Mieszczuch7 Mieszczuch7
726
BLOG

Jedwabna piżama Mandeli (recenzja książki W. Jagielskiego)

Mieszczuch7 Mieszczuch7 Polityka Obserwuj notkę 5

Śmierć wielkich, sławnych ludzi często bywa okazją do publikacji artykułów i książek. Nazbyt często, zbyt łatwo. Myślę o książce Wojciecha Jagielskiego "Droga do Mandeli."  Wydaje sie, że tak jak łatwo było autorowi machnąć te 350 stron tekstu, tak trudno czytelnikowi przez to przebrnąć... Autor, obsypywany nagrodami korespondent wojenny, pisarz i dziennikarz, którego - zdarzyło się -  wcześniej czytałem z przyjemnością.  Dzisiaj mówię: nie kupuj tej książki, jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o Mandeli. Stracisz cierpliwość w tej przydługiej - poprzez liczne dygresje, luźno związane z tematem anegdoty i naokoło - "drodze do Mandeli".  Zmęczysz się lekturą i nie będziesz wiedział na końcu, czy choć trochę zbliżyłeś się do celu.

Autor zbyt wiele  miejsca poświęca własnej osobie, dygresjom afgańskim i gruzińskim, wypełniając kolejne strony. Tam, w Tbilisi stał obok prezydenta Saakaszwilego, na trybunie głównego placu podczas najgorętszych wydarzeń, a tu mógł Mandelę oglądać tylko w telewizji? Czy o to chodzi? Czy Jagielski chce w ten sposób przykryć reporterską porażkę, brak materiału, czy dowartościować się, nie wiem, ale mnie to rozczarowało. Całe megalomańskie ciągi stron, gdzie on to nie był, czego nie widział...  Nie po to kupuję książkę o Mandeli, by czytać o bohaterze Jagielskim.

Książka mnie poirytowała tym, że nie ma osadzenia opisywanych zdarzeń, faktów w czasie i przestrzeni. Czytam, np. na str. 96, "Godfrey Moloi widział go, gdy pewnego wieczoru Mandela przemawiał na wiecu na placu Wolności. W Sophiatown krążyły pogłoski, że lada dzień biały rząd wysiedli wszystkich czarnych z miasta (...) Tego wieczoru na placu Wolnosci Mandela powiedział..." i nie wiem, którego wieczoru, którego dnia, jakiego roku? I cała ksiązka jest tak napisana. Na końcu odkrywam, na 339 stronie kalendarium, ale jest już za późno, zresztą jest ono tak ogólnikowe, że nie pozwala na przyporządkowanie opisywanych sytuacji do jakichś określoncyh dat.

W tekście brak też odniesień do dokumetów i źródeł. Z typową dla "Gazety Wyborczej" dziennikarską dezynwolturą autor cytuje wypowiedzi jakichś "Saddamów", którzy równie dobrze mogą naprawdę istnieć jak i być jedynie tworem wyobraźni, w stylu klasyka, Ryszarda Kapuścińskiego.

Czytanie tej ksiązki wyjątkowo mnie znużyło: nie ma w niej nic niezwykłego, żadnej pasji. Autor  widać nie łyknął tego afrykańskiego bakcyla, nie znalazł w Afryce poezji... Pisze stylem komentatora sportowego. Mamy więc jedynie banał, płaskie gadulstwo, ubogie słownictwo, dobijające powtórzenia. O tym, że Mandela ponoć nie chciał zmarnować żadnej sposobności, zaprzepaścić żadnej szansy, czytamy na stronie 47, 72, 74 itd. Nie liczyłem już, ile razy powtarza się zdanie o tym, że po dwudziestu latach niewoli Mandela był najsławniejszym więźniem politycznym na świecie... Banały o czarnych obywatelach drugiej kategorii stają się aż niestrawne. Czasem zastanawia jakieś trącące rasistowsko sformułowanie. Co to znaczy "nadbałtycki Żyd" Sidelsky (str. 71)? Czy to taki specjalny wyróżnik, że Żyd? I dlaczego "nadbałtycki": czy to takie wstrętne, że być może pochodził z Polski, na co wskazywałoby nazwisko? Podobnej formuły Jagielski używa też wobec pochodzenia rodziny innej postaci, Normy Kitson, z domu Cranko (str. 44).  Była z żydowskiej rodziny znad Bałtyku - czyli skąd? Każdą rzecz można napisać na wiele sposobów. Dlatego zgrzyta mi też określenie "biały", gdy czytam "Wyspę odkrył sławny portugalski żeglarz, odkrywca i konkiwustador Bartolomeu Diaz, który dotarł do Przylądka Dobrej Nadziei jako pierwszy biały Europejczyk" (str. 172). Taki styl, to podejście mnie razi, zwłaszcza w książce o walce z rasizmem.

Może jednak zbyt krytycznie oceniam tę książkę? Po jej przeczytaniu zostanie mi pewnie w pamięci ten fragment, jak to zapatrzony w Che Guevarę, rewolucjonista, komunista i terrorysta, obrońca biednych czarnoskórych ziomków, chował przed współwięźniami w areszcie jedwabną pidżamę, przyniesioną przez żonę (str. 118).  Żonie także bał się ją oddać. Cóż, każdy bohater wydaje się mieć swoją wstydliwą stronę... Zawsze coś!

Jednak nie polecam.

 

Wojciech Jagielski,  "Droga do Mandeli. Trębacz z Tembisy", Wydawnictwo Znak, Kraków 2013, stron 350, cena 39,90 zł

 

 

 

 

 

 

 

Mieszczuch7
O mnie Mieszczuch7

„Jedenaście dni temu dość mało znany bloger Mieszczuch7 napisał bardzo ciekawą notkę p.t. "Nowy mur - warszawski". Jako pierwszy zauważył on, że dzięki stalowym barierkom Pałac Prezydencki zaczął przypominać warowną twierdzę. Porównał on to do muru oddzielającego Żydów od Palestyńczyków oraz do wysokich płotów, które rozdzielają katolików i protestantów w Belfaście. Później także inni publicyści /n.p. Johny Pollack/ czynili podobne porównania, ale Mieszczuch7 był pierwszy. Jego poprzednia notka o ataku na niezawisłość Rzecznika Praw Obywatelskich też była bardzo interesująca. Warto zaglądać na ten blog.” elig, 28.08.2010

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka