Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
3118
BLOG

O pastorze Mądlu, człowieku co się zaplątał w sieć

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Kultura Obserwuj notkę 80

        Był czas, kiedy nazwisko Krzysztof Mądel nie mówiło mi nic, stało się jednak w pewnym momencie tak, że tu w Salonie24 trafiłem na jego blog i się zainteresowałem. Ktoś zapyta, co mnie w tym, co mówi Mądel, tak ruszyło. Chętnie odpowiem. Otóż poczułem coś, co się czuje zwykle w chwilach, kiedy się dowiadujemy, że oto któryś z księży okazał się złodziejem, pedofilem, czy choćby byłym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, a mianowicie owo, przyznaję, że bardzo wstydliwe, jednak moim zdaniem pierwotne, zainteresowanie ludzką perwersją. Mam nadzieję, że jestem dobrze rozumiany. Nie chodzi mi tu akurat o to, co się dzieje każdego dnia choćby w przypadku telewizyjnego programu zatytułowanego „Rozmowy w toku”, gdzie owa perwersja jest nam w pewnym sensie sztucznie narzucana. Mnie nie chodzi ani o chorobę, ani o manipulację, ale o zło, że tak powiem, autentyczne, naturalne, zło czyste. Człowiek staje przed czymś takim i widzi nie telewizyjną kamerę, nie grupę jakichś sprytnych realizatorów, nie jakiś kolejny projekt mający na celu ogłupienie kolejnych, niespodziewających się niczego, ludzi, ale samego Szatana. Naprawdę trudno się jest nie zainteresować.

     Zajrzałem kiedyś na ten blog, przeczytałem parę tekstów Krzysztofa Mądla i w pewnym momencie poczułem nieopanowaną potrzebę ewangelizowania tego człowieka. Zwróciłem się więc do niego z dobrym słowem, a on się natychmiast nastroszył, mój komentarz wyrzucił, a z nim i mnie samego. Od tego czasu u Krzysztofa Mądla niemal nie bywam. O ile dobrze pamiętam, od tego czasu byłem tam dwukrotnie, raz, kiedy napisał ów ksiądz tekst o Trójcy Świętej, a drugi wczoraj, żeby zapoznać się z jego projektem dotyczącym rynku podręczników. Sprawę podręczników podrzuciłem – jak się okazało, bardzo skutecznie – Gabrielowi, co do Trójcy Przenajświętszej załatwię sprawę sam.
      Krzysztof Mądel, bardzo celnie, moim zdaniem, i słusznie nazywany przez Gabriela pastorem, zaczyna od następującej skargi:
       „Wielu księży zacznie dzisiaj kazanie od banalnej i nieprawdziwej konstatacji, że Bóg Trójjedyny jest tak niepojęty, że ludziom wręcz trudno o nim mówić”.
       Ja co prawda nie bardzo wiem, w jaki sposób owa konstatacja może być jednocześnie banalna i nieprawdziwa, ale dajmy temu spokój. Czekają nas sprawy znacznie ważniejsze, a mianowicie samo stwierdzenie, niech więc będzie pastora, Mądla, że ponieważ Trójca nie jest wymysłem teologów, ale treścią czystego objawienia, z nią akurat sprawa jest jasna jak słońce, i teologowie, czy księża, którzy twierdzą inaczej, tylko biednym ludziom robią wodę z mózgu. I w tym momencie przeprowadza Mądel odpowiedni dowód. Otóż spotkał on w swojej parafii kiedyś pewną dziewczynę, jak pisze, wychowaną w bardzo religijnej katolickiej rodzinie, niezwykle inteligentną, oczytaną, która zakochała się w pewnym Arabie i przyjęła wiarę muzułmańską. Ponieważ jej rodzice, zmartwieni bardzo tym, co się stało, poprosili pastora Mądla, by z nią porozmawiał i przemówił jej do rozumu, ten ją wziął na rozmowę i oboje na całą godzinę zanurzyli się w bardzo głębokiej teologicznej debacie, którą nam na swoim blogu Mądel przedstawia niemal słowo po słowie. Śledzimy więc w najdrobniejszych szczegółach, jak to owa dziewczyna tłumaczy Mądlowi, że chrześcijaństwo jest nieporozumieniem, on jej wyjaśnia, że jest wręcz przeciwnie; on jej cytuje Pismo Święte, ona mu na to odpowiada Koranem, i oboje tak sobie gadają, aż w końcu pastor Mądel uznaje, że jest bezradny. I w tym momencie pisze tak:
      „Po godzinie doszedłem do wniosku, że toniemy w stereotypach, których nie do końca rozumiem, a o które musiałbym szczegółowo wypytać, żeby później móc jakoś na nie odpowiedzieć, więc powiedziałem mojej rozmówczyni, że jej krytyka chrześcijaństwa jest sensowna, niestety, nie dotyczy samego chrześcijaństwa, ale raczej potocznych wyobrażeń na jego temat. Ta konstatacja przywiodła mnie do następnej. Jeśli ona, wychowana trzy kroki od jezuickiej rezydencji, katechizowania za młodu, ma tak osobliwe poglądy, to jaką teologią żyją ci katolicy, którzy modlą się i czytają mniej od niej? W konfrontacji z życiem te stereotypy kiedyś będą musiały runąć”.
      A ja się już tylko zastanawiam, co się z tym człowiekiem dzieje. Przyłazi on do nas z okazji święta Zesłania Ducha Świętego z taką oto misją, by nam wytłumaczyć, że tu nie ma żadnej tajemnicy, żadnej zagadki, bo wszystko jest banalnie proste, a jako dowód, przedstawia nam swoją totalną porażkę w starciu z jakąś bidulką, która się zakochała w cwaniaku z Londynu, czy Dubaju, i uznała, że w ten oto sposób dotknęła Boga. Rozmawia z nią Mądel przez cała godzinę, próbuje jej wyjaśnić coś, co jego zdaniem nawet nie wymaga wyjaśnienia, a wszystko po to, by w końcu stwierdzić, że on właściwie do tej rozmowy jest nieprzygotowany i aby ja kontynuować, musiałby trochę więcej poczytać. A później chodzi po ludziach i chwali się tym, jak jakimś niezwykłym sukcesem.
      Mało tego. On niemal na jednym oddechu przyznaje, że wycofując się z owej próby ewangelizacji, przyznał owej świeżo-nawróconej muzułmance, że „jej krytyka chrześcijaństwa jest sensowna, niestety, nie dotyczy samego chrześcijaństwa, ale raczej potocznych wyobrażeń na jego temat”. Przepraszam bardzo, ale co to z kolei ma znaczyć? Krytyka jest sensowna, tyle że nie na temat? To jest mniej więcej tak, jak ja bym przez godzinę bronił piłki nożnej, jako fantastycznie emocjonującej dyscypliny sportowej przed kimś, kto mi wciąż powtarza, że krykiet jest nudny, a na końcu bym przyznał, że wobec jego argumentów, wprawdzie nie dotyczących footballu, ale za to logicznych i sensownych, jestem bezradny.
      Ale i to nawet nie jest najgorsze. Wciąż niemal na tym samym oddechu, pastor Mądel popada w niemal ostateczne zwątpienie. No bo skoro ktoś tak inteligentny i oczytany, również w Piśmie Świętym, jak ta muzułmanka, nie dał się uwieść profetycznej sile tak wybitnego jezuity, jak Krzysztof Mądel, to czego się można spodziewać po ludziach prostych, niewykształconych teologicznie, a może nawet niezbyt oddanych sztuce modlitwy? Skoro ona utraciła Łaskę, to co czeka nas, głupich wieśniaków, gdy zostaniemy skonfrontowani z życiem?
      Mam wielką ochotę w tym momencie zacytować Gabriela i wyznać: „Ja już nie mam siły do tego Mądla. Niech mu ktoś powie, żeby przestał”, i na tym skończyć. No ale mam cały czas poczucie, że on zasługuje na więcej. Na coś bardziej specjalnego. A więc powiem jeszcze coś. Nie mam żadnych wątpliwości, że pastor Mądel tak naprawdę nie ma bladego pojęcia, o co chodzi z tą Trójcą, z tym Duchem Świętym i w ogóle z tą całą naszą wiarą, tyle że zamiast, jak normalny człowiek, ukorzyć się przed swoją ignorancją i bezradnością, i zaufać Bogu, w swojej pysze wmawia sobie, że to wszystko jest tak naprawdę strasznie proste, tyle że tu, cholera, jacyś teologowie i głupi księża robią niepotrzebne zamieszenie, z drugiej stronie głupi ludzie ich traktują, jak nie wiadomo jakie autorytety, i wszystko się w diabli sypie.
      Tymczasem obok tej całej Tajemnicy jedna rzecz jest rzeczywiście prosta. Ta mianowicie, że każdy  ciemny polski wieśniak, na samą myśl, że mógłby zmienić wiarę na islam – i to w dodatku w konfrontacji z życiem –  najpierw popukałby się w czoło, a potem trzy razy przeżegnał (w tej właśnie kolejności), no a już przede wszystkim, gdyby syn sąsiada wrócił z misji w Iraku, kupił sobie nagle specjalny dywanik i zaczął na nim odprawiać jakieś czary, to on w jednej chwili by znalazł sposób, aby mu te głupstwa wybić z głowy. No a gdyby, jakimś przykrym przypadkiem, by mu się to nie udało, to by – zależnie od indywidualnych z nim relacji – albo się za niego modlił, albo machnąłby na niego ręką. I dalej robiłby to, co zawsze, a więc słuchał tego, co mówi stary proboszcz i wierzył. Po prostu wierzył. Czyli robił coś, o czym Mądel nie ma pojęcia.
     Już na sam koniec chciałem podzielić się jeszcze jedną refleksją. Biorąc pod uwagę intelektualną i duchową siłę, której czystą demonstrację mieliśmy okazję ujrzeć powyżej, należałoby się chyba jednak dziwić, że owa zakochana w Arabie dziewczyna, nie nawróciła pastora Mądla. Wygląda na to, że ta jej wiara była niemal tak samo kiepska jak wiara Mądla. No i ci jej biedni rodzice. Zamiast wypuszczać na nią tego nieszczęśnika, powinni byli wysłać ją gdzieś na wakacje na Podlasie, lub pod Ustrzyki. Miejscowi by sobie z nią bardzo skutecznie poradzili.

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (80)

Inne tematy w dziale Kultura