Rakowski redaguje, a Urban współ finansuje (1) miesięcznik „Diś” . Jest to pismo ciekawe już choćby z tego powodu, że dobrych rad jak rządzić państwem udzielają w nim tuzy – lekko licząc - trzech ostatnich rządów PRL. Jeśli więc tęsknicie do twórców i sterników wiekopomnego „drugiego etapu reformy gospodarczej”, macie ochotę na ciepły tekst o KBW (Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego), albo na jakiś kawałek o męczeństwie Wojciecha Jaruzelskiego – „Dziś” jest czymś dla was. Oprócz tego wszystkiego, na ostatnich stronach znajdziecie listy od czytelników. A to już jest rzecz bezcenna daje bowiem wgląd w mentalność postkomuny w stanie krystalicznie czystym....
Dość często listy do „Dziś” pisują weterani PRL-owskich służb mundurowych z emerytami LWP (Ludowego Wojska Polskiego) na czele. Ich lektura dostarcza szczególnych wrażeń... Otóż, trudno gdziekolwiek indziej znaleźć równie budujące – że tak powiem – wytryski patriotyzmu. Patriotyzmu – rzecz prosta – PRL-owskiego. Idę o zakład, że dziś jeszcze wszyscy ci majorowie i pułkownicy ruszyliby szturmować Danię, gdyby nieboszczyk Greczko zmartwychwstał i wydał rozkaz... Idolem dla tej trzódki jest – jak łatwo zgadnąć – Wojciech Jaruzelski, a pierwszym szwarc-charakterem „zdrajca Kukliński”... Autorzy listów wprost zieją szczerą nienawiścią bodaj do wszystkiego co zdarzyło się po roku 1989, chociaż – jako żywo – specjalna krzywda komuny przecież nie spotkała. Krótko mówiąc: ci ludzie byli, są i do śmierci będą wierni „Polsce Ludowej”. I – w sumie – nie ma się czemu dziwić. Są jej produktem...
Dział „listy” miesięcznika „Dziś” polecam tym wszystkim, którzy dali się nabrać na opowieści o neutralnych fachowcach z PRL-owskich służb, którym należy dać szansę na pracę w służbach III RP. To wszystko blaga. Trzeba, doprawdy potężnej dawki naiwności, by uwierzyć, że w PRL udało się to, co nie udało się nigdzie indziej: stworzenie apolitycznej kadry państwowców - idealistów pragnących, po prostu – służyć krajowi. PRL była pozbawionym suwerenności, ideologicznym państwem policyjnym (by nie szafować już terminem „totalitaryzm”). A służby mundurowe stanowiły jej twarde jądro. Z WSI na czele. Nigdy dość powtarzania „młodym, wykształconym z dużych miast”: „wojskówkę” zainstalowali w Polsce sowieci. Dosłownie. Kiedyś nazywało się to Głównym Zarządem Informacji Wojskowej, prawie 100 procent jej kadry dostarczył „Smiersz”. Informacja uchodziła za najbrutalniejszą formację czasów „stalinizmu”, a jej sowieckiego umocowania bali się nawet towarzysze partyjni z samych szczytów władzy(2). W 1957, na fali „destalinizacji” kilku funkcjonariuszy Informacji trafiło przed sąd, a reszta po prostu przepłynęła do WSW (Wojskowa Służba Wewnętrzna). Od początku do końca Polski Ludowej trafiali do tej służby najwierniejsi z wiernych i najpewniejsi z pewnych. Tacy jak pan Dukaczewski – rezydent PRL-owskiego wywiadu w Waszyngtonie i kursant GRU. Ktoś, kto trafiał w takiej roli do Waszyngtonu musiał być pewniakiem i dla władców PRL i dla władców ZSRS. A po to, by uwierzyć, że szkolenie w GRU to po prostu szkolenie przez służbę specjalną taką samą, jak każda – trzeba nic nie wiedzieć o Związku Sowieckim i o jego relacjach z państwami satelickimi... Dukaczewski nie pisuje listów do "Dziś". W III RP nie został emerytem...
W 1990 PRL-owska „wojskówka” przepoczwarzyła się w WSI. Wcześniej, na rozkaz generała Buły, tkwiącego w służbie od lat „stalinizmu” puszczono z dymem tysiące teczek (a może tylko zmieniono ich lokalizację?).. WSI narodziła się bez weryfikacji, choć należało rozpędzić to towarzystwo na cztery wiatry przy pierwszej nadarzającej się okazji.... Dziś dopiero możemy oglądać chór płaczek opłakujących (miejmy nadzieję ostateczny ) zgon tej formacji (jak mówią ludzie podli, nieświadomi lub dowcipni „polskiego kontrwywiadu”). Antoni Macierewicz najwyraźniej okazał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Sądząc po histerii z jaką mamy do czynienia – celnie ugodził postkomunę w samo jądro. A po takim ciosie opadają maski. I tu dochodzimy do Platformy Obywatelskiej (czym jest SLD – kto chce, wie od zawsze). Otóż, trzeba sobie to powiedzieć wprost: Platforma jest dziś partią funkcjonalnie postkomunistyczną. Czym różni się od SLD? Bo ja wiem? Może jest bezczelniejsza z powodu rodowodu; występuje też – rzadko, lecz ciągle - pewna różnica retoryczna wytwarzana głównie przez pełniącego obowiązki „frakcji konserwatywnej” posła Gowina... I brak odchylenia antyklerykalnego. Niewiele tego... Jeśli ktoś widzi inne różnice – proszę o ich wskazanie. Co w takim razie robią w PO ludzie o dobrych życiorysach? No właśnie – też chciałbym wiedzieć...
Przypisy
1) Urban, być może już do „Dziś” nie dopłaca, nie wiem...
2) Montując procesy przeciwko „swoim” starali się robić to w ramach służb cywilnych.
Inne tematy w dziale Polityka