Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
193
BLOG

Czy UE jest Europą?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Andrzej Owsiński

Czy UE jest Europą?

Geograficznie Europa nie ma zdecydowanej definicji. Tradycyjnie uchodzi za kontynent, ale ze względu na położenie traktowana jest też jako subkontynent, lub w znacznej części (mniej więcej od półwyspu Kola do Morza Czarnego) jako półwysep kontynentu azjatycko-europejskiego. Nie ma też sprecyzowanych granic kontynentalnych, przyjmuje się, że wschodnią granicę stanowi grzbiet Uralu i bieg rzeki Ural do ujścia, zachodni brzeg Morza Kaspijskiego oraz od południa grań Kaukazu, morza Czarne i Śródziemne z większością wysp.

Ale i w tym przypadku są wątpliwości, gdyż wyspa Cypr jako państwo jest członkiem UE, ale też geograficznie jest częścią Azji. Podobnie wątpliwa jest granica Europy na Kaukazie, na którym leżące po południowej stronie głównej grani gór kraje: Gruzja, Armenia i Azerbejdżan aspirują do Europy, podobnie jak azjatycki Izrael, czy pozaeuropejska Islandia. Za europejskie uznaje się kraje leżące w większości w Azji: Rosję, Kazachstan i Turcję.

Mamy zatem dość znaczny mętlik w określeniu, komu przysługuje miano kraju europejskiego, z drugiej strony nie przypisuje się temu pojęciu większej wagi i w zależności od uznania ośrodków decyzyjnych udziela się prawa przynależności do Europy

Nie miało by to większego znaczenia, gdyby nie pociągało za sobą konkretnych skutków, jak np. włączenie do europejskiego układu krajów posiadających różnorakie problemy z powiązaniami pozaeuropejskimi, jak ma to miejsce w przypadku Turcji, nie mówiąc o Rosji.

Same stosunki wewnątrz Europy powodują nie tylko kłopoty, lecz wręcz śmiertelne zagrożenie dla istnienia tej zbiorowości krajów i narodów. Po upływie blisko 80 lat od zakończenia ludobójczej i niszczycielskiej wojny w Europie i ponad 30 lat od upadku groźby sowieckiej okazuje się, że stan zagrożenia nie tylko pokojowej egzystencji, ale i bytu na tym obszarze nie ustał.

Nominalnie oskarża się o to Rosję w związku z jej agresywnymi działaniami w stosunku do sąsiadów. Trzeba jednak przyznać że znaczny udział w zachowaniu Rosji ma wspieranie jej przez Niemcy, które uznały, że Rosja ma dla nich większe znaczenie niż ich własny twór UE.

Rosjanie z kolei uważają, że mają prawo domagać się przestrzegania od państw powstałych z dawnych sowieckich republik podporządkowania regułom ustalonym przez samą Rosję, czyli traktowania ich niezawisłości wg sowieckich zasad.

„Białowieszczańska zmowa” jakby to ujął klasyk warszawskiego języka – Wiech, była takim samym oszustwem jak wszystko, co produkowała na zewnętrzny użytek bolszewia. Po prostu trzeba było zmienić zużyty i skompromitowany szyld, a przy okazji uzyskać kilka głosów na arenie międzynarodowej jako rekompensatę za nieuchronną utratę posłuszeństwa „demoludów”.

Ośrodkiem decyzyjnym miała pozostać Moskwa, ale znacznie osłabła jej siła nadzorcza i kilku krajom udało się zerwać z uwięzi. W najjaskrawszych przypadkach zastosowano środki karne, ze szczególnym uwzględnieniem Ukrainy, jako najważniejszego elementu nowego, rosyjskiego hegemonium. Dla wielu polityków na świecie to zabieg normalny, albowiem Ukraina czy kraje kaukaskie to przecież odwieczna Rosja i ma ona prawo sprawować na ich obszarze suwerenną władzę.

Istnienie Rosji ma duże znaczenie dla poszukujących niedrogiego źródła surowców, ale też i partnerów strategicznych na dłuższą, lub krótszą metę. Dla Stanów Zjednoczonych zapewne na dłużej w myśl poglądów Roosevelta i jego następców ze środowiska „demokratycznego”, licząc na jej rolę żandarma pilnującego amerykańskich interesów, nie tylko w Chinach.

Dla samych Chin Rosja jest potrzebna jako chwilowy sojusznik w konflikcie z USA, żeby w dalszej kolejności przekształcić go w przedmiot chińskiej eksploatacji.

Mamy zatem przynajmniej trzy ośrodki zainteresowane w istnieniu Rosji, ale dla dobra Europy, po kilkuwiekowych doświadczeniach najlepszym rozwiązaniem jest odwrócenie zainteresowań rosyjskich od strony zachodniej i południowej w kierunku wschodnim stanowiąc przeszkodę dla zachodniej ekspansji Azji.

Obecna wojna na Ukrainie toczy się właśnie o takie rozwiązanie, stąd UE, reprezentując żywotne interesy krajów europejskich, powinna zaangażować się intensywnie w proces izolacji Rosji w Europie, mając na względzie nie tylko Ukrainę, ale też i Białoruś i kraje kaukaskie. Jak na razie dość skutecznie przeciwstawiają się temu Niemcy i ich satelici, korzystając też z podporządkowania sobie aparatu administracyjnego UE.

Wbrew różnym planom partykularnym, gra przeistoczyła się w walkę o istnienie niezależnej Europy, rządzonej w jej bieżącym interesie, ale głównie skierowanej na kształtowanie przyszłości. Niestety nie ma oznak pełnej świadomości tego stanu, nawet ze strony krajów zaangażowanych po ukraińskiej stronie frontu. Ciągle operuje się straszakiem lokalnym, ograniczonym do Polski, krajów bałtyckich, Finlandii i Rumunii (ewentualnie z Mołdawią). Ale przecież chodzi o całą Europę, która w zachodniej części uniknęła sowieckiego zaboru nie zawdzięczając swoim własnym zasługom, ale ochronnemu parasolowi amerykańskiemu.

Stąd przez pół wieku wyrobiło się tam przekonanie o braku bezpośredniego zagrożenia ze strony rosyjskiej, a właściwie to azjatyckiej hegemonii, niesionej w konsekwencji moskiewskiej przemocy.

Czy Putin zdaje sobie sprawę z tego jaką rolę ma do wypełnienia, tego właśnie nie wiemy, ale w jego obecnym położeniu nie ma już wielkiego wyboru, chyba, że podejmie się czynu bohaterskiego i zrezygnuje z posady na rzecz frakcji ugodowej w stosunku do Europy. Zachodzi jednak obawa, że takiej, liczącej się w realiach rosyjskich, frakcji po prostu nie ma i trzeba ją dopiero stworzyć.

Czy jest ona w Rosji potrzebna?

O tym mogą decydować sami Rosjanie, problem leży w tym, że świadomość rzeczywistego interesu narodowego jest w tym kraju albo bardzo nikła, albo celowo zafałszowana przez obecną i poprzednie władze. Wejrzenie normalnego, wolnego człowieka wskazuje na wręcz tragiczne położenie Rosji z racji ubytku ludności rosyjskiej, niskiego standardu życia, powszechnej demoralizacji, alkoholizmu i wielu innych nieszczęść. Wyjście z tej zapaści wymaga rezygnacji z szaleńczych i kosztownych przedsięwzięć dla odbudowy imperium, a skierowania wszystkich sił dla ratowania narodu.

Nie ma co ukrywać, podobne zabiegi są też potrzebne dla ratowania narodów europejskich.

Największym zagrożeniem są usiłowania stworzenia jednego narodu europejskiego, pozbawionego kultur narodowych i wyjałowionego z wszelkich idei poza „życiem dla użycia”. Skończy się to nieuchronnie powstaniem reżymu przyniesionego z zewnątrz przez milionowe masy imigrantów spoza Europy.

UE w obecnej formie jest mniej więcej tym samym, czym w swoim czasie była „dyktatura proletariatu”, czyli faktycznie – dyktatura nad proletariatem. Jest w Europie ciałem obcym, narzuconym w celu panowania nad ludami europejskimi, stąd wysiłki w kierunku likwidacji narodowych kultur jako najskuteczniejszego środka obrony przed unicestwieniem. Ewentualne zwycięstwo Rosji na Ukrainie bardzo pomogło by w realizowaniu tego celu.

Znaczenie Europy we współczesnym świecie już od wieku nie polega na przewadze militarnej czy gospodarczej, ale na ciągle ważnym wpływie intelektualnym, a przede wszystkim kultury.

Tylko, że pojęcie zbiorowej kultury europejskiej wywodzi się z dorobku poszczególnych narodów, różniących się niekiedy dość znacznie, ale w sumie pochodzących z tego samego źródła.

Szacunek dla kultur narodowych jest podstawowym warunkiem tworzenia jakichkolwiek wspólnot ogólnoeuropejskich.

Istnieje przykładowo dość znaczna różnica w stosunku do uczuć religijnych w poszczególnych krajach. W Polsce szacunek dla tych uczuć jest zjawiskiem naturalnym, strzeżonym przez prawo, wprawdzie w postaci najłagodniejszej: zachowania dobrych obyczajów w stosunkach międzyludzkich, ale opatrzonych sankcjami podobnymi do wykroczeń w ruchu drogowym. Na tej zasadzie sąd skazał autorkę wyrażenia że biblię napisał jakiś „napruty winem i nafaszerowany ziołami” facet, co po prostu oznacza że „pismo święte” jakim jest biblia w Polsce i nie tylko w Polsce, jest tworem pijackiego czy narkomańskiego bełkotu. Unijny sąd w Strasburgu uznał ten wyrok jako zamach na „wolność słowa” i skazał państwo polskie na zapłacenie odszkodowania na rzecz autorki.

Całą sprawę można uznać za błahą, ale miarą złej woli sądu unijnego jest uznanie, że autorce stała się „krzywda” w postaci pozbawienia jej prawa do swobodnej wypowiedzi i równocześnie zbagatelizowania, a nawet pozbawienia możliwości stosowania prawa wewnątrz krajowego.

Równocześnie w przypadku negatywnej wypowiedzi na temat aborcji ten sam sąd strasburski orzekłby, że jest to zamach na wolność osobistą i też nakazałby karę.

A to już wyraźnie zatrąca dyktaturą, sprawa wymagała przynajmniej rozpatrzenia przez europejski trybunał w odniesieniu nie tylko do zgodności pojęć prawnych, ale przede wszystkim w stosunku do granic suwerenności państwowej członków UE.

Współcześnie na każdym kroku, począwszy od przysłowiowej już sprawy polskich sędziów (a nie sądów, jak się powszechnie mówi), UE daje wyraz negatywnego nastawienia do państw członkowskich z oczywistym wyłączeniem najpotężniejszych, decydujących o obsadzie stanowisk unijnych. Oczywiste nadużycia prawa we Francji czy w Niemczech nie wywołały żadnej reakcji ze strony władz administracyjnych czy sądowych UE.

W każdej dziedzinie, której dotknie, UE działa szkodliwie, począwszy od wielkich osiągnięć EWG stworzonej przez „Ojców Europy”, świadomie i perfidnie niszczonych przez unijną biurokrację, a skończywszy na wolności kultury europejskich narodów.

W tej chwili przeżywamy stan szczytowego zagrożenia, który może skończyć się nieukrywaną dyktaturą sił wrogich prawdziwej Europie.

Przebieg wojny na Ukrainie jest jednak światełkiem w tunelu wskazującym na możliwość uratowania wolnej Europy, wymaga to jednak likwidacji tworu, a raczej „potworu” UE i stworzenia rzeczywistej wspólnoty, do której dążyli inicjatorzy „Wspólnoty Węgla i Stali”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka