Tusk wygłosił expose. Miało być zwięźle i było: Tusk przemawiał ledwie trzy godziny, a mógł dłużej (30 godzin – jak zapewniał w kuluarach). W expose roiło się od ciekawostek - ot, na przykład premier obiecał, że co miesiąc ten czy ów minister meldował będzie narodowi o zlikwidowaniu jakiegoś przywileju władzy. Kadencja Sejmu trwa cztery lata, każdy rok ma dwanaście miesięcy nietrudno więc obliczyć, że - zdaniem Tuska - władza w Polsce ma, co najmniej 48 niesłusznych przywilejów. To się nazywa konkretność! Dowiedzieliśmy się też, że w parlamencie zasiadają pracownicy służby zdrowia i "cała reszta" czyli - pacjenci, oraz, że nie uda się żadna reforma służba zdrowia - jeśli pacjentów zabraknie (co - na pewnym poziomie - jest spostrzeżeniem głęboko słusznym).
Ale to wszystko nie było najważniejsze. Słuchałem Tuska przez radio, taki odbiór wyczula na emocjonalne napięcia w głosie występującego w związku z czym stwierdzam, że Tusk zapalał się najmocniej nie wtedy, gdy mówił o budowie autostrad, ani nawet nie wówczas, gdy mówił o Kaczyńskim. Tusk był najbardziej przejęty, gdy mówił o piłce nożnej - wtedy grały w nim prawdziwe emocje. Premier o piłce mówił dłużej, niż o tarczy antyrakietowej, i bodaj czy nie dłużej, niż o stosunkach z Rosją. I chyba chodzi tu o coś więcej niż o uczucia zapalonego piłkarza. Futbol – to dla Tuska wręcz ideologia: premier oznajmił, że bez boiska w każdej gminie Polska nie wygra konkurencji na jaką skazuje nas współczesny świat i Europa. W związku z czym rząd PO-PSL chce do 2012 roku zbudować w każdej gminie stadion ze sztuczną murawą i oświetleniem. Taka myśl musi posiadać głębokie podglebie doktrynalne! Spróbujmy wydobyć je na powierzchnię...
Od - co najmniej - XIX wieku nasi historycy i ideolodzy lubią pytać o to, dlaczego Polska cywilizacyjnie odstaje od Zachodu. Odpowiedzi padają rożne. Na przykład ideolog "Zadrugi", Jan Stachniuk twierdził, że Polska odstaje z powodu swojego katolicyzmu. Tusk dodaje nowy wątek do tej dyskusji - z jego słów zdaje się wynikać, że głównym powodem naszych cywilizacyjnych niedostatków jest brak tradycji sportowych. Historycznie da się to nawet obronić - można wywodzić, że do ziem słowiańskich nie dotarli Rzymianie, którzy - jak wiadomo - wszędzie gdzie się pojawili budowali stadiony. Co prawda Rzymianie na swoich arenach nie grali w piłkę, ale też – być może – dlatego właśnie Imperium im się w końcu rozsypało. Taka futbolowa koncepcja dziejów jest teorią nie gorszą od wielu innych – rosyjscy eurazjaci wierzą, że przypływy i odpływy aktywności etnosów skorelowane są z wybuchami na Słońcu, dlaczegóżby więc nie wierzyć, że motorem dziejów jest piłka nożna? Kłopoty zaczynają się, gdy doktrynerzy dochodzą do władzy i zaczynają swoje teorie wcielać w życie. Komuniści zafundowali nam niegdyś forsowną industrializację, Tusk zamierza nam zaaplikować forsowną futbolizację. Mao chciał mieć dymarkę w każdej wsi, Tusk – stadion w każdej gminie (młodzieży wyjaśniam, że dymarka to nie jest to, co myślicie, tylko rodzaj pieca hutniczego). A co gdyby w jakaś gmina nie chciała stadionu? Gwałtem będą stawiać? Pisarz Myśliwski opowiadał niedawno w jakimś wywiadzie o suplikach pisanych przez chłopów do Bieruta w czasach kolektywizacji. Kto wie czy nie wrócimy do tej tradycji. Lud będzie pisał: „Szanowny Premierze. Doceniając cywilizacyjną rolę piłki nożnej upraszamy, by w naszej gminie postawić – jednak – sztuczne lodowisko”. Fanatyczny futboliści jeszcze dadzą nam popalić! A ja piłką nożną się nie interesuję. Póki co - jest to wciąż legalne...
Inne tematy w dziale Polityka