatelstwo Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa za „poświęcenie dla sztuki i teatru, umiejętne przekazywanie piękna słowa i pobudzanie wyobraźni”. Dziękując za to wyróżnienie powiedziała:
Moje życie było zwykłe. Robiłam to, co trzeba było, to, co można było, bo nie zawsze robiłam to, co chciałam. I tak jakoś minęło tych 85 lat. I czym się tu chwalić?.
****
Przy pisaniu notki autorka wykorzystała publikacje:
Inne tematy w dziale Kultura