Znajomy Józefa K. Znajomy Józefa K.
112
BLOG

Bankowa logika śrubokręta - ciąg dalszy i doskonalszy

Znajomy Józefa K. Znajomy Józefa K. Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Kokosiński udał się do oddziału banku. Upatrywał w tym desperackim i ostatecznym kroku, ostatnią z możliwych, próbę i szansę nawiązania kontaktu z żywym bankierem lub chociaż kasjerem. Pomylił się. W oddziale banku nastąpiła, bowiem, reorganizacja wnętrz – pracowników obsługi klienta wypieprzono na bruk a ich miejsca zajęły stanowiska telefoniczne z słuchawkami, do których to klienci banku mogli wylewać swoją żółć. Zaraz po wejściu do placówki natknął się, wprawdzie, na pracownika bankowego w nienagannie wyprasowanej koszuli, ale było to tylko chwilowe. Pracownik po, wysłuchaniu, z jaką to sprawą Kokosiński odwiedza podwoje, skierował go natychmiast do kabiny. Kabina, zgodnie z najlepszymi kafkowskimi wzorcami, wyposażona była w smutną pustkę i jakościowo świetną klaustrofobię. Pośrodku pustki stało krzesło i mały stolik. A na stoliku telefon.

Kokosiński westchnął, podniósł słuchawkę i wybrał odnośny numer.

- Dzień dobry! – powitał go wesoło automat telefoniczny – proszę, mówiąc głośno, wyraźnie i powoli, podać cel rozmowy.

- Uaktualnienie danych adresowych – powiedział głośno, wyraźnie i powoli Kokosiński.

- Przepraszam, ale nie zrozumiałem – powiedział automat – proszę o powtórzenie celu rozmowy. Głośno, wyraźnie i powoli.

- Uaktualnienie danych adresowych – warknął głośno i wyraźnie Kokosińki.

- Przepraszam, ale wciąż nie rozumiem – zmartwił się uprzejmie automat.

Kokosińki zaklął.

- Ale, nic to, poradzimy sobie inaczej – dodał rezolutnie automat – proszę o podanie swojego kodu pocztowego. Wasz kod pocztowy to ostatnia linijka waszego aktualnego adresu zamieszkania.

- BS3 4AS – wycedził jadowicie Kokosiński.

- DB8 7XR? Dobrze zrozumiałem? – zapytał uprzejmie automat.

Kokosiński nie wytrzymał i pieprznął z całej siły słuchawką o blat stołu.

A po chwili, sapiąc wściekle, wykręcił ponownie odnośny numer.

- Proszę o podanie swojego kodu pocztowego – poprosił uprzejmie automat.

- DB8 7XR!

- BS3 4AS? Dobrze zrozumiałem?

Rozmowa z żywym człowiekiem po drugiej stronie słuchawki była równie idiotyczna jak pogawędka z automatem.

- Moja karta kredytowa została wysłana na mój niepełny adres. Z niewiadomych dla mnie przyczyn, nie byłem w stanie wklepać numeru mojego mieszkania w waszej aplikacji online – skutkiem, czego posiadacie jedynie numer całego budynku bez konkretnego mieszkania. A budynek jest duży i mieszkań w nim wiele. Prosiłbym o uaktualnienie mojego adresu - wyłuszczył sprawę Kokosiński.

- Niestety, nie mogę uaktualnić pańskiego adresu. Uaktualnienie danych adresowych spowodowałoby unieważnienie pańskiej karty, która już została wysłana na pański adres. Proszę poczekać aż karta dotrze do pana i dopiero wtedy będzie można uaktualnić dane.

Kokosińki westchnął.

- Istnieje obawa, że nie dotrze – powiedział powoli hamując wściekłość – a to, dlatego, że nie posiadacie mojego pełnego adresu.

- Zapewniam pana, że dotrze – powiedział uprzejmie telefoniczny przedstawiciel banku.

- Na, jakich, to przesłankach opiera pan swoją pewność absolutną?

- Zapewniam pana, że dotrze – powtórzył jak automat telefoniczny przedstawiciel banku.

Kokosińki pożegnał się z rezygnacją.

- Cieszę się, że mogłem dzisiaj pomóc. Zapraszam ponownie – zaprosił uprzejmie przedstawiciel.

Adres był niepełny, ale karta faktycznie dotarła do Kokosińskiego!

Nie był to jednak żaden metafizyczny splot okoliczności - ot, zacny a leciwy listonosz znał, po prostu, nazwiska lokatorów i wiedział gdzie, który z nich pomieszkuje.

Sprawa była jednak wciąż rozwojowa. Dwa tygodnie później Kokosiński odebrał telefon od pracownika banku. Ten, po pracowitym sprawdzeniu danych i tuzinie pytań potwierdzających tożsamość adresata, wyartykułował wreszcie, o co biega. Otóż, bank zachował się bardzo profesjonalnie i w ślad za kartą posłał list z pinem. List odbił się dwa razy od skrzynki pocztowej Kokosińskiego, bo inny listonosz nie wiedział już, w jakim mieszkaniu rzeczony mieszka.

Kokosińki objaśnił cierpliwie jak to wielokrotnie próbował adres uaktualnić i jak to bank zupełnie nie miał ochoty na tą szokującą nowinkę. Pracownik banku zaoferował natychmiastową pomoc i natychmiastowo adres zmienił.

Cud!

Doświadczywszy cudu, Kokosiński powiedział pracownikowi banku, że tak naprawdę to on nie potrzebuje pinu w poczcie. Pin ten, bowiem, poznał już logując się do swojego konta online. Na co telefoniczny doradca bankowy poważnym głosem oświadczył, że pin zostanie wysłany, niezależnie od tego czy Kokosińki ma na to ochotę czy nie. Zostanie wysłany, bo tako rzecze procedura!

Kokosiński odłożył słuchawkę i odetchnął z ulgą. Ulgę przypieczętował sms, który kilka minut później, z głośnym dzwonieniem, zajechał na komórkę naszego bohatera. Pisał do niego bank. A pisał tak:

„Dziękujemy za rozmowę z naszym przedstawicielem i uaktualnienie Waszego numeru telefonu. Jeśli jednak nie dokonaliście zmiany rzeczonego numeru prosimy Was o natychmiastowy kontakt z pracownikiem naszego banku.”

Historia oparta jest na prawdziwych i prawdziwie idiotycznych sytuacjach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo