kemir kemir
1755
BLOG

Prezydencki poker

kemir kemir Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 68

W niektórych kręgach aktywnych wyborców Prawa i Sprawiedliwości, upowszechnił się pogląd, że partia Jarosława Kaczyńskiego musi odbudować relację z Andrzejem Dudą. Inaczej nie ma szans na dalszą realizację politycznych planów zmieniających w sposób nieodwracalny Polskę, będącą wciąż jedną nogą w postkomunistycznym bagnie III RP.  Czy konflikt realnie istnieje i czy relacje prezydent – PiS faktycznie są tak dalece zaburzone, że trzeba je odbudowywać?

Pozwolę sobie w tych rozważaniach pójść krok dalej - relacje Andrzeja Dudy (jako prezydenta) z PiS trzeba zbudować na nowo, ponieważ tak naprawdę nigdy nie istniały - przynajmniej w sensie przyjęcia wspólnej strategii reformowania Polski. Mało kto zwraca uwagę, że PAD po wygranych przez siebie i zjednoczonej prawicy wyborach, zajął się wyłącznie polityką zagraniczną, w minimalnym - żeby nie napisać: zerowym - stopniu angażując się w problemy wewnętrzne. Dosyć spolegliwie i bez  własnych komentarzy podpisywał podsunięte mu na biurko ustawy, w bitwie o Trybunał Konstytucyjny nie wykazywał żadnej istotnej aktywności, podróżując w zamian po szerokim świecie, w którym - co obiektywnie  trzeba przyznać - z sukcesami budował wizerunek zmieniającej się Polski.

Można sobie zatem wyobrazić scenkę w której Jarosław Kaczyński podczas jakiegoś niekoniecznie formalnego spotkania, klepie Dudę po plecach i mówi takie mniej - więcej słowa:

- Wiesz Andrzej, ty sobie układaj dobre dla Polski relacje w świecie, my nie będziemy się wtrącać, a ty nie wtrącaj się w to, co zrobimy w kraju. Trzeba tu porządnie posprzątać, ty za elegancki jesteś na brudną robotę, więc podpisuj tylko kwity, żebyśmy mieli miotły, ścierki i środki czystości.

Taki układ był jasny i prosty -  zresztą do bólu widoczny w początkach prezydentury Andrzeja Dudy i sprawowania władzy przez PiS. Relacja przypominała typowe "małżeństwo z rozsądku", w którym gorącej miłości co prawda nie widać, ale obowiązki, prawa i role są precyzyjnie rozdzielone według uzgodnionej wcześniej umowy. W taki oto sposób Andrzej stał się "Adrianem" i trudno polemizować z poglądem, że  z własnej i raczej nie przymuszonej woli, sam sobie taką łatkę przykleił.

Sielankę w dosyć brutalny sposób "Adrian" jednak przerwał. Korzystając ze swoich uprawnień, bezceremonialnie zawetował kluczowe dla naprawy państwa ustawy zmieniające polskie sądownictwo. Prezydenckie weto definitywne zerwało "małżeński" układ PiS-Prezydent, co właściwie potwierdzają wszystkie strony i nie mają złudzeń, że sytuacja wróci do umówionej formuły. Czas najwyższy - także dla wyborców PAD-a i PiS -  się z tym oswoić, bo takiego komfortu, jaki Jarosław Kaczyński miał przez blisko dwa lata, już nie ma i najpewniej mieć nie będzie. Czy to oznacza polityczną katastrofę? Absolutnie nie, to oznacza tylko tyle (i aż tyle), że Andrzej Duda jest samodzielnym graczem, z którym PiS musi się dogadywać na zupełnie innych warunkach. Mylące są niektóre opinie, że ten konflikt został z premedytacją zaplanowany i przysporzył same korzyści, bo prezydent zyskiwał zaufanie, a rząd Prawa i Sprawiedliwości zyskiwał punkty poparcia. Owszem - na jakiś czas udało się kompletnie spacyfikować  "totalną" opozycję i zastąpić totalniaków wewnętrzną opozycją dobrej zmiany. Platforma i Nowoczesna zostały wypchnięte ze świadomości opinii publicznej jako opozycja, ponieważ opozycja wewnątrz PiS okazała się znacznie bardziej interesująca i medialnie atrakcyjna dla opinii publicznej. Ale nawet jeżeli był /jest/ to konfikt "zaplanowany", to nie jest on jednak (i nie był) pod pełną kontrolą, a korzystne oddziaływanie na poparcie dla prezydenta i PiS-u jest w konsekwencji ulotne i mylące.

Czym innym jest jednak opozycyjna "ściema", czym innym  rozwód w małżeństwie z rozsądku, a jeszcze czym innym pójście na wojnę z Nowogrodzką. I to wojnę, w której siły PAD-a wcale nie są bez szans na zdemolowanie polskiej sceny politycznej. Co prawda Andrzej Duda póki co jest generałem bez armii, ale ów konflikt wywołany prezydenckimi wetami oraz otwarty spór z Antonim Macierewiczem o kształt armii, stwarza realne podstawy do realnych możliwości sformowania przez prezydenta własnego ugrupowania. Tym bardziej, że PAD przygotowuje przecież konstytucyjne referenda, do których Nowogrodzka odnosi się bardzo niechętnie i zapewne będzie je chciała storpedować. Znając jednak "zręczność" celowniczych z Nowogrodzkiej, należy się spodziewać, że storpedują samych siebie. Ewentualne zgliszcza po PiS, Duda przygarnie z wszelkimi dobrami inwentarza, Kaczyńskiego zbanuje na "Elbę", opozycją nie będzie musiał się zajmować, bo ta po referendum zwyczajnie przestanie istnieć w kształcie jaki znamy. 

Czy taki scenariusz jest realny? Jest, bo należy uwzględnić, że zdecydowana większość Polaków ma serdecznie dosyć wojny Hutu z Tutsi i jeżeli Dudzie uda się ich przekonać, że jedynym sposobem zakończenia wojny jest system prezydencki, to Polacy pójdą za nim jak w dym. Jest też coraz bardziej widoczne i oczywiste, że formuła egzystencji PiS, jaką wymyślił Jarosław Kaczyński staje się coraz bardziej wypalona i za mało elastyczna w trudnej sztuce rządzenia. PAD o tym wie i bezwzględnie, nie biorąc jeńców, w tej wojnie to wykorzysta. Raczej pewne też jest, że Platforma i Nowoczesna - partie na "kroplówce", z coraz bardziej marginalną rolą, nie będą w stanie skutecznie przeciwstawić się argumentom Dudy. 

Nie zaryzykuję jednak tezy, że taka stawka leży na pokerowym stole. Stawką na teraz jest bez wątpienia reelekcja Andrzeja Dudy, który zapewne wie, że jako Adrian sam może wysłać się na "Elbę", ale jako Andrzej Zwycięzca reelekcję ma jak w banku. Duda wie też doskonale, że jeśli miałoby dojść rozłamu w PiS i stworzenia własnego obozu politycznego, to im szybciej tego dokona - tym lepiej. Powód jest jeden -  tylko wówczas można pokazać alternatywę i stabilną perspektywę na przyszłość. Natomiast gnicie tego układu aż do wyborów parlamentarnych byłoby samobójstwem i ostatecznym pogrzebaniem szans na IV RP.

Osobiście ubolewam, że prawicowa jedność na naszych oczach chwieje się i pęka, chociaż niekiedy zupełna destrukcja bywa ozdrowieńcza i w konsekwencji bywa konstruktywna. Rzecz w tym, że dla Polski ten czas jest  chyba ostatnim czasem, w którym można finalnie zerwać okowy państwa kolonialnego i uwłaszczonego przez komunistyczno-peowskie sitwy na usługach Berlina czy Moskwy. Tym bardziej, że Merkel na dziś straciła wiele "mocy",  Macron za chwilkę będzie tylko "ślicznym prezydencikiem" , a Bruksela chwieje się w posadach. Prezydencki poker może ten czas unicestwić i szczerze pisząc mam wątpliwości, czy PAD jest tym politykiem, który jako prezydent ma walory, żeby przejść do historii jako "Ojciec Narodu" lub ktoś w rodzaju Lecha Kaczyńskiego, ale z innego pokolenia. Chyba to nie ten rozmiar kapelusza...

Niemniej partia pokera trwa. W pokerze jest tak, że jeżeli  siedząc przy stoliku, nie potrafisz odnaleźć frajera w przeciągu najbliższej pół godziny, jesteś nim ty. Czy frajerem okaże się Duda czy Kaczyński - na dziś trudno orzec.  Na teraz  Kaczyński ma fulla na asach, Duda ma trójkę na dziewiątkach, ale jak dobierze czwartą dziewiątkę - wygra  i wyśle Kaczyńskiego z tym fullem na "Elbę".

I chociaż nie wątpię, że zmiany na polskiej scenie politycznej są potrzebne i konieczne, to na taką ewentualność myślę sobie: Niech Bóg ma Polskę w opiece!



kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka