RadykalnyRowerzysta RadykalnyRowerzysta
219
BLOG

Mróz, śnieg i policyjne kontrole

RadykalnyRowerzysta RadykalnyRowerzysta Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Dużo się działo w ostatnich dniach i tygodniach od ostatniego wpisu. Przede wszystkim uderzyła zima. Nie ma się co rozczulać, powoli przemija, ale mróz był ostry na tyle, że moje rowerowe dodatki wydawały jakieś diabelskie piski. Nie wspominam o tym co działo się z moją twarzą, jak marzły stopy czy dłonie. Do tego oczywiście niewywiązywanie się Gminy z uporządkowania dróg rowerowych. Jazda po zasypanych drogach rowerowych była ciężka i niebezpieczna. Jeden z zaliczonych upadków skończył się mocnym zbiciem obojczyka, a jazda ulicami była potrójnie niebezpieczna. Po 1. również ślisko, po 2. przysypane koleiny i dziurska uliczne były jeszcze bardziej niebezpieczne, po 3. kierowcy nie dostosowywali prędkości do jakości drogi, wykazując się jak zwykle nie tylko brawurą ale i zwykłym chamstwem. Do tego policyjne kontrole. Żeby była jasność. Nie mam szacunku do żadnego z mundurów. Każda służba mundurowa jest dla mnie zjawiskiem patologicznym, gdzie dominują zwykłe półgłówki. Policja jako kontynuatorka milicji dominuje rzecz jasna.

Ostatnio zostałem zatrzymany do kontroli trzeźwości 2 razy, w piątek i dzisiaj (sobota). Powód? Zbyt dziwne zachowanie na drodze. Nie widziałem żadnych blokad na kołach tych aut, które zastawiały drogi rowerowe, albo karania kierowców, którzy spychali bezczelnie z dróg rowerowych bo nie mieścili się na swoim pasie ze swoimi blaszakami. W piątek walczyłem z utrzymaniem równowagi na zmasakrowanej ulicy Mogilskiej na krzyżowce z ulicą Kosynierów. Na tej ostatniej widzę patrol policyjny. Zaraz za wiaduktami uciekłem z ulicy na zaśnieżoną drogę rowerową. Patrol mnie mija i przy następnej policyjnej brawie, chłopina w mundurze wychyla się przez okienko i prosi do siebie. Podjeżdżam. Ten pyta, czy jadę "na trzeźwo". Odpowiadam, że inaczej w tak skandalicznych warunkach nie da się jechać na rowerze. To co dmuchniemy, odparł. Możemy, odpowiedziałem. Przed wyjściem z pracy zjadłem jabłko. Myślę sobie, sejmowym prosiakom wychodziły promile, to i mi wyjdą. Dmucham. 0,00. Dziekuję, do widzenia. Na pamiątkę dostałem ustnik. I uwagę, że chyba trudno jeździć na oponach, które ma mój rower. Odparłem, żeby nie był śmieszny i popatrzył uważnie na stan dróg rowerowych. To hańba. Popatrzył co by jeszcze skomentować z roweru, ale ciągle świecąca się lampka tylnia utwierdziła go chyba, że nie za bardzo jest do czego.

Z kolei dzisiaj, zatrzymano mnie do "dmuchania" tuż za rondem Mogilskim. Zjeżdzając w nie z ulicy Kopernika zarzuciło mnie na błocie śniegowym. Wywalczyłem równowagę, nie upadłem, podpierałem się butami. Co pana tak rzuca, trzeźwi jesteśmy, zapytali. Odparłem, że jestem sam i nie trzeba gadać do mnie w liczbie mnogiej. Procedura jak dzień wcześniej. 0,00. Rozjechaliśmy się. Na pamiątkę mam dwa ustniki z "dmuchania" bo dziwnie wyglądałem na rowerze walcząc o bezpieczny przejazd do pracy i do domu. Takie życie rowerzysty w królewsko-stołecznym Krakowie. Masakra. Po prostu. Niebawem ma nadejść wiosna. Będzie lepiej. Trzeba w to wierzyć.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości