tad9 tad9
234
BLOG

requiem dla bohaterskiego misia...

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 10

    Antonio Gramaci, stary włoski komuch twierdził, że każdy powinien sporządzić sobie na własny użytek listę wpływów jakim podlega(ł). W ten bowiem sposób łatwiej jest zrozumieć dlaczego sądzi się to, co się sądzi. Jest to rada bardzo akuratna i wszyscy powinniśmy jej posłuchać, a – gdybyśmy posłuchali - na wysokim miejscu listy wpływów wylądować powinna - ujmując rzecz ogólnie - PRL. Nieboszczka PRL, czy nam się to podoba, czy nie tkwi bowiem w naszych głowach mocniej, niż sądzimy. Nawet szczęśliwcy urodzeni 5 czerwca 1989 roku (i później) jej wpływów nie uniknęli, choć były to już wpływy często pośrednie. Bądźmy precyzyjni. Nie mam tu na myśli wpływu ordynarnej propagandy, lecz wpływ subtelny, rzekłbym nawet wyrafinowany... A piszę to wszystko po lekturze tekstu prof. Sadurskiego pt. „Ech, ta polska dusza”. Prof. Sadurski w sposób zasadniczy nie zgadza się z „Esejem o duszy Polskiej” prof. Legutki, w tym także ze stwierdzeniem, że „ostatnie 70 lat historii naszego kraju, to konsekwentne niszczenie polskiej tradycji, które powoduje, że Polska dziś to kraj o zerwanej tradycji”. Nie można mówić o konsekwentnym niszczeniu przez komunistów tradycji – twierdzi prof. Sadurski  - albowiem nie rząd, lecz społeczeństwo jest tradycji depozytariuszem. Społeczeństwo zaś tradycję kultywowało wcale nieźle...

    Widzę rzecz inaczej. Społeczeństwo, oczywiście kultywuje tradycje na własną rękę, zwykle jednak robi to nie tylko za pomocą rozmów z babcią (nie ujmując im wagi), ale też  przy pomocy instytucji – medialnych, edukacyjnych, badawczych... Instytucje zaś były w PRL opanowane przez komunistów, którzy do głównego nurtu tradycji polskiej mieli stosunek jak najgorszy. Realny socjalizm był „kontrkulturą u władzy”; rzadkim w historii przypadkiem gwałtownego opanowania centrów kultury przez przedstawicieli kultury marginesu. Takie hece zawsze mają duże konsekwencje i z PRL jest nie inaczej. Mówić jednak, że komuniści niszczyli polską tradycję to znaczy rzecz upraszczać. Komuniści chcieli nie tyle tradycję zniszczyć, co ją przemodelować. Niszczenie wybranych obszarów tradycji było tylko jednym z elementów tej operacji, o czym niżej... Wszystkie elementy procesu modelowania widziałbym zaś tak:


1. Asymilacja
2. Niszczenie
3. Promowanie


    Asymilacja, z grubsza rzecz biorąc oznaczała działanie na rzecz wpisania możliwie dużych kawałków tradycji do nurtu „postępowego” polskiej kultury, a więc nurtu niejako antycypującego PRL. Każdy, kto przeszedł przez PRL-owską szkołę wie o czym mówię. Młodzieży wyjaśniam, że absolwent PRL-owskiej szkoły miał ją opuszczać w przekonaniu, że najwięksi poeci, pisarze i publicyści od czasów średniowiecza po czasy II RP zajmowali się „lewicującą” krytyką społeczną i gdyby tylko dane im było doczekać PRL-u, to by go entuzjastycznie poparli. Do praktyk asymilacyjnych zaliczyć można także orwelowskie chwyty w rodzaju wpakowania Pałacu Kultury do „Przygód Koziołka Matołka”, czy podmienianie słów i wersów w wierszach i powieściach. Te podmiany świetnie się zresztą komunistom udały i wiele funkcjonuje po dziś dzień. Albo – taka anegdota. Przypuszczam, że w potocznej świadomości jako ważna figura funkcjonuje Andrzej Frycz Modrzewski, renesansowy myśliciel. Dlaczego Modrzewski ma tak mocną pozycję? Smętna prawda wygląda tak: postać Modrzewskiego w edukacji PRL-owskiej wypromowano, by „przykryć” postać Stanisława Orzechowskiego, dotąd znacznie bardziej od Modrzewskiego popularnego („O Orzechowskim tyleż pisze się w podręcznikach, co o Kochanowskim, czy Reju” – pisał przed wojną Stanisław Piasecki). Zdaniem Janusza Tazbira pozycję Modrzewskiego, jako największej gwiazdy polskiego renesansu na dobre „ugruntowano”  w 1953 – 1954 roku dzięki zorganizowaniu z rozmachem obchodów 400-tej rocznicy jego urodzin.

    Ale tasowanie hierarchii ważności historycznych postaci, to jeszcze nic... Asymilacja miała też aspekt niszczycielski. Mimo reinterpretacyjnych wygibasów nie wszystko przecież dało się w całości wpisać do nurtu „postępowego”. Żeromskiego, dajmy na to, jakoś tam zasymilowano, ale – przycinając (do zniszczenia przeznaczono teksty typu „Na probostwie w Wyszkowie” czy „Snobizm i postęp). Jak już widać niszczeniem nazywać będziemy działanie na rzecz wymazania z pamięci społecznej tych kawałków kultury, które nijak nie dały się zasymilować. Przycinanie Żeromskiego (i podobne działania wobec innych autorów) zaliczam jednak do „asymilacji”, Żeromskiego bowiem nie próbowano „skasować” zupełnie.  Zanim jednak zajmiemy się niszczeniem wspomnijmy o ostatnim elemencie procesu modelowania kultury, czyli  - o promowaniu.  Promowanie było działaniem na rzecz stworzenia „własnych” bohaterów, „własnych” twórców, krótko mówiąc -  „własnej” kultury. Usiłowano – na przykład – z wypromować na bohatera ludu postać niejakiego Kostki Napierskiego, który w XVII wieku próbował organizować chłopski bunt. Z Napierskim nie wyszło najlepiej, ale już gdzie indziej komuniści odnieśli gigantyczny sukces, a kto nie wierzy, niech się zainteresuje życiorysami naszych „autorytetów moralnych” (po więcej szczegółów odsyłam do mojego wpisu pt. „Opowieść o Strasznych Starcach”). Tyle o promowaniu, dalsza część tekstu będzie o niszczeniu, a nadałem jej dramatyczny tytuł....

Requiem dla Bohaterskiego Misia.

    Przypuszczam, że na hasło „palenie książek” uzyskalibyśmy odzew „naziści”, ewentualnie – „inkwizycja”. W każdym bądź razie z niszczeniem książek nie kojarzą się komuniści, i jest to kolejny z ich wielkich sukcesów. Bo przecież tak, jak w ilości trupów, tak też ilością zniszczonych książek komuniści biją nazistów na głowę. Spotkałem się z szacunkami, że bolszewicki przewrót kosztował Rosję 80 procent księgozbiorów (ale to już wydaje mi się przesadą). Nas jednak zajmą dziś bolszewicy „polscy”. Biblioteczna czystka jaką przeprowadzili pozostaje epizodem historii nie dość porządnie opisanym. I chyba rację będzie miał ten, kto pomyśli, że wpływ na to ma i ta okoliczność, że czas niszczenia książek był zarazem czasem rozkwitu (szybkich) karier wielu dzisiejszych koryfeuszy. Czystka zaczęła się rozkręcać w 1949 roku. Z bibliotek zniknąć miały książki „ideologicznie szkodliwe, złe, wrogie ustrojowi ludowemu”. Zaczęto od bibliotek publicznych i szkolnych, później miano się zabrać za biblioteki kościelne i prywatne. Trefne tytuły trafiały na poufne listy, najobszerniejsza lista pojawiła się w 1951 roku. Opracowywano ją w Wydziale Prasy KC PZPR i Centralnym Zarządzie Bibliotek Ministerstwa Kultury i Sztuki. Na listę trafiło 1682 tytuły, szczególną uwagę zwracano na literaturę dziecięcą (563 tytuły). Jak pisze Joanna Siedlecka kasowano „absolutnie wszystkie” książki dotyczące tradycji harcerskich („Jak prowadzić drużynę harcerską”, „Historia harcerstwa polskiego”, „Antek Cwaniak”), religijnych („Legendy z życia świętych”, „Boża ścieżka Królowej Kingi”), mówiące o kresach („Dzieci Lwowa”, „Orlęta lwowskie”, „Uśmiech Lwowa”, „Bohater Wilna”), legionach Piłsudskiego („Białe róże”, „Wiersze o Marszałku”), wojny polsko-bolszewickiej („Pożoga”), polskiego udziału w kampanii wojennej na Zachodzie („Dywizjon 303”). Nie zapomniano oczywiście o przedwojennych podręcznikach szkolnych. Szczególnie uwzięto się na takich autorów jak Ossendowski, Bełza, Rogoszówna, Czeska-Mączyńska, Buyno-Arctowa, Zechneter, Gomulicki, Mniszkówna....

    By nie przedłużać –  co prawda nie udało się komunistom „wykasować” z pamięci społecznej wszystkich książek i autorów, które skasować zamierzali, ale sporą część skasowali. Popularnie przed wojną nazwiska i tytuły dziś mówią coś – najwyżej – badaczom literatury, tak jest – na przykład – z „Bohaterskim misiem” Bronisławy Ostrowskiej. „Bohaterski Miś” był przed wojną bodaj najpopularniejszą książką dla młodzieży, dziś – praktycznie nie istnieje (wznowiono go po 1989, ale czterdziestoletnia „dziura” zrobiła swoje). Komunistycznym specom od  modelowania kultury udało się misia ukatrupić. W ogóle zresztą – wiele im się udało.  Tak więc, Drogi Czytelniku, jeśli w Twojej świadomości Andrzej Frycz Modrzewski funkcjonuje mocniej niż Stanisław Orzechowski, jeśli nie razi Cię Pałac Kultury w „Przygodach Koziołka Matołka” i jeśli mówisz sobie: „Bohaterski Miś? Pierwszy raz śłyszę...”, wiedz, że jesteś chodzącym dowodem sukcesu PRLowskiego Ministerstwa Prawdy...  


PS


Informację o czystce w bibliotekach podaję za „Obławą” Joanny Siedleckiej

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka