tad9 tad9
196
BLOG

"czy liberałowie marzą o elektronicznych owcach?" (inspirowane n

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 53

    W polityce chyba naprawdę zrobiło się spokojniej, skoro w S24 tyle się ostatnio mówi o seksie. Króluje temat "in vitro" (załóżmy, że ma to coś wspólnego z seksem), ale ja skręcę w stronę zupełnej już perwersji i mówić będę o liberałach.  Ściśle rzecz biorąc chodzi mi o stosunek liberałów do zoofilii. Zresztą – będę szczery. Tak naprawdę chodzi mi o coś zupełnie innego... Swoim zwyczajem chcę wystawić liberalizm liberałów na próbę... Zoofilia – to tylko pretekst... Zwykle to liberałowie męczą innych za nie dość mocne umiłowanie wolności, dziś ja chciałbym ich trochę pomęczyć... Zatem - czy zoofilia jest dla liberałów wyzwaniem? Czy nie powinni traktować jej jako dopuszczalnej na równych z innymi „orientacji seksualnej”? Zastanówmy się...

Liberałowie - w zasadzie  - nie potępiają zoofilii z pozycji moralnych (tego się wstydzą), próbują raczej swoim zwyczajem jechać na koniku racjonalności. Tak więc, gdy zdarzało mi się pytać o kwestię zoofilii osoby podające się za liberałów - słyszałem dwa argumenty przeciw "kulturowemu oswajaniu" tego zjawiska. Według liberałów zoofilii nie można traktować jako dopuszczalnej kulturowo "orientacji seksualnej" ponieważ:

1. Mogą z tego wyniknąć jakieś choroby

oraz - częściej:

2. Zwierzę może spotkać krzywda.

    Jak łatwo zauważyć - gdyby trzymać się kryterium racjonalności - zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku są to argumenty raczej za "kulturowym oswojeniem" zoofilii niźli przeciw temu. Zjawisko tak czy owak występuje lepiej więc, by występowało jawnie - w takim przypadku łatwiej wszak minimalizować - ewentualne - negatywne skutki uboczne. Dodajmy, że "argument z krzywdy" jest przejawem monstrualnej wprost hipokryzji - przynajmniej w ustach tych liberałów, którzy nie są zarazem wegeterianami. Ostatecznie - jakakolwiek krzywda spotkać może, powiedzmy  krowę w trakcie miłosnych igraszek z człowiekiem trudno przypuszczać, by było to coś gorszego od losu krowy w rzeźni (chyba, że będziemy brać pod uwagę już naprawdę dziwne igraszki...). Zaprawdę! W świecie, w którym legalne są parówki penalizacja zoofilii jest aberracją...

    Ale to nie jedyne zastrzeżenie, które można wysunąć przeciw „argumentowi z krzywdą”. Bo czyż nie opiera się on na swego rodzaju uprzedzeniach? Na mitach do których jesteśmy przyzwyczajeni? Wichry nowej epoki wieją zaś w inną stronę! Oto Peter Singer - szalenie ponoć modny liberalny bioetyk (acz mody szybko mijają, więc może i Singer jest już passe?) - od dawna już wzywa, by machnąć ręką na nasze stare wyobrażenia dotyczące wyjątkowego statusu homo sapiens. Te ludzkie uzurpacje Singer nazywa "gatunkowizmem" (speciesism) rozumianym jako: "dyskryminacja lub wyzysk pewnych gatunków zwierzęcych, oparta na przekonaniu o wyższości gatunku ludzkiego". Ruch wyzwolenia zwierząt - pisze Singer - żąda, byśmy odrzucili moralność szowinizmu gatunkowego i z równym poszanowaniem traktowali interesy wszystkich istot zdolnych do odczuwania przyjemności i bólu, niezależnie od gatunku tych istot"(1). Znam liberałów na tyle, że wiem co w tym miejscu usłyszę. Toć zoofilia - powie mi liberał - jest niczym innym tylko wyzyskiem zwierza przez człowieka, wyzyskowi zaś mówimy: nie!". Rzecz jednak nie da się zbyć tak łatwo. Bo czy założenie zgodnie z którym zwierzę nie może czerpać satysfakcji ze związku z człowiekiem nie jest dla zwierząt dyskryminujące? Czy - mówiąc inaczej - nie jest to przejaw gatunkowizmu? Zdarzają się wszak przypadki świadczące wręcz o zwierzęcej homofilii!

    By nie szukać daleko - w internecie krąży mocno erotyczny filmik z osłem w roli głównej, obok osła występuje pewien mężczyzna, osłowi przyznaję jednak rolę główną ponieważ to on przejawia wyraźną inicjatywę, można wręcz mówić o próbie gwałtu... (ponieważ jestem wyzwolony do tego stopnia, że nie wstydzę się  nawet pruderii zaznaczam, że nie grzebałem w internecie za tym filmem - przysłał mi go jakiś dobrodziej; film, nie wiadomo dlaczego, krążył jako sieciowy żart) . Tak więc - trudno uznać, że ZAWSZE coś się tu na zwierzętach erotycznie wymusza. Można założyć, że zdarzają się międzygatunkowe związki dobrowolne i udane. Ot, na przykład, kilka lat temu szwedzki minister ds. równouprawnienia wyznał ponoć w wywiadzie radiowym: "Siostra mojej babki żyła w Kanadzie z koniem. Uważam, że to było wspaniałe. To był związek, w którym oboje byli szczęśliwi. Pozwólmy ludziom żyć jak chcą i z kim chcą" (2). To podejście wydaje mi się szczerze liberalne. Czy się mylę?

     Zatem - czy liberałowie mają coś przeciwko "kulturowemu oswajaniu" zoofilii na wzór „kulturowego oswajania” homoseksualizmu? (można by zacząć od strony sztuki. Już wyobrażam sobie film "Tajemnica Black River" - osadzoną w realiach amerykańskiego interioru opowieść o romansie prostego farmera z wydrą przerwanego brutalną interwencją miejscowych bigotów). A jeśli mają coś przeciw - to co właściwie? Nie ukrywam, że liczę, zwłaszcza, na odpowiedź profesora Sadurskiego, który dzielnie dzierży w S24 sztandar liberalizmu...



Przypisy

1. Peter Singer, O życiu i śmierci, upadek etyki tradycyjnej.
2. cyt.za: Marek A.Wojciechowski, Niezdrowe sporty rowerowe, Szczerbiec142/143.

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (53)

Inne tematy w dziale Polityka