Rozpoczynający się dziś szczyt w Lizbonie to trudny sprawdzian polskiej dyplomacji – dwuznaczna ocena jej osiągnięć podczas szczytu w Brukseli spowodowała naturalną chęć osiągnięcia bardziej przekonywującego wyniku. Polskie postulaty nie poddają się łatwej ocenie; z jednej strony mamy najgłośniej dyskutowany z nich - włączenie mechanizmu z Ioanniny do Traktatu. Polska, nowy kraj w UE w trakcie procesu przeformułowania, czy właściwie tworzenia, polityki integracyjnej, dodatkowo o niekorzystnym położeniu geopolitycznym i nie znajdujący szerokiego zrozumienia dla swojej polityki w najważniejszych stolicach Europy, posiada naturalny interes w korzystaniu z silnego mechanizmu obrony swoich interesów. Trzeba jednakże pamiętać, że mechanizm ten ma działanie obosieczne, a badania porównawcze wskazują, że to nie Polska jest krajem najwcześniej blokującym działania Rady UE, lecz Niemcy, wobec dominacji których ten mechanizm jest domyślnie wymierzony (lub przynajmniej tak odbierany). Z drugiej strony, mający duże szanse na realizację, postulat posiadania przez Polskę stałego Rzecznika Generalnego przy Europejskim Trybunale Sprawiedliwości ocenić należy jako jednoznacznie korzystny – system prawny UE przypomina anglosaski common law, gdzie twórcza rola sądów kształtuje prawo, a głos Rzeczników często wpływa na wyroki Trybunału. Dobrze jest mieć tam swój silny głos, choć i tu trzeba pamiętać, że 12 lat rządów Reagana i Busha oraz 5 nominacji w 9-osobowym składzie amerykańskiego Sądu Najwyższego nie wpłynęły znacząco na jego linię orzeczniczą – konserwatywni sędziowie, gdy uzyskują władzę, często poddają się nieodpartemu pragnieniu korygowania demokracji.
Urzędnicy europejscy obawiali się, że szczyt UE może stać się w Polsce okazją do instrumentalnego wykorzystywania negocjacji dla wyborczych celów. Tak jak myśleli, tak się stało, ale faktycznym rezultatem raczej się na razie nie martwią. Podczas debaty przedwyborczej Donald Tusk zarzucił Jarosławowi Kaczyńskiemu, że przystępując do „protokołu brytyjskiego” w sprawie Karty Praw Podstawowych chce pozbawić Polaków przywilejów socjalnych „gwarantowanych” przez ten dokument. Pomijając polityczne spłaszczenie tematu KPP do kategorii gry typu win-lose, był to, jak zauważa Barbara Fedyszak-Radziejowska, faul i to podwójny. Lider PO nie tylko całkowicie zamienił faktyczne role czołowych partii w schemacie solidarna-liberalna (co trudno raczej uznać za deklarację stałej zmiany), ale również pominął całą masę, delikatnie mówiąc, „wątpliwych” przepisów KPP, które często nie mają nic wspólnego z deklarowanym przez jej twórców i stronników potwierdzaniem już istniejących praw. Gdyby Karta była jedynie taką kompilacją zupełnie wystarczyłoby przystąpienie do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka z 1950. Można mieć jednak nadzieję, że roszada Tuska nie wpłynie na stanowisko Polski, która nie ugnie się pod naciskiem postępowych eurokratów.
Będzie to trudne, jednakże Brytyjczycy ze swoimi czterema red lines, także Austriacy, których postulat ograniczenia napływu niemieckich studentów sprzeniewierza się podstawowym zasadom czterech swobód będących fundamentem UE, a także Włosi, którzy pod przywództwem byłego „Europejczyka” Prodiego toczą groteskowy spór o jedno miejsce w Parlamencie Europejskim, mają szansę wybić się na pierwszych hamulcowych. Trzeba im tylko na to pozwolić, dyskretnie osiągając swoje własne cele. Czy polscy negocjatorzy to potrafią? Czas pokaże…
Maciej Brachowicz
Katedra Unii Europejskiej
Klub Jagielloński
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka