OKUP
Jedenastego czerwca 2003 roku w domu Olewników dzwoni telefon. W słuchawce słychać nagrany głos Krzysztofa:
„350 tysięcy dolarów, które macie, musicie wymienić na 300 tysięcy euro w nominałach po tysiąc euro, nie mniejszych. Macie czas na to do poniedziałku. W poniedziałek mają być zgromadzone pieniądze (...). Więcej nie będziecie mieli szansy, żeby za mnie wypłacić.”
Telefon odebrała siostra Danuta. Choć wie, że to tylko nagranie głosu jej brata, to rozpaczliwie krzyczy do słuchawki „Krzysiu, Krzysiu...”. Nikt jej nie odpowiada, porywacze się rozłączyli.
Gangsterzy mieli słabe pojęcie o europejskiej walucie, bo nominał tysiąc euro wówczas nie istniał i nadal nie istnieje. Banknot o najwyższym nominale to pięćset euro. Rodzina wykonała polecenie zamiany dolarów na euro, ale w nominałach po pięćset euro, o czym poinformowała porywaczy podczas kolejnego kontaktu.
24 lipca każdego roku to w całej Polsce Dzień Policjanta. Festyny, wyróżnienia, piersi wypięte do orderów. Rauty, bankiety, alkohol. Przemówienia o ciężkiej i odpowiedzialnej pracy każdego policjanta. To od nich zależy nasze wspólne bezpieczeństwo.
24 lipca 2003 roku, w Dzień Policjanta, Danuta Olewnik odbiera telefon od porywaczy. Po raz kolejny każą rodzinie być gotowym do wyjazdu z okupem. To zaczyna już być męczące. Ciągła udręka. Krzysztofa wciąż nie ma, a sprawcy nadal bawią się z rodziną.
– Pierwsza informacja, nagranie z głosem Krzysia było około jedenastej przed południem. Zostaliśmy poinformowani, że o godzinie szesnastej musimy być w Płońsku. Tam mamy czekać na dalsze instrukcje od porywaczy – tak opowiada siostra Krzysztofa. Płacze.
Do słuchawki zdążyła jeszcze wykrzyczeć, że źle się czuje, bo jest w czwartym miesiącu ciąży i dlatego pojedzie z nią mąż Klaudiusz.
Danuta telefonicznie informuje Remigiusza Mindę, że właśnie dzwonili porywacze i ponownie polecili rodzinie, aby w każdej chwili była gotowa do wyjazdu w okupem. Minda przyjmuje to do wiadomości. Uspokaja, wszystko jest pod kontrolą.
Wyruszają w stronę Płońska, Klaudiusz prowadzi. Danuta trzyma przed sobą 300 tysięcy euro w gotówce, w worku po butach „Gino Rossi”. Danuta jest przekonana, że wokół nich roi się od policji, która działa dyskretnie i bez rzucania się w oczy.
– Byłam przekonana, że niemal w każdym mijanym przez nas samochodzie są policjanci – opowiada Danuta.
Po drodze odbierają telefony od porywaczy. Głos Krzysztofa przekazuje im kolejne instrukcje. Mają minąć Płońsk i jechać w kierunku Warszawy. Po wyjechaniu z Łomianek mają się zatrzymać przed tablicą z napisem „Warszawa” i nadal czekać. Czekają. Wchodzą do obskurnego przydrożnego baru, drewnianej budy, w której specjalnością menu są hot-dogi i hamburgery z mikrofalówki. Danuta trzyma na kolanach trzysta tysięcy euro w gotówce. Do baru od czasu do czasu wchodzą jacyś mężczyźni. Danuta jest przekonana, że to na pewno policjanci. A może są to zwiadowcy wysłani przez gangsterów? Obserwują czy rodzina nie ma policyjnego „ogona”? A może to po prostu zwykli podróżni, strudzeni drogą?
Czekają już kilka godzin, dochodzi północ. W końcu dzwonią porywacze. Danuta z mężem mają jechać do Warszawy, Wisłostradą w kierunku centrum, dokładnie z prędkością stu kilometrów na godzinę. Mijają most Grota Roweckiego. Dzwoni telefon. Mają zawrócić i wracać tą samą drogą. Na trzypasmowej jezdni jadą lewym, najszybszym pasem. Kolejne polecenie. Mają się zatrzymać w miejscu oznaczonym czerwonymi lampkami. Za pierwszym razem przejeżdżają to miejsce. Zatrzymują się i cofają – oczywiście wbrew przepisom ruchu drogowego. Wokół nich pędzą samochody, kierowcy trąbią. Danuta i jej mąż zatrzymują się w końcu we właściwym miejscu. Na balustradzie dwie czerwone lampki, pulsujące rowerowe światełka. Na ziemi dwa zapalone znicze. Obok jezdnia w przeciwnym kierunku, ale pomiędzy jezdniami szczelina. Poniżej ulica Gwiaździsta. Kolejny rozkaz od porywaczy: otworzyć okno od strony kierowcy i worek z pieniędzmi rzucić w szczelinę. Wykonują polecenie i odjeżdżają. Danuta rzucając pieniądze krzyczy: „Oddajcie mi brata!”.
Tym sposobem porywacze w końcu podjęli okup – dokładnie w Dzień Policjanta 2003 roku.
Danuta była przekonana, że wkrótce zobaczy Krzysztofa:
– Po tygodniu od wyrzucenia okupu porywacze poinformowali nas telefonicznie, że odebrali okup, a Krzysztof wkrótce wróci do domu – opowiada łamiącym się głosem.
Mijały tygodnie, ale Krzysztof nie wracał. Blisko półtora miesiąca po przekazaniu okupu, na początku września 2003 roku, w domu Olewników ponownie zadzwonił telefon.
W słuchawce zabrzmiał nagrany głos Krzysztofa: „Ponieważ przy przekazywaniu okupu zostały popełnione błędy, wrócę do was za dwa lata.”
To ostatni telefon od porywaczy i ostatnie słowa Krzysztofa, które usłyszała rodzina. Od tego czasu porywacze przestaną się odzywać, a rodzina nie będzie wiedziała, co dzieje się z ich synem i bratem. Wciąż jednak będą wierzyć, że żyje i kiedyś do nich wróci.
Danuta Olewnik opowiada o sposobie przekazania okupu: – Porywacze kazali nam jechać dokładnie z prędkością stu kilometrów na godzinę i zatrzymać się w miejscu, gdzie stały dwa znicze i dwa czerwone światełka, pulsujące, takie od roweru.
Czy podczas przekazywania okupu Danucie i jej mężowi towarzyszyła policja? Danuta była przekonana, że policjanci są, ale działają dyskretnie, tak aby porywacze nie zauważyli jej obecności.
W aktach śledztwa nie ma żadnych informacji o obecności policji na miejscu przekazywania okupu. Oględzin miejsca dokonano trzy dni po tym wydarzeniu. Taką przynajmniej datę, 27 lipca 2003 roku, ma protokół tej czynności. Z akt wynika, że policjanci zabezpieczyli jedynie dwie czerwone lampki, które wciąż były przyczepione do balustrady, i dwa czerwone znicze.
Dlaczego oględziny zostały przeprowadzone dopiero po trzech dniach? Przecież osoba odbierająca okup mogłaby zostawić jakiś ślad, coś zgubić, pozostawić odcisk buta na mokrym podłożu. Nikt tego nie sprawdził.
– Nie mogliśmy robić od razu oględzin, bo wówczas sprawcy by się zorientowali, że była policja – tłumaczy jeden z policjantów.
– Byliśmy na miejscu – zapewnia inny. – W jaki jednak sposób mieliśmy się zatrzymać i pozostać niezuważonym dla sprawców, jeśli Danucie z mężem kazali się zatrzymać w miejscu gdzie tego nie wolno robić? Też mieliśmy zahamować i cofać? Zanim dojechaliśmy do najbliższego zjazdu i wróciliśmy na to miejsce, już było po wszystkim.
Jeśli nawet policjanci byli na miejscu, to cała akcja była nieudolnie przeprowadzona. Z jednej strony być może było to „zmęczenie materiału”. Olewnikowie od dwóch lat wyjeżdżali z okupem i wracali do domu, dlaczego więc tym razem miałoby dojść do przekazania pieniędzy? Z drugiej strony porywacze wybrali znakomite miejsce na przekazanie okupu. Pod jezdnią, na której kazali się zatrzymać Olewnikom, była inna droga, a tym samym możliwość natychmiastowej ucieczki z łupem. Policjanci trafili na sprytniejszych od siebie.
Gdy było już po wszystkim, policjanci też się nie popisali. Kluczowego świadka, czyli Danutę Olewnik przesłuchali oficjalnie dopiero po trzech tygodniach. W takiej sprawie, w której chodzi o ludzkie życie, powinno to być zrobione najpóźniej następnego dnia.
Dlaczego w paczce z banknotami nie było nadajnika satelitarnego, który pozwoliłby śledzić trasę ucieczki? Dlaczego pieniądze nie były zabezpieczone proszkiem fluorescencyjnym? Dlaczego policja wcześniej nie była zainteresowana tymi banknotami? Dlaczego nie spisano numerów banknotów?
– Olewnikowie byli temu przeciwni – odpowiadają policjanci.
– Bzdury! – irytuje się Włodzimierz Olewnik. – Policja od południa wiedziała, że tego dnia może dojść do przekazania pieniędzy, a mimo to nie zrobili nic. Banknoty sami kserowaliśmy i spisywaliśmy ich numery, żeby potem przekazać policji.
Trzy dni po przekazaniu okupu, 27 lipca 2003 roku, szef policyjnej grupy Remigiusz Minda razem z policjantem Maciejem L. pojechali do Berlina, aby zweryfikować anonimową informację, jakoby w jednym z mieszkań przebywał mężczyzna bardzo podobny do Krzysztofa Olewnika. Na miejscu rozmawiali z sąsiadami mężczyzny. Po dokładnym przyjrzeniu się fotografiom Krzysztofa, sąsiedzi wykluczyli, aby ten mężczyzna kiedykolwiek mieszkał w ich sąsiedztwie. Wyjazd policjantów okazał się bezowocny.
Po kilku tygodniach od przekazania okupu pierwsze banknoty pojawiły się w obiegu na terenie Niemiec.
To już ostatni publikowany tu odcinek książki "Nie chodziło o okup. Kulisy porwania Krzysztofa Olewnika". Więcej nie możemy, bo kto wtedy kupi książkę? ;-)
Zapraszamy do księgarni.
A od 2 listopada - nowa powieść w odcinkach.
Inne tematy w dziale Polityka