tad9 tad9
256
BLOG

Żydzi panny Marii

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 12
Tekst jest odgrzewany, prawie dwa lata temu pojawił się na moim (starym) blogu, ale, odświeżam go, bo znów stał się aktualny. Stało się tak za sprawą tekstu Marii Janion wydrukowanego w ostatniej „GW”. W tekście Janion przedstawia „Nie-boską komedię” jako „dzieło ze skazą”.


***

    W sobotnio-niedzielnym wydaniu "GW" - wywiad z Marią Janion (chodzi o rok 2006 – tad). Janion czytać zawsze warto, jest bowiem doskonałym rezonatorem środowiskowych mód. Jeśli chcecie wiedzieć co aktualnie wypada "nosić" - sięgajcie śmiało po najświeższe teksty pani profesor, właściwe wskazówki znajdziecie na pewno. Rzecz prosta przestawianie poglądów zgodnie z aktualnym zapotrzebowaniem nie jest specjalnością wyłącznie Janionówny, to cecha charakterystyczna całego środowiska do którego należy, jednak Janion ma tę właściwość, że idzie na całość. Angażuje się całym sercem. I przez tą ostrość jest doskonałym wskaźnikiem. A inną zaletą śledzenia twórczości prof. Janion jest to, że widzieć możemy jak jedne mody ustępowały miejsca kolejnym. Ot, weźmy opinię prof. Janion o kulturze polskiej. Cytat  z rozprawki "Patriota wariat", ze zbioru "Wobec zła" (wydano w 1989):

"I na zakończenie aforyzm o Polsce: "Gdyby nie była tak nieszczęśliwa, nikt by jej tak szaleńczo nie kochał". Cóż to znaczy? Że Polacy mają jakiś szczególny pociąg do nieszczęścia, że lubują się w nim, że pragną być nieszczęśliwi, że mają skłonności samobójcze, że są obłąkani, że nie chcą żyć dla ojczyzny, lecz jedynie ciągle dla niej umierać? Nie! Mnie się zdaje, że to znaczy tylko jedno: że Polacy są ludźmi. A może są szczególnymi ludźmi, jakby chyba nie darwinowskimi. To taka gałąź ludzkości, która w skutek dziwnych zbiegów okoliczności wypadła poza szczeble darwinowskiej ewolucji. Bo (wbrew Norwidowi, który rozgoryczony w liście napisał, a jest to wykorzystywane w dość nieszlachetnych celach, że człowiek w Polaku jest karzeł) - wielki jest człowiek w Polaku. Nie chce uznać, że przeżywają jedynie silniejsi i oni tylko zasługują na chwałę, że siła idzie przed prawem, i że polityka nie ma nic wspólnego z moralnością. (...). To dlatego wreszcie tutaj człowiek polega na tym, że kocha to co nieszczęśliwe, słabe, upadające pod ciosami przemocy, uciemiężone i prześladowane, że tutaj ten dziwny człowiek zazwyczaj jednak nie chce umieszczać się po stronie zdrowych na rozumie (albo przynajmniej uważanych za takich) pysznych swą siłą materialną zwycięzców, lecz po stronie zwyciężonych, często nawet szaleńców".

To lata 80-te. Skoczmy teraz do roku 2004. W październiku owego roku "GW" ukazuje się tekst Janionówny "Rozstać się z Polską?" (wcześniej, w nieco innej wersji drukowany w "Krytyce Politycznej"). Czytamy w nim: "Właśnie jednolitość patriarchalnego "polakokatolicyzmu" (...) niechęć do różnorodności, nieumiejętność rozluźnienia megalomańskiego pancerza megalomańskiej, próżnej polskości przyczyniają się do bolesnego odczucia kryzysu kultury i powstawania nastrojów ucieczki z tego z tego męczącego i dusznego kraju". Według Janion A.D 2004 kultura polska "...ma tradycyjnie patriarchalno-katolicki charakter, objawiający się w zinstytucjonalizowanej dominacji pierwiastka męskiego, narodowego, heteroseksualnego", przy czym niezwykle ważnym elementem tej kultury jest  - rzecz prosta - antysemityzm.  Janion wywodzi, że w mogłaby  podpisać się pod tym, co o kulturze węgierskiej miał do powiedzenia Imre Kertesz (oczywiście zmieniając słówko "węgierska" na "polska"), a Kertesz o kulturze węgierskiej palnął coś takiego: "Wydaje się, że cierpiąca na kompleks ojca, pogrążona w sadomasochistycznej perwersji dusza małego narodu wschodnioeuropejskiego nie może istnieć bez wielkiego ciemiężyciela, na którego mogłaby zrzucić winę za swoje niepowodzenia, ani bez mniejszości narodowej, tego kozła ofiarnego, na którym mogłaby się wyżyć, dając upust nagromadzonemu w trakcie codziennych porażek nadmiarowi nienawiści i resentymentów"

     Nietrudno zauważyć, że, ględnie rzecz ujmując, ocena jaką wystawia Janion kulturze polskiej z roku 1989 różni się mocno od oceny wystawianej w roku 2004. Poza wszystkim innym mamy tu do czynienia z godnym uwagi intelektualnym wygibasem. Bo też cóż takiego stało się pomiędzy rokiem 1989 a 2004 by usprawiedliwić tak drastyczną zmianę? Poglądy mogą ewoluować. Zgoda. Ale u Janion tej ewolucji brak. Jej oceny zmieniły się z gwałtownością godną przełącznika prądu elektrycznego. Trach! I już. Konia z rzędem temu, kto dowiedzie mi, że pani profesor przeszła jakąś intelektualną drogę (zaświadczoną w publikacjach) usprawiedliwiającą tak gwałtowny zwrot. Nie odnotowałem czegoś podobnego, a - wierzcie mi lub nie - jej twórczość znam, jeśli nie całą, to w sporej jej części. W latach 90-tych Janion oświadczyła, po prostu że "Polska przestała na nią działać" (cytat nie musi być dosłowny, ale chyba jest), i jak dawniej kadziła, tak teraz zaczęła ganić. Powtórzmy zatem pytanie: co stało się pomiędzy 1989 a 2004 rokiem? Nic oczywiście - poza zmianą środowiskowych mód. Ani w latach 80-tych Polacy nie byli tak wspaniali, ani w 2004 nie byli tak paskudni, jak to Janion opisała, zwyczajnie - w latach osiemdziesiątych środowisko do którego Janion należy duszą i ciałem przechodziło akurat fazę bratania się z ludem a po 1989 roku wróciło do swojej zwykłej postawy "krytycznej" (wobec tubylczych świętości). Ot i cała tajemnica.

     Wróćmy do wywiadu w "GW" sprzed kilku dni (rok 2006). Otóż, od pewnego czasu w środowisku Janion "nosi się" feminizm i kwestię "polskiego antysemityzmu". I - jak łatwo zgadnąć -  tym właśnie zagadnieniom poświęca się teraz pani profesor  z całych sił (widać to mocno w cytacie z "Rozstać się z Polską?").  Feminizm sobie darujmy, zajmijmy się Żydami i "polskim antysemityzmem". Otóż, Żydzi pojawili się na horyzoncie zainteresowań Janionówny stosunkowo późno, ale gdy się już pojawili - pojawili się na dobre. Stało się to w gruncie rzeczy dopiero w latach 90-tych XX wieku. Wcześniej Żydzi dla profesor Janion praktycznie nie istnieli. Przez lata całe nie zwracała na nich uwagi. Jeśli w ogóle pojawiali się w jej pracach, pojawiali się marginalnie. Dziś jest jej nawet głupio z tego powodu, mniej więcej rok temu, w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów" mówiąc o tym, czego żałuje, powiedziała, że żałuje właśnie tego, że tak mało dawniej poświęcała Żydom uwagi. Przejrzała pewną swoją książkę wydaną przed laty - zwierzała się rozmówczyni z "WO" - a tam o Żydach - nic. O chłopach jest, a o Żydach ani słowa. Dlaczego? - dziwi się Janion - i żałuje, ale - cóż - póki co książek wstecz pisać się nie da.  

    Ale to przeszłość. Dziś Janion nadrabia zaniedbania z właściwą sobie gorliwością. W omawianym wywiadzie przedstawiła zresztą Janionówn piękną metrykę swoich okołożydowskich zainteresowań. Otóż, filosemityzmem zaraził ją - paradoksalnie - jeszcze przed wojną ksiądz Kolbe produkujący antysemicki "Mały Dziennik". Pod wpływem takiej lektury zapałała Janion do Żydów "szaloną miłością". "Gdy tylko nauczyłam się czytać, trafiłam na Żydów, zafascynowałam się nimi i stałam się ich wielbicielką" - zwierza się prof. Janion, dość skutecznie ukrywająca później swoje fascynacje. Ale to nie koniec. Oto, w strasznym roku 1968, została Janion mianowana "Żydem duchowym" przez Jana Jakubowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego, Jakubowski - jak sądzę - był moczarowcem. Zatem - endecy przedwojenni i powojenni moczarowcy uczyli prof. Janion filosemityzmu. Czyż można sobie wyobrazić lepszą intelektualno-polityczną drogę? Oczywicie - nie można. Idę o zakład, że w całej tej historii sporo jest konfabulacji, a przynajmniej koloryzowania, ale - niech tam. Przynajmniej zręcznie skomponowane. Tak czy owak, Żydzi, jak dawniej prawie dla Janion nie istnieli, tak począwszy od lat, 90-tych stali się jednym z centralnych tematów jej rozważań. Zwłaszcza w kontekście "polskiego antysemityzmu".

    Sprawa nie jest błaha - dziś profesor Janion twierdzi, że antysemityzm jest jednym z kluczowych czynników określających polską kulturę. Wynika z tego, że obdarzona ponoć wybitnym intelektem uczona przez dekady całe prześlepiała problemy kluczowe, co chwały jej nie przynosi, ale powiedzmy, że w przypadku kogoś, kto przez prawie dziesięć lat uważał Stalina za geniusza jest to możliwe. Jak to prześlepianie wyglądało?  Weźmy na przykład "Nie-Boską komedię".  "Nie-Boską komedią" zajmowała się Janion między innymi w rozprawce "Dekadencja czy traumatyzm?", zamieszczonej w tomie "Zło i fantazmaty" (wyd. 1989). Dramat Krasińskiego rozważała tam z ulubionej perspektywy krytyki fantazmatycznej, (określając fantazmaty jako "rozmaitego rodzaju wyobrażenia, urojenia, przywidzenia, mistyfikacje, marzenia i iluzje"). "Nie-Boska Komedia" to była wówczas dla niej "genialna, jedna z najbardziej przejmujących syntez XIX wieku, zawierająca w sobie również ziarno wieku XX".  Zaznaczała, że Krasiński "umiał wybierać najlepsze "miejsce fantazmatyczne" (najlepsze: to znaczy takie, z którego najwięcej widać) i umiał je wypełnić wrażliwością swojej niezwykłej wyobraźni", oraz, że "widział to, o czym inni nie mieli jeszcze najmniejszego pojęcia".  Czy jest tam coś o fantazmacie antysemickim?  Nic. Ani słowa. Jest "fantazmat rewolucji", jest  o "dziecięcych koszmarach" autora dramatu związanych ze śmiercią matki , jest o polowaniach, które wiodły Krasińskiego do uznania "dwuznaczności zbrodni", jest o fantazmatach związanych ze śmiercią, o "skoku w przepaść" jako fantazmacie. Jest i o tym, że dramat zawiera "wiele wspaniałych scen, ujawniających historyzację tak bardzo ostatecznego konfliktu społecznego", historyzację odwołującą się do znanych wydarzeń historycznych, takich jak upadek Rzymu. Autorka cytuje też fragment listu Krasińskiego, w którym poeta pisze, o końcu świata chrześcijańskiego, który nastąpić może przez napływ "wewnętrznych barbarzyńców". Więc może tu będzie coś o Żydach? Bynajmniej. Tymi "wewnętrznymi barbarzyńcami" jest tylko lud. Nie znaczy to, że przed 1989 rokiem Maria Janion wcale nie dostrzegała w "Nie Boskiej Komedii" owych słynnych przechrztów ssących Talmud. Dostrzegała, lecz po by znaczenie tego motywu umniejszać. Kto nie wierzy - niech sprawdzi.


    Weźmy teraz  książkę "Do Europy tak, ale razem z naszymi umarłymi". To  już późne lata 90-te. Na stronie 67 demaskuje Janion Krasińskiego, jako antysemitę. Pyta wpierw: "Co właściwie przedstawił Krasiński w "Nie-Boskiej komedii"?", i od razu udziela odpowiedzi: "Jest to typ knującego sekretnie zgubę chrześcijaństwa przechrzty. Właśnie marrana czy frankisty, który prowadzi "pracę markotną, boleśnie zawziętą", po to, by obalić Krzyż. Swoją złowrogą, niszczycielską rolę Żydzi mogą spełnić do końca dzięki rewolucji. "Krzyża zbutwiałego" bronią już tylko "pany", lada chwila zostaną oni pokonani i "praca wieków" dopełni się. Pojawia się tutaj stereotyp Żyda, który jest tylko rzekomo nawrócony i spiskuje przeciwko czcicielom krzyża, stereotyp tak silnie nacechowany antysemityzmem, że - co dla nas bardzo przykre - Duker nie obawiał się zobaczyć w "Nie-Boskiej komedii" jednej z najwcześniejszych poprzedniczek "Protokołów Mędrców Syjonu".

Cóż, fakt, że uważa (ła?) za "genialne" dzieło będące jakoby prekursorskim w stosunku do "Protokołów Mędrców Syjonu" stawiać może prof. Janion w roli mocno dwuznacznej, ale mniejsza już o to. To już nie nasz kłopot. Naszym kłopotem jest to, że w dyskusjach publicznych robią za gwiazdy osoby mało wiarygodnie intelektualnie, dla których pierwszym, i bodaj jedynym przykazaniem, pozostaje środowiskowy konformizm.


PS

Ktoś mógłby powiedzieć, że unikanie przez Januion tematyki Żydowskiej niejako wymuszał PRL – tematyka nie była cenzuralna. Otóż, takie postawienie sprawy jest nie do obrony. To prawda, nie można było pisać swobodnie, ale COŚ tam dało się napisać, zwłaszcza w latach 80-tych, o czym zresztą świadczą wydawane wtedy oficjalnie książki. Istniał zresztą także „drugi obieg”.

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka