oranje oranje
73
BLOG

Arturowi M.N. - polemika z Edytą (zawiłe)

oranje oranje Polityka Obserwuj notkę 18

Artur Nicpoń wprowadził mnie w lekkie zdenerwowanie. I zamiast napisać o tym, jak to wczoraj ratowałem uwięzioną we wieży księżniczkę muszę odnieść się do jego wpisu. Jeśli są wśród czytelników tego bloga tacy, którzy zamiast poniższego tekstu czytać woleliby opowieść o uwalnianiu księżniczki to niech wąty mają do niego, a nie do mnie.

Zaczniemy od tego, że w szóstej klasie któryś z moich odważnych, ale głupich jak but kolegów, wpadł na pomysł, by po lekcjach nie dość, że pewną Edytę odprowadzić do domu, ale jeszcze nieść jej szkolne klamoty w tej drodze. Trzeba nadmienić, że koleżka ten, powiedzmy, że Robert, był klasowym liderem w aktywnościach pozanaukowych i nikt mu raczej nie fiknął, nawet z tych w klasach starszych.

Obraz gościa okupującego od wieków ostatnią ławkę idącego z cudzym ładunkiem pod pachą, niemrawo zagadującego do Edyty wrył mi się w pamięć, bo po raz pierwszy na własne oczy miałem okazję zobaczyć użytecznego idiotę. Choć nie miałem pojęcia, że tak to nazwać wypada.

Nikt w klasie oczywiście na głos nie wyraził swojego zdziwienia, a co poniektórzy to nawet domniemywali jakie to benefity spłynęły, bądź w najbliższym czasie spłynąć miały niechybnie na Roberta. Te domniemane frukta tak jakoś rozpaliły wyobraźnię reszty, równie głupiej jak but mojej klasy, że nikt na głos nie rzucił: - Co ty Robert odpierdalasz? Graliśmy wczoraj z garbusami w nogę (garbusami nazywało się od lat uczniów sąsiedniej podstawówki), a ciebie nie było?!

Nikt tego oczywistego pytania nie zadał, bo raz, że frukta domniemane, a dwa, że Robert – wciąż jak zwykle milczący – wciąż dysponował różnymi kijo-kuszinkaj i się nie opłacało głupio pytać. Ja oczywiście – równie głupi jak but – też nie zapytałem, tylko zacząłem się zastanawiać, czy może nie warto byłoby wyhaczyć kogoś do świadczenia mu usług tragarskich. Nie bez kozery dodam, że Edyta wobec koleżanek była od tego momentu nieco wyniosła, a chłopaki kompletnie straciły nią zainteresowanie w obawie przed robertowym mawaszi geri.

Po jakimś czasie jednakowoż podliczywszy za i przeciw oraz po to, by przebić się przez wytworzoną przez układ pustkę, Edyta zakazała Robertowi świadczenia usług, ale niestety. Robert zamiast odczytać zakaz jako jej chęć powrotu do środowiska odczytał go jak policzek i odtrącenie oraz zaczął ją śledzić po lekcjach z jednej, a szyderę w szkole z niej czynić – z drugiej strony.

***

W swoim dzisiejszym tekście Artur zauważa, że „telewizja kłamie” i że zainteresowane degradacją polskiego społeczeństwa wiadome siły, robią co mogą, by te kłamstwa potęgować. I że powinnością każdego uczciwego człowieka powinno być wspieranie niezależnych mediów oraz – co jest podniesione do napomnienia: „Ludziom trzeba za to przypominać, co i jak. Cały czas, wciąż i wciąż, aż się ten plugawy gmach ufundowany na kłamstwie zawali pod własnym ciężarem.”.

Arturze: nic się pod własnym ciężarem nie zawali. A od samego noszenia teczki Edyta nie stanie się łaskawsza, bo sama jest głupia jak but i co innego jej w głowie niż wdzięczność tragarzowi. Sam Robert też zamiast opinii szarmanckiego zyska łatę oszołoma. Drużyna przegra mecz z garbusami i wszyscy gówno z tego będą mieli. Oprócz dyrekcji szkoły na radzie pedagogicznej konstatującej, że wszystko idzie zaplanowanym torem.

Jasne, że nie wolno milczeć, że bandytów otwarcie nazywać trzeba bandytami i domagać się (od kogo?) osądzenia i zamknięcia w kryminale. Ale to stare pienia dla seniorów, kobiet i dzieci. Nie mam pomysłu na zupełnie nową drogę, (a raczej mam, ale nie mam śmiałości się do niego przed sobą przyznać), ale bez niej przez następne lata będziemy uwikłani w jakieś ruchy pozorne, a nasze krzyki stanowić będą – wyłącznie dla nas, wciąż głupich jak but – nędzne uzasadnienie faktu, że żyjemy oraz tego, że robić to zamierzamy nadal.

Tak to widzę.

 

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka