Po dojściu do władzy PO nie pozbyła się swojego antypisowskiego odruchu. Obecnie zaczyna go przerzucać na projekt polityki zagranicznej, gdzie ma być zorientowana głównie na UE. Nie kwestionując samego założenia pragnę zwrócić uwagę na istotne zagrożenie płynące z takiej polityki.
Już w trakcie debaty z Jarosławem Kaczyńskiem Donald Tusk skrytykował premiera za przyłączenie się do „protokołu brytyjskiego”. Wówczas chodziło o rzekome pozbawienie Polaków korzyści socjalnych, po wyborach Tusk chwalił Kartę jako dokument reprezentujący „wartości europejskie”. Do chóru krytyków stanowiska PiS szybko przyłączył się Bronisław Komorowski stwierdzając, że jeżeli Karta gwarantuje „prawo do godności”, to nie widzi w niej problemu. Na koniec Jacek Saryusz-Wolski uznał, że skoro Unia nie ma kompetencji w sprawach związanych z kwestiami moralności, to zagrożenie jest wydumane. Każde z tych stanowisk oparte jest jednak o bardzo powierzchowną recepcję.
Co to jest „prawo do godności”?
Zakończenie II WŚ wyzwoliło dwa współgrające ze sobą procesy; przewartościowanie pojęcia publicznego prawa międzynarodowego oraz regionalną współpracę międzynarodową, która w najbardziej rozwiniętej formie przybrała postać Unii Europejskiej. Pierwszy z tych procesów wymaga szerszej uwagi.
Prawo międzynarodowe publiczne regulowało przede wszystkim stosunki między suwerennymi państwami. Nawet jeszcze Karta Narodów Zjednoczonych za swój główny cel uznawała zachowanie pokoju. Jednakże ogłoszona w 1948 r. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ wprowadziła zupełnie nową jakość – wyraźnie uznawała, że pewne prawa przysługują osobom niezależnie od woli suwerena. Podstawą tych praw była przyrodzona godność człowieka, która nakładała na niego także obowiązki (art. 29).
Ryszard Legutko zauważa, że pojęcie godności jako źródła praw zakłóciło panującą wówczas dychotomię, polegającą na uzasadnieniu praw z pierwotnego stanu natury lub jako ochronę przed arbitralną władzą państwa. Po raz pierwszy sama osoba ludzka była uzasadnieniem istnienia jednostkowych praw (Traktat o wolności, Gdańsk 2007, s. 46 i n.).
Krakowski filozof dostrzega w tej konstrukcji potencjalną groźbę, jednakże w chwili powstania Deklaracja wiązała się z ogromnymi nadziejami. Mary Ann Glednon pisze o Deklaracji: „gdy czytana tak, jak została zaprojektowana, czyli poprzez pryzmat całości, stanowi zintegrowany dokument, który opiera się na koncepcji godności osoby ludzkiej w ramach ludzkiej rodziny. W treści, tak samo jak w formie, jest deklaracją współzależności – współzależności ludzi, narodów i praw” (A World Made New, New York 2002, s. 174). Obraz człowieka widoczny w Deklaracji nie jest obrazem oderwanej od obowiązków jednostki, lecz osoby będącej organiczną częścią społeczeństwa, w którym podstawową rolę odgrywa rodzina, jako miejsce afirmacji najważniejszych zasad społecznych i obowiązków wobec innych ludzi. Godność w deklaracji nie jest więc „prawem”, jak to się ją współcześnie określa, lecz „darem”, który zobowiązani jesteśmy (byliśmy?) wykorzystywać w dobrym celu.
„Europejskie wartości”
Deklaracja mogła być tak odczytywana, gdyż nie została oparta na pustej definicji godności, lecz na godności pochodzącej od chrześcijańskiej koncepcji człowieka, wspomaganej konfucjańską koncepcją otwartości na innych (w początkowym etapie prac, gdy autorzy mieli problem z wyrażeniem dwoistej natury człowieka, indywidualnej i społecznej, pewne sformułowania przedstawione przez przedstawiciela jeszcze nie komunistycznych Chin okazały się pomocne). Problem w tym, że w dominującym nurcie myśli europejskiej ta koncepcja już nie funkcjonuje.Właściwie funkcjonuje koncepcja jej zupełnie przeciwna i wobec niej antagonistyczna, dla której Joseph Weiler ukuł znane już powszechnie określenie „chrystofobia”. W Europie wielu chrześcijan obawia się ukazywać publicznie swoich religijnych przekonań, odgrywając rolę średniowiecznych marranos, którzy „zamykają okiennice nie dlatego, że są prześladowani, ile ze względu na własne uczucie zawstydzenia” (Chrześcijańska Europa, Poznań 2003, s. 70).
Powodów istnienia „murów getta wewnętrznego” należy upatrywać w postawie europejskich elit po II WŚ. O ile jeszcze osoby ukształtowane przed jej wybuchem, tj. Schuman czy Adenauer, wstępowały w okres po jej zakończeniu z nowymi nadziejami na lepszą przyszłość w zastanym świecie, o tyle młodsze pokolenie zwracało się przeciw zasadom, na jakich ich świat został zbudowany, gdyż miały one być przyczyną nieszczęść ludzkości. Wśród tych zasad były przede wszystkim tradycyjne wartości, tj. rodzina, religia czy patriotyzm, gdyż to właśnie posłuszeństwo mocnym autorytetom ograniczające swobodną sferę działania jednostek miało je ogłupiać i ponosić winę za brutalność aktów przemocy.
Jak to się jednak stało, że te nowe ideały zyskały w tak krótkim czasie tak duży rozmach? Otóż nowe pojęcie prawa międzynarodowego i współpraca regionalna idealnie się do tego nadawały. Gertrude Himmelfarb, opisując fenomen kontestacyjnej i kontr-kulturowej rewolucji lat 60-tych w USA, pisze o sile napędowej tych idei: „rewolucja rasowa, zainspirowana ruchem praw obywatelskich, rewolucja seksualna, hałaśliwie propagowana przez feministki i zwolenników pigułki antykoncepcyjnej, rewolucja demograficzna, której dzieckiem była niezwykle silna kultura nastolatków, rewolucja polityczna, wreszcie rewolucja, którą można określić jako rewolucję psychologiczną, a którą Christopher Lasch nazwał ‘pokoleniem narcyzmu’. Każda z tych rewolucji była ważna, wszystkie ‘karmiły się’ sobą nawzajem, rozbudzając niechęć do uznanych instytucji i autorytetów, odrzucając konwencjonalne style życia i zachowania” (Jeden naród, dwie kultury, Warszawa 2007, s. 30-31). Autorka zauważa na marginesie, że w Europie te wstrząsy były jeszcze silniejsze. Do tego były szczególnie podatne na internacjonalizację, gdyż łączyły się z niechęcią do państwa narodowego. Powoli projekt integracji europejskiej został „porwany” przez piewców nowego ładu. Wydarzenia 1968 r. w Polsce miały zupełnie inny charakter, dlatego zapewne ten kontr-kulturowy potencjał, wyzwolony na zachodzie, jest u nas tak słabo rozumiany.
Porównanie Deklaracji z 1948 r. z KPP z 2000 r. daje w tym kontekście ciekawy, acz smutny, wynik. Czytamy w preambule deklaracji: „uznanie przyrodzonej godności oraz równych i niezbywalnych praw wszystkich członków wspólnoty ludzkiej jest podstawą wolności, sprawiedliwości i pokoju na świecie”, a następnie w art. 1: „Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi w swej godności i w swych prawach. Są oni obdarzeni rozumem i sumieniem i powinni postępować wobec innych w duchu braterstwa.” W przeciwieństwie do tego obrazu godności, jako podstawy praw i obowiązków, czytamy w preambule Karty: „Unia jest zbudowana na niepodzielnych, powszechnych wartościach godności ludzkiej, wolności, równości i solidarności”, a w art. 1 po prostu: „godność ludzka jest nienaruszalna”. Gdy godność przestaje być podstawą praw, a staje się po prostu jedną z wielu podstaw porządku konstytucyjnego, przestaje służyć jako istotna wskazówka interpretacyjna mająca na celu samoograniczenie roszczeń opartych na indywidualnych prawach, co widać w dalszej części Karty. Niestety ktoś lub coś kazało wierzyć Bronisławowi Komorowskiemu, że wszystko jedno jak godność zostanie ujęta w tekście, ważne żeby była. Być może przyszły minister w rządzie PO, Andrzej Zoll, będzie w stanie wytłumaczyć panu Komorowskiemu o co w tym wszystkim chodzi…
Pełzająca rewolucja
W dzisiejszym świecie ważną rolę odgrywa autokreacja, będąca spadkiem po pokoleniu sixties. W celu uzyskania wolności należy przezwyciężać ograniczenia świata zewnętrznego tak, aby uzyskać sposób życia, który uznaję za najlepszy. A skoro nie istnieje żadna koncepcja ograniczająca moje dążenia, poza wyrządzeniem (bezpośredniej) szkody innym, a godność to tylko pusty frazes, mogę ją określić tak, jak mi się podoba. A zatem, jeżeli godność przysługuje wszystkim, a wszystkie światopoglądy są równouprawnione, to godność może być wykorzystywana np. do zgłaszania żądań równouprawnienia przez grupy mniejszościowe, bez względu na ograniczenia wynikające np. ze społecznej funkcji rodziny. Zatem to nie prawo jest określane przez godność, lecz godność przez przysługujące prawa, jak brzmiała znana maksyma aktywistek feministycznych z konferencji ONZ Kairo +5.
Ryszard Legutko określił to przekonanie mianem współczesnej hybris, która nie jest pychą nadczłowieka, ani nie wiąże się z żadną wielką i spójną ideą, jest raczej pychą „poczciwca, który korzysta z mechanizmów demokratycznych, by sobie i swojej grupie stworzyć wygodne warunki egzystowania”. Człowiek taki nie stawia się w pozycji wielkiego twórcy, lecz raczej „rzemieślnika, który pracuje nad szczegółami wielkiej budowli. Nie zadaje sobie nigdy pytania, czy jego praca współgra z całością konstrukcji i czy jej nadmierny rozrost nie zniszczy harmonii całości” (Traktat…, s. 113). Nie należy jednak odczuwać ulgi z tego powodu; przeciwnie, fakt, że nie da się tu dostrzec jednego wielkiego zamysłu utrudnia śledzenie realizacji tego zespołu idei, który jednakże w ogromnym stopniu wpływa na nasze życie, czego nie rozumie niestety Jacek Saryusz-Wolski, zdolny z ogromną mocą walczyć o polskie interesy w tradycyjnych grach międzypaństwowych.
Rozpowszechniony pogląd, że skoro zawarto w Karcie klauzule ograniczające jej działanie to nie ma się czego bać, ma dwie wady: po pierwsze jest niepełny, a po drugie nieprawdziwy. Karta jest zdolna wpływać na przyjmowane rozwiązania prawne również w sposób pośredni. Dwa przykłady zobrazują, o co mi chodzi. W przyjętej 16 stycznia 2006 r. Rezolucji nt. homofobii w Europie Parlament Europejski, powołując się na KPP, „wzywa Państwa Członkowskie do zapewnienia partnerom tej samej płci poszanowania, godności oraz ochrony na równi z resztą społeczeństwa” (par.2). Wiadomo co kryje się za tym sformułowaniem. Skoro Karta nie ma zastosowania do praw krajowych w tej kwestii, to na jakiej podstawie PE „wzywa”? Chyba tylko na podstawie samozwańczego uznania się za hobbes’owskiego „Boga śmiertelnego” ogłaszającego treść umowy społecznej (rezolucja została przyjęta ogromną większością głosów). Czy takie wezwania nie stanowią presji na państwo, aby zmieniło swoje prawo?
Nieistniejąca już Sieć Niezależnych Ekspertów UE ds. Praw Podstawowych doszła do wniosku, że umowa Słowacji ze Stolicą Apostolską o tzw. „klauzulę sumienia”, pozwalającą lekarzowi nie dokonać zabiegu aborcji, narusza prawa kobiet zawarte w Karcie, pisząc w tej samej opinii ponadto, że „kościoły i organizacje religijne nie mogą wymagać od osób dla nich pracujących, których zajęcia nie mają związku z ich przekonaniami religijnymi, by byli tej określonej wiary”, gdyż stanowiłoby to dyskryminację. Sieć już nie istnieje, ale została przekształcona w Agencję Praw Podstawowych, której kompetencje, na razie skromne, będą rosły. Wystarczy czekać na jej wybryki…
Nie jest również prawdą, że tzw. twarde prawo nie będzie kształtowane przez Kartę. W sprawie K.B., orzekanej przed ETS, powódka złożyła skargę na regulację brytyjską, która nie pozwoliła jej życiowemu partnerowi (R.) na otrzymanie jej renty w razie jej wcześniejszej śmierci. Problem w tym, że nie mogli się pobrać, gdyż R. był(a) wcześniej kobietą, a zgodnie z prawem brytyjskim płeć wpisana do akt stanu cywilnego nie może zostać zmieniona. Powódka argumentowała, że ta regulacja sprzeciwia się art. 141 TWE. Trybunał dochodzi do przekonania, że „w tym przypadku wymóg [małżeństwa] nie może zostać uznany za per se dyskryminujący, gdyż dla celów przyznania renty po zmarłym jest bez znaczenia, czy powód jest mężczyzną czy kobietą. Jednakże, w sytuacji takiej występuje nierówność traktowania, która chociaż nie narusza bezpośrednio korzystania z prawa chronionego przez prawo Wspólnot, wpływa na jeden z warunków korzystania z tego prawa. Nierówność traktowania nie odnosi się do przyznania renty po zmarłym małżonku, ale do koniecznego warunku wstępnego otrzymania takiej renty: mianowicie, zdolności do zawarcia małżeństwa” (C 117/01, par. 29-30). Trybunał uderzył w samą istotę prawa małżeńskiego kraju, choć sprawa zupełnie tego nie dotyczyła! Skoro zrobił to bez KPP, to co go powstrzyma pod jej rządami? Opinie, że zrobią to klauzule horyzontalne są wyjątkowo naiwne, i niestety mocno rozpowszechnione, szczególnie wśród prawników.
Co robić?
Donald Tusk powiedział ostatnio, że przed podjęciem decyzji w sprawie Karty odbędzie konsultacje w tej sprawie. Swoim skromnym, acz pewnym swoich racji, zdaniem apeluję do przyszłego premiera i innych polityków Platformy, aby nie zmieniali przyjętego przez poprzedników kursu wobec KPP i przyłączyli się do „protokołu brytyjskiego”. Jego działanie nie gwarantuje pełnej osłony, ale ma możliwość osłabienia potencjału Karty. W przeciwnym, razie w swoim uznaniu dla „europejskich wartości” wpisanych w Kartę, będą równie naiwni, jak masa pseudo-liberałów wierzących, że mówią językiem Hayeka, a naprawdę mówiących językiem Habermasa lub nawet Marcusego. A to nie przystoi (wciąż) konserwatywnej partii we (wciąż) konserwatywnym kraju…
Maciej Brachowicz
P.S. Jeżeli zgadzacie się z przedstawionymi powyżej tezami proszę Was, dajcie o tym znać wskazanym w tytule osobom (lub innym politykom PO). Oto dane kontaktowe:
Biuro Poselskie Donalda Tuska
ul. Szeroka 121/122
80-835 Gdańsk
formularz mailowy: www.platforma.org/kontakt/
Biuro Poselskie Jacka Saryusz-Wolskiego
ul. Rewolucji 1905 r. nr 9
90-273 Łódź
biuro@jaceksaryusz-wolski.pl
jacek.saryusz-wolski@europarl.europa.eu
Biuro Poselskie Bronisława Komorowskiego
ul. Krakowskie Przedmieście 6
00-325 Warszawa
biuro@bronislawkomorowski.pl
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka