Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2432
BLOG

Zmarł Lou Reed? Wieczny odpoczynek i takie tam

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Kultura Obserwuj notkę 32

             Umarł Lou Reed, i moje dziecko pyta mnie, dlaczego w książce o rock and rollu nie wspomniałem ani o nim, ani o Velvet Underground. Otóż ja mam na to odpowiedź prostą i bardzo krótką. O Lou Reedzie i o Velvet Underground nie napisałem nic, bo ani on ani oni mi zwyczajnie nie przyszli do głowy. A przyznać muszę, że podczas pisania tej książki przyszedł moment, kiedy naprawdę bardzo intensywnie zacząłem myśleć, o kim tu można by było coś sensownego napisać, tak by ta książka miała troszkę jeszcze więcej stron, a jednocześnie nie straciła poziomu, i w ten sposób pojawiło się kilka kolejnych rozdziałów. O Lou Reedzie i Velvet Underground nawet nie pomyślałem. A szkoda. Bo to mogłaby być bardzo ciekawa refleksja.

 

     Otóż rzecz polega na tym, że zarówno Lou Reed, Nico, John Cale, Velvet Underground i oczywiście sam Andy Warhol, który ich wszystkich przez swoją pozycję i kontakty wypromował, to wszystko od początku do końca stanowiło ciężkie oszustwo. No dobra – mogę przyznać, że Nico stworzyła rodzaj muzyki, który raz że był dość unikalny, a dwa, że potrafił niekiedy robić bardzo solidne wrażenie. Jak idzie jednak o tę całą resztę, tam nie było już nic.

     Dziś, kiedy zmarł Lou Reed, tu i ówdzie czytam komentarze, że oto skończyła się historia, że oto zmarł ostatni z wielkich rockowych artystów, że współczesna muzyka będzie musiała być pisana od nowa. Przepraszam bardzo, ale kto to był Lou Reed, jeśli choć na moment skupimy się tylko na muzyce? Dwie piosenki? W tym ta lepsza o bandzie brudnych transwestytów? Jak na 50 lat to chyba nie za wiele, prawda? Nawet to co on faktycznie może zapisać po stronie zysków, a więc „Song for Drella”, to jednak przede wszystkim robota Cale’a, a nie jego. Wystarczy nastawić ucha.

       Od czasu jak pewien mój bliski przyjaciel powiedział mi, że wprawdzie on poza „My Generetion” nie umie wymienić żadnej wartej uwagi piosenki The Who, ale to nie zmienia faktu, że The Who to wielki zespół, ja już nie mam najmniejszych wątpliwości, że to co stanowi o wielkości artysty to dorobek, który można zmierzyć, a nie tylko o nim mniej lub bardziej elokwentnie opowiedzieć. Jak idzie o Velvet Underground i Lou Reeda, tam nie ma nic poza tymi dwiema piosenkami. Velvet Underground to był muzyczny projekt Warhola, który mu wyszedł jak wyszedł, skończył się na czterech albumach, i jedyne czym się zapisał w historii kultury popularnej, to wyłącznie tanimi popisami i pyskowaniem.

      Nie napisałem w swojej książce nic ani o Lou Reedzie, ani o Velevet Underground, nie dlatego, że nie wiedziałem, co o nich pisać, ale dlatego, że, jak mówię, ja nawet o nich nie pamiętałem. Pamiętałem o piosenkarzu Rodriguezie; pamiętałem o pewnej opasłej lesbijce; o Lou Reedzie i Velvet Underground zapomniałem. Uważam jednak, że jestem tu usprawiedliwiony. To był od początku do końca projekt Warhola, a jeśli jakoś się później rozwinął, to dokładnie na tej samej zasadzie, jak rozwinęło się „Bitches Brew” Milesa, tyle że na zupełnie już innym poziomie. A o Warholu napisałem. Raz. I wystarczy. Jak ktoś ma tę książkę, albo ją mieć zamierza, to sobie przeczyta. Chodzi o ten jęzor Rolling Stonesów. Tego, wbrew popularnej opinii, nie narysował Warhol, ale niejaki John Pashe, który za tę robotę dostał $50, czy coś koło tego, a Warhol mu to zabrał, jak swoje. No ale pełnia zaszczytów przypadła Warholowi. Jak idzie o Lou Reeda i Velvet Undeground, to jest jeszcze gorzej. Ten jęzor, był zawsze jednak naprawdę fajny. To było naprawdę coś wielkiego. Tu w rzeczywistości zostaną tylko ci, co przeżyli, i wciąż potrafią powiedzieć, że był czas, kiedy najlepsze dragi można było dostać przez Reeda.

Zachęcam wszystkich do kupowania książki o rock and rollu. Można ją zamawiać od rana do nocy i od nocy do rana w księgarni u Coryllusa pod adresem www.coryllus.pl

 

 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Kultura